Dać się wypełnić

Wtedy matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.  (J 2, 5)


Przywołałem fragment Ewangelii o weselu w Kanie, choć nie jest on przypisany do dzisiejszej Liturgii Słowa, ale dlatego, że towarzyszył nam we wczorajszej pięknej uroczystości, jaka miała miejsce w kościele Matki Bożej Jerozolimskiej, jaką były święcenia diakonatu brata Dariusza. Do tej wybranej przez niego Ewangelii biskup Michał Janocha dał poruszający i głęboki komentarz, który chcę także nieco odnieść do doświadczenia medytacji.

Wino w tej scenie ewangelicznej symbolizuje prawdziwą radość, jaka może być udziałem człowieka tylko za sprawą łaski. To już Lew Tołstoj pisał, że w doświadczeniu modlitwy Chrystus uczy ludzi, że jest w nich coś, co wznosi ich ponad życie, z jego gonitwą, lękiem i pożądliwością, wlewając w nasze serca poczucie wolności i towarzyszącej jej radości.

Idąc tym tropem możemy doświadczyć, że medytacja jest tą formą modlitwy, która prowadząc nas do kontemplacji a także przez fakt, że już poniekąd do tego rodzaju modlitwy kontemplacyjnej się zalicza pozwala nam odkryć prawdziwą głębię modlitwy. Na ścieżkach kontemplacji, jak pisze Merton „nie dążymy do tego, aby stać się jedno z Bogiem, lecz, aby tę jedność, która jest już naszym udziałem na mocy sakramentu chrztu świętego rozpoznać i pozwolić, aby stała się naszym świadomym doświadczeniem”.

Nie ma wątpliwości, że głębia modlitwy nie jest naszym osiągnięciem, lecz łaską. My jesteśmy jedynie proszeni o współpracę z tą łaską, o otwarcie się na nią. I tutaj właśnie bardzo wymownym wydaje się być obraz cudu w Kanie Galilejskiej. Chrystus prowadzi nas na głębię modlitwy przez nasze posłuszeństwo Jego woli. Po ludzku nie możemy tutaj niczego zaplanować, przyśpieszyć, czy zaprogramować. Maryja – największa Kontemplatyczka –  prosi nas, abyśmy uczynili wszystko, co powie nam Jej Syn. To właśnie czynimy w doświadczeniu medytacji wsłuchując się w Jego głos, który przychodzi i przebija się do naszego serca, przez powtarzanie wezwanie modlitewne. To Słowo (werset), który recytujemy w medytacji jest nie tylko tym, które nas prowadzi, gdyż podążając za nim nie zgubimy drogi, jest także słowem, które wedle słów Biblii przenika nas jak miecz obosieczny prowadząc do prawdy o nas samych i prawdy o Bogu. (Hbr 4, 12-13). Mamy tu na myśli prawdę pozaintelektualną, prawdę, która bardziej staje się doświadczeniem serca (jak u mistyków) niż wiedzą, którą jesteśmy w stanie posiąść mocą rozumu.

Innymi słowy używając obrazu ewangelicznego jesteśmy zaproszeni, aby dać się wypełnić aż po brzegi. To „wypełnienie aż po brzegi” jest synonimem naszej dyspozycyjności w modlitwie. Chodzi o zaangażowanie się w nią całym sercem, gdyż modlitwa jest relacją z Bogiem. W ten sposób poniekąd Chrystus przygotowuje w nas grunt pod cud, który pragnie uczynić – chce nas bowiem wypełnić swoją łaską. Ale może to uczynić właśnie na miarę naszej dyspozycyjności, na miarę naszego oddania. Jak mówił we wczorajszej refleksji ks. Biskup Michał – jeśli oddamy się, powierzymy i zaangażujemy w tę relację z Chrystusem na 100 %, to i On wypełni nas swoją łaską na 100 %. Jeśli zaś zaangażujemy się w mniejszym stopniu, to i łaska będzie mogła w nas zaowocować w mniejszym stopniu. Nie dlatego, że Bóg jest ograniczony naszą dyspozycyjnością, ale dlatego, że On szanuje naszą wolność. A nigdzie bardziej ten szacunek dla wolności nie uwidacznia się tak, jak w relacji miłości, której przestrzenią jest modlitwa.

Cud przemiany, jaki dokonuje się w nas, za sprawą modlitwy przypomina poniekąd ten cud przemiany wody w wino. Aby jednak mógł nastąpić wymaga od nas całkowitego zaufania Chrystusowi i posłuszeństwa Jego słowu, za którym podążamy w medytacji.

Czasem, gdy musimy długo oczekiwać na owoce medytacji, które się w nas ujawniają, gdy przychodzi nam przez długi czas zmagać się z rozproszeniami, czy z oschłością w modlitwie, pojawia się pokusa, że może Pan Bóg powinien nas prowadzić inną drogą, szybszą, łatwiejszą. Tymczasem Chrystus pragnie nas uwolnić od zbytnich oczekiwań związanych z modlitwą. Zaprasza, abyśmy uczyli się cieszyć samym byciem w Jego obecności, niczego nie oczekując, tak jak niczego nie spodziewali się słudzy w Kanie Galilejskiej, gdy Chrystus wydawał im coraz dziwniejsze (po ludzku sądząc) polecenia. A jednak cud mógł dokonać się właśnie przez ich posłuszeństwo, przez ich wytrwałe podążanie za głosem Chrystusa. I tak dzieje się w doświadczeniu medytacji. Tutaj też podążamy za głosem Chrystusa, który wybrzmiewa w naszych sercach. I właśnie to wierne podążanie sprawia, że w chwili, której się nie spodziewamy ta dyspozycyjność, którą wypełniliśmy nasze serca zamienia się w radość bezpośredniego doświadczenia Bożej obecności; że znika wewnętrzny zgiełk, który może zrodzić w nas czasem błędne poczucie wyobcowania z relacji z Bogiem i zaczynamy widzieć więcej i głębiej już bez zasłony. Doświadczamy, że Bóg, którego szukaliśmy znalazł nas, zna i podtrzymuje nas w swoich objęciach miłości, w która jesteśmy zanurzeni nieustannie, choć czasem nieświadomie. Prawda, że „w Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” staje się doświadczeniem namacalnym, którego już nikt i nic nie może nam odebrać. Warto czekać na tę chwile, nawet wówczas, gdyby jej doświadczenie miało się pozornie oddalać. Nawet gdyby wydawało nam się pozornie, że zaczyna nam brakować owego wina sensu, wytrwałości i radości. Jeśli zaufamy Bogu i pozwolimy Mu się poprowadzić w krainę ciszy, On w swoim czasie pomnoży tę naszą radość, tak jak rozmnożył wino w Kanie Galilejskiej.

Na koniec warto przywołać piękną myśl Mistrza Eckharta – średniowiecznego mistyka nadreńskiego: „Módl się jak potrafisz z całym zaangażowaniem serca i nie próbuj modlić się taj, jak jeszcze nie potrafisz a Bóg dzięki twojej pokorze poprowadzi cię w doświadczenie modlitwy, która przerasta twoje oczekiwania, bo prawdziwa modlitwa jest zawsze darem Jego łaski.”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji