Warto być wdzięcznym

Można po ludzku powiedzieć, że przepisy Starego Testamentu traktowały trędowatych bardzo brutalnie. W Księdze Kapłańskiej czytamy: „Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! (…) Jego mieszkanie będzie poza obozem” (Kpł 13,45-46). Taka postawa zrodziła się z lęku, jaki towarzyszył tej zakaźnej i prawie nieuleczalnej wówczas chorobie. Jeśli choroba ustępowała trzeba było decyzji kapłanów świątynnych, aby chory mógł powrócić do wspólnoty. Nikt inny nie mógł o tym decydować. Można powiedzieć, że trędowaci z dzisiejszej Ewangelii tworzą jakiś rodzaj wspólnoty losu. To, co ich jednoczy to przede wszystkim wielkie cierpienie fizyczne, które towarzyszyło tej chorobie a ponadto wykluczenie społeczne niepozwalające im na żadne relacje ze zdrowymi osobami. I to właśnie z tej ich po ludzku głęboko tragicznej sytuacji rodzi się okrzyk wołania skierowany do Jezusa: „ulituj się nad nami”. Choroba separuje ich od świata zdrowych, ale wierzą, że nie separuje ich od Bożego miłosierdzia. Poza tym wierzą, że wspólne wołanie o to miłosierdzie ma większą moc. Wszak sam Chrystus potwierdzi, „gdy dwaj albo trzej zgodnie o coś prosić będą, wszystkiego użyczy im Ojciec Niebieski.” [Mt 18,19]

W odpowiedzi słyszą: »Idźcie, pokażcie się kapłanom!«”. Jezus postępuje zgodnie z prawem Mojżeszowym. Cud dokonuje się w tym przypadku bez żadnego znaku, gestu, dotyku. Jest tylko słowo Jezusa wskazujące drogę postępowania. Co więcej, z ust Jezusa nie pada nawet wyraźna obietnica uzdrowienia. Tymczasem Ewangelista odnotowuje: „Gdy szli, zostali oczyszczeni”. Aby wydarzył się cud, potrzebna jest moc Boga, ale też ludzka odpowiedź – zawierzenie, pójście we wskazanym przez Boga kierunku. Także wtedy, gdy ta droga wydaje się do bólu zwyczajna. Tego doświadczyli trędowaci – okazali zaufanie słowu Jezusa i nie zostali zawiedzeni w swojej ufności.

Ewangelia jednak dodaje, że tylko jeden z dziesięciu wrócił, aby okazać wdzięczność. Wcześniej wszystkich dziesięciu stanowiło wspólnotę cierpienia i błagania. Gdy jednak przyszło podziękować za cud uzdrowienia, z towarzyszy losu został tylko jeden i co więcej Ewangelista Łukasz odnotowuje, że był to Samarytanin; czyli ktoś, kto w przekonaniu Żydów był dalej od Boga niż pozostali. To daje do myślenia. Czasem bardziej wdzięczni okazują się ci, po których nikt by się tego nie spodziewał. Ci, którzy są dalej od Boga, gdy doświadczą Jego łaski, bywają bardziej zaskoczeni, uradowani, wdzięczni.

„Gdzie jest dziewięciu?” – to pytanie Jezusa powinno niepokoić. Czy nie jest tak, że za rzadko dziękuję Bogu, za łaski, jakich mi udziela? Św. Matka Teresa z Kalkuty zwykła mawiać, że postawa wdzięczności wobec Boga wyostrza nasze widzenie i łatwiej dostrzegamy Jego dary i oznaki Jego działania i miłości w naszym życiu a w konsekwencji stajemy się mniej niewdzięczni i narzekający. Myślę, że to wielki temat do przemyślenia dla nas, Polaków, którzy ogólnie lubimy narzekać..

Samarytanin szybko przekonał się, że warto było wrócić i podziękować, bo tylko on usłyszał pochwałę Jezusa i zaproszenie do dalszej drogi. Dzisiaj także jest wiele osób, które doznają mocy Chrystusa, oczyszczenia z trądu grzechów, uzdrowienia, wysłuchania próśb w ważnych dla nich sprawach. Ilu z nas po takich doświadczeniach zatrzymuje się na chwilę lub wraca, by podziękować Bogu? Jeden na dziesięciu? Wdzięczność to nie tylko kwestia kultury, ale nade wszystko miłości i potwierdzenie, że Bóg jest dla mnie kimś więcej niż Tym, który spełnia moje zachcianki i pragnienia. To potwierdzenie, że jest dla mnie Tym, któremu gotów jestem zawierzyć całe moje życie ze świadomością, że On się o mnie troszczy i że wiara w Niego nadaje głęboki sens mojemu życiu, zarówno w chwilach radosnych jak i w chwilach, które są dla mnie próbami wary.

A żeby nie być gołosłownym pragnę raz jeszcze podziękować tym wszystkim, którzy przyczynili się swoją pracą, wspaniałymi pomysłami, doskonałymi kulinariami a nade wszystko modlitwą i obecnością do uświetnienia wczorajszych obchodów dziesięciolecia naszej wspólnoty medytacyjnej. Dziękuję zarówno tym, którzy towarzyszą naszej grupie systematyczną obecnością na spotkaniach jak i tym których już dawno nie widziałem. Dziękuję także tym, którzy, choć nie mogli być obecni ciałem łączyli się z nami duchem. Noszę Was wszystkich w moim sercu, każdego dnia zawierzając Bogu w mojej modlitwie a zwłaszcza, gdy staję przy ołtarzu Pańskim. Niech Maryja, Matka Boża Jerozolimska wyprasza Wam wszelkie potrzebne łaski.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji