Wiara, która dopuszcza wątpliwości

Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. (Mt 28,19.20)

„Wiara nie usuwa wątpliwości, wręcz przeciwnie, ona je zakłada!” – zwykł mawiać jeden z wybitnych teologów nadreńskich, Mistrz Eckhart. Wątpienie nie musi od razu oznaczać słabości czy wręcz odrzucenia wiary.

 „Niektórzy jednak wątpili” – odnotuje ewangelista Mateusz opisując wydarzenia towarzyszące wniebowstąpieniu Chrystusa. Autor Ewangelii jest szczery aż do bólu opisując stan ducha uczniów w chwili pożegnania z Chrystusem. Słowo „wątpić” (pochodzące od gr. distadzo – którego używa Mateusz w swojej Ewangelii) wyraża dosłownie myśl o podwójności jakiegoś przekonania, kiedy człowiek jest trochę na „tak”, a trochę na „nie”. W Nowym Testamencie ten termin pojawia się jeszcze raz w scenie chodzenia Jezusa po wodzie. Piotr chce naśladować Pana, robi parę kroków, ale po chwili tonie. Wówczas Jezus wyciągając go z wody używa tego samego terminu pytając: „dlaczego zwątpiłeś?” (Mt 14,31). 

Czy nie jest to sytuacja dobrze nam znana z doświadczenia? Idziemy na Mszę, modlimy się, czytamy Pismo Święte; jesteśmy przekonani, że wierzymy w Boga, ale wystarczy jakieś trudne doświadczenie, czy jakieś przekonujące argumenty przeciwników wiary, na które nie potrafimy znaleźć szybkiej riposty i zaczynamy się chwiać w wierze. Słowa o wątpieniu uczniów pojawiają się w samym zakończeniu Ewangelii, tuż przed rozesłaniem z Jezusem. Może nas zaskakiwać fakt, że właśnie w tym miejscu pojawiają się ich wątpliwości: po tylu latach w szkole Jezusa, po doświadczeniu zmartwychwstania nadal są słabi. A jednak im, słabym, Pan przekazuje misję nauczania. Na nich, słabych ludziach opiera swoją nadzieję. To pocieszające dla nas, słabych. Nie chodzi o to, by szukać usprawiedliwienia, ale by zrozumieć, że trudności w wierze są częścią wiary. Chodzi o to, by nie przestać słuchać Chrystusa i chcieć Mu służyć, nawet wtedy a może szczególnie wtedy, gdy pojawiają się wątpliwości.

„Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. Dosłownie: „Idźcie i czyńcie uczniów wśród wszystkich narodów”. Kluczowe jest tutaj pojęcie „ucznia”.   Żeby być prawdziwym świadkiem Chrystusa, chrześcijanin nie może zapomnieć o tym, że zawsze jest jednocześnie uczniem Jezusa. Nawet, gdyby być uczonym teologiem. Bycie uczniem oznacza uznanie autorytetu, posłuszeństwo, zgodę na prowadzenie, słuchanie, zaczynanie od nowa. Relacja mistrz–uczeń w odniesieniu do Jezusa jest czymś fundamentalnym w doświadczeniu naszej wiary. To odnosi się także do uznania autorytetu Kościoła, czyli szkoły założonej przez Jezusa. W byciu uczniem dobrej szkoły nie ma niczego uwłaczającego, przeciwnie, to nobilitacja. Wielu ludzi pisząc lub mówiąc o Kościele woli obsadzać siebie w pozycji tych, którzy zawsze wiedzą lepiej, jak to ma być, jak Kościół powinien postępować. Co powinien robić a czego nie!? A wówczas bardzo łatwo odrzucić lub zagłuszyć, to, co ma nam do powiedzenia Bóg.

W zadaniu, które Jezus zleca swoim uczniom pojawia się cała Trójca Święta. Zostaliśmy ochrzczeni w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Słowo „chrzcić” (gr. baptidzo) znaczy dosłownie „zanurzyć”. Można by zatem tak przetłumaczyć polecenie Jezusa: „zanurzajcie ludzi w Bogu, zanurzajcie ich w doświadczeniu miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego”. Bo dopiero w tej Bożej „przestrzeni” człowiek staje się tym, kim ma być: staje się sobą; kimś wyjątkowym, niepowtarzalnym, bo noszącym w sobie podobieństwo do Boga. Jednak ta wyjątkowość nie ma nic wspólnego z samolubnym indywidualizmem, który nie liczy się z nikim i z niczym poza sobą, bo taka postawa byłaby zaprzeczeniem miłości, która nas uczniów Chrystusa upodabnia do Niego i po której mamy być rozpoznawani.

Jezus odchodząc, pozostawia obietnicę obecności. „Jestem z wami!” Mówi to do nas słabych, kruchych ludzi, bo wie, że bez Niego naprawdę niewiele możemy uczynić. Jezus obiecuje, że nasze wątłe siły będą wspierane Jego ukrytą obecnością. „Jestem z wami!”. Tylko czy my chcemy być z Nim? Być ochrzczonym (gr. baptidzo), to być zanurzonym w przyjaźni z Jezusem – to warunek tego, abyśmy potrafili pociągać do tej przyjaźni także innych!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa