Motywacja do modlitwy

Z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła:

Umiłowani: Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu. (1 J 1,5nn)

W praktyce medytacji nie często pytamy siebie o to, co nas do niej motywuje? Tymczasem jest to jedno z najważniejszych pytań, które powinniśmy sobie postawić zarówno na początku tej praktyki, jak i wracać do niego w jej trakcie. To zresztą ważne pytanie wpisane w cały kontekst naszego chrześcijaństwa a więc przeżywanej przez nas wiary. To do św. Augustyna należy słynne zdanie odnoszące się do jego osobistego wyboru Chrystusa i gotowości by podążać drogą Ewangelii: „Raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę”. Innymi słowy jest to pytanie o nasze intencje.

W życiu duchowym ważne jest zrozumienie swojej motywacji, gdyż to ona będzie determinować nasze wybory, jakich w świetle wiary chcemy dokonywać.  Bez wątpienia jednym z takich wyborów, istotnych dla życia wiary jest modlitwa. Również forma tej modlitwy, która – jak pisał z kolei arcybiskup Anthony Bloom , prawosławny metropolita Londynu – „im będzie bardziej osobista, tym będzie bardziej autentyczna”.

Właściwie nie ma złych odpowiedzi na pytanie: Dlaczego się modlę? Czy też: Dlaczego modlę się taką a nie inną formą modlitwy? Jeśli odpowiedzi te będą nas zbliżały do prawdy o nas samych i o Bogu, ku któremu mają nas prowadzić to już spełnią swoją rolę. Stawiając sobie także pytanie o motywację w modlitwie zobaczymy, że w miarę rozwoju duchowego ta motywacja będzie się zmieniać (a przynajmniej powinna). Początkowo mogą nami powodować egoistyczne pobudki. Nie byłoby dobrze jednak, gdyby po latach punkt ciężkości naszej modlitwy nie przesuwał się ku bezinteresownej miłości; by w mniejszym stopniu był płaszczyzną handlu z Panem Bogiem – jak zwykł nazywać taką interesowną modlitwę Merton –  a służył jedynie większej otwartości serca i pełnej wdzięczności odpowiedzi na miłość, która stała się naszym udziałem. Winniśmy pamiętać, że modlitwa (a może szczególnie medytacja mająca najmniej okazji by karmić nasze fałszywe ego) może okazać się często trudem, miejscem zmagania a nawet pewnego rodzaju ascezą w życiu chrześcijan. Będzie tak zawsze, gdy zawalczymy o czas na medytację wtedy, gdy np. nam się nie chce medytować; czy gdy będziemy zbyt zmęczeni i jedyne, o czym marzymy to, aby porządnie się wyspać; czy gdy będziemy uginać się pod presją czasu i pół godziny, które poświęcimy na medytację mogłoby okazać się pomocne do zrealizowania innego zadania. Przeznaczanie stałego czasu na modlitwę i medytację jest zgodą a nie rzadko walką o to by dać pierwszeństwo Bogu w naszym życiu przed naszym „ja”.  Taka praktyka sama w sobie będzie prowadziła nas do oczyszczenia motywacji naszej modlitwy: jako miejsce szukania Boga – będzie nas uczyła odkrywania wagi Jego pierwszeństwa w naszym życiu, które może uzasadniać jedynie miłość i głęboka wiara, nigdy obowiązek; zaś jako praktyka ubóstwa ducha, czystości serca i wyrzeczenia się własnego „ja” będzie źródłem wewnętrznej przemiany, uzdalniającej nas do wejścia w doświadczenia kontemplacji i spoglądania w jej perspektywie na nasze codzienne życie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca