Jezu, ulituj się nade mną...

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". (Mk 10, 46-47)

Czytając przywołany dzisiaj fragment Ewangelii według św. Marka można odnieść wrażenie, że podróż Jezusa i Jego uczniów do Jerozolimy nie jest najłatwiejsza, odbywa się w dużym napięciu. Jezus się spieszy, co dziwi i napawa lękiem tych, którzy Mu towarzyszą (Mk 10, 32). Coraz wyraźniej też próbuje oswoić uczniów z myślą o swoim odejściu.       I oto na ostatnim etapie podróży, między Jerychem a Jerozolimą, pojawia się natrętny niewidomy żebrak. Dlaczego uczniowie próbują uciszyć jego krzyk? Może myślą, że chce po prostu pieniędzy i nie powinien zawracać głowy Jezusowi? Może przeczuwają, że to ostatnie godziny przed wiszącą w powietrzu katastrofą i chcą mieć Mistrza tylko dla siebie?

Bartymeusz nie był pewnie jedyną natrętną osobą, która próbowała dopchać się do Jezusa – wówczas już znanego Nauczyciela. I nie był pewnie jedyną osobą, której nie chciano do Niego dopuścić. W tym samym rozdziale Ewangelii Marka czytamy, że uczniom nie podobało się, iż rodzice przyprowadzają do Jezusa swoje dzieci, aby Ten je błogosławił.

Jednak Bartymeusz jest w pewnym sensie wyjątkiem – znamy jego imię. Dotąd Marek relacjonując spotkania Jezusa z różnymi osobami używał określeń: „Pewien setnik, pewna wdowa, pewien młodzieniec, pewna Samarytanka”. Przyzwyczaił nas do tego, że postacie z Ewangelii są bezimienne. W tym wypadku jest inaczej. Ewangelia przywołuje imię owego niewidomego. Bibliści nie mają wątpliwości, że Bartymeusz musiał być znaną i ważną postacią dla pierwszej wspólnoty chrześcijan, skoro jego imię zostało zapisane w Ewangelii. Jego świadectwo musiało być wyjątkowo istotne, być może nie tylko ze względu na uzdrowienie, którego doświadczył.

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” – tymi słowami niewidomy Bartymeusz z dzisiejszej Ewangelii prosi o uzdrowienie. Słowa te są u źródeł Modlitwy Jezusowej, modlitwy żywej i znanej w tradycji Kościoła Wschodniego, ale powoli znajdującej także wielu zwolenników na Zachodzie. A święty Piotr, świadek uzdrowienia Bartymeusza, powie: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). Piotr poznał moc tego Imienia, gdy już o zmartwychwstaniu Jego mocą wyrzucał złe duchy, uzdrawiał i wskrzeszał zmarłych.

Gdy Bartymeusz woła Jezusa, wielu nastaje na niego, aby zamilkł. Podobnie jest i dziś – z wielu stron zachęcani jesteśmy do tego, aby milczeć. Aby naszą wiarę, nasze chrześcijaństwo zamknąć jedynie w sferze prywatnej. Nadal są miejsca, w których wyznawanie imienia Jezus grozi śmiercią. Czasem trzeba się liczyć z tym, że przyznając się do Jezusa, doświadczymy szyderstwa, pogardy, nawet agresji.

Ale oprócz zewnętrznych „uciszaczy” są także w naszym życiu – być może jeszcze groźniejsi – wewnętrzni: pycha, nasze ego, którym nie po drodze z wymogami Ewangelii a także zwątpienie. Nasze „ego” wolałoby iść przez życie swoimi własnymi ścieżkami. Pycha będzie nam często szeptać, że nie potrzebujemy Jezusa, że sami sobie ze wszystkim poradzimy. I zwątpienie, które będzie wmawiać nam, że jesteśmy tak beznadziejni, a nasze grzechy tak wielkie, że nie zasługujemy na Jezusową miłość. Tymczasem Bartymeusz bez względu na okoliczności i przeciwności każe nam wołać: „ Panie Jezu, ulituj się nade mną”...

Bowiem tylko w taki sposób, przez zaufanie otwieramy się na Jezusową miłość i łaskę, która nikogo nie odrzuca.

Na prośbę Bartymeusza o uzdrowienie Jezus odpowiada: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Z jednej strony to wiara przyprowadziła niewidomego do Jezusa, aby On dokonał cudu. Z drugiej strony to spotkanie z Jezusem uczyniło wiarę Bartymeusza jeszcze głębszą, sprawiło, że stała się ona więzią nie do zerwania. „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”…

Na tym polega chrześcijaństwo: To wierne wędrowanie razem z Chrystusem z zaufaniem do Niego, czyli stawanie się Jego uczniem przez budowanie z Nim coraz głębszej relacji wiary i miłości. Do tego zaprasza nas bohater dzisiejszej Ewangelii – wpatrzony w Jezusa Bartymeusz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa