Chwila, w której Bóg przychodzi
Jezus powiedział do swoich uczniów: «To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie». (Łk 12,39-49)
Zwykle przestrogę przed nieoczekiwanym przyjściem Syna Człowieczego zwykliśmy kojarzyć z czasami ostatecznymi, ewentualnie z chwilą naszego przejścia do wieczność. Tymczasem jest to myślenie, które nas gubi i sprawia, że spoglądając w bliżej nieokreśloną przyszłość łatwo nam przeoczyć Boga, który przychodzi do nas w tej właśnie chwili.
Skoro prawdą jest stwierdzenie, że „w Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28), to każda chwila jest chwilą Bożego przychodzenia, chwilą Jego łaski. I właśnie ku tej świadomości nieustannego przychodzenia Boga miała za zadanie prowadzić modlitwa, którą określano modlitwą nieustanną. Dlatego nie przez przypadek próbowano łączyć te modlitwę z oddechem. Każdy oddech przypomina nam bowiem, że życie nasze jest darem, który otrzymujemy od Boga. Darem, który w raz z oddechem jest nam na nowo ofiarowany a dobiegnie końca wraz z ostatnim tchnieniem jakie wydamy.
Dlatego każdy oddech, który towarzyszy recytacji modlitewnego wezwania, o które opiera się nasza forma medytacji prowadzi nas do uświadamiania sobie nieustannego przychodzenia Boga.
Określenie „modlitwa serca”, jak często nazywa się te praktykę modlitewną także nie jest bez znaczenia. Po pierwsze: dlatego, że forma tej modlitwy pozwala na przekraczanie naszego umysłu a przynajmniej nie zatrzymywanie się na nim, tak, aby mogła ona dotrzeć do naszego serca, bo to tam a nie w umyśle dokonuje się nasze prawdziwe spotkanie z Bogiem.
Po drugie: nie bez znaczenie jest w jakiej kondycji duchowej to serce się znajduje. Wielu nauczycieli, których mądrość przemawia z kart Filokalii przypomina, że nasze serce, aby było otwarte na łaskę, która przychodzi musi być przede wszystkim sercem czystym (oczyszczonym z grzechu), poza tym wolnym (nie przywiązanym np. do wyobrażeń o owocach tej modlitwy). Modlitwa serca, czy jak kto chce modlitwa wewnętrzna sama z siebie prowadzi do coraz głębszego oczyszczenia naszego serca. W chrześcijańskiej duchowości mówi się o dwóch rodzajach oczyszczenia: czynnym i biernym. To pierwsze dokonuje się właśnie przez łaskę sakramentu pokuty, przez oderwanie od zniewalających nas przywiązań, oraz przez oczyszczenie naszej intencji. Jest ono niezbędne, aby mogło się w nas dokonać kolejne oczyszczenie: bierne, czyli jak sama nazwa wskazuje, oczyszczenie, które dokonuje się mocą działającego w nas Ducha Świętego. To etap, w którym to Bóg przejmuje inicjatywę.
Niestety nie zawsze rozumiemy dokonywane w nas przez Boga przekształcenia i po swojemu bronimy naszego projektu życia religijnego. Kiedy jednak uznamy, że Bóg działa dla naszego dobra i poddamy się jego oczyszczeniu przychodzącemu przez miłość i łaskę, choć często bolesnemu, wtedy przestajemy przeszkadzać Bogu w dokonywaniu w nas tego procesu, którego celem jest pełne zjednoczenie naszego serca z Bogiem (czy jak kto woli oświecenie – bo w tradycji chrześcijańskiej także taki termin istnieje). Łączy się to z doświadczeniem tzw. „czystej kontemplacji”, w której Bóg przekształca nasza modlitwę w sposób, na który przestajemy mieć wpływ.
"Jako stałe zajęcie i rozważanie miej to wezwanie: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!”. Niech umysł nigdy w tym nie ustaje! To uchroni go od trosk i rozproszeń, uczyni nieuchwytnym i niedostępnym dla podszeptów szatana, nadto każdego dnia będzie go wznosić ku miłości i pragnieniu Boga." (Filokalia. Teksty o modlitwie serca)
Komentarze
Prześlij komentarz