Medytacja jako sztuka odpuszczania i zaufania

Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. Ale jest to słowo wiary, którą głosimy.

Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia. (…) Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony. [Rz 10,5-13]

Medytacja niedyskursywna, której uczymy się w trakcie naszej praktyki jest w dużej mierze sztuką odpuszczania. Ostatnio spotkałem się z określeniem: medytacja zaangażowana i niezaangażowana, które miało zaznaczyć różnicę między medytacją dyskursywną a niedyskursywną, ale takie spojrzenie moim zdaniem jest z gruntu błędne. Każda medytacja bowiem wymaga zaangażowania. Tyle tylko, że o ile w praktykę medytacji dyskursywnej (ignacjańskiej, suplicjańskiej) angażujemy prócz czasu, serca, uwagi również intelekt i wyobraźnię, które odgrywają w niej istotną rolę, o tyle w doświadczeniu medytacji niedyskursywnej zaangażowanie tych ostatnich władz próbujemy zmniejszyć.  Oczywiście nie da się całkowicie wyłączyć aktywności naszego umysłu, dlatego w praktyce medytacji musimy go (przynajmniej w początkowej fazie) czymś zająć. Z pomocą przychodzi nam tutaj słowo – wezwanie. Tym wezwaniem, którym posługujemy się w naszej medytacji jest szczególne słowo – jest nim bowiem Imię JEZUS. Medytacja oparta na powtarzaniu tego Imienia w ciszy naszego serca i w rytmie oddechu sprawia, że nie tyle sami przez naszą praktykę dążymy do wyciszenia naszego umysłu i wyobraźni, co raczej pozwalamy na to, abyśmy niesieni mocą tego Imienia doświadczyli, że to Ono zwycięża ich aktywność pozwalając by zostały wchłonięte przez pokój, jaki jest bardziej owocem działania łaski niż naszego wysiłku. To jest jeden z aspektów sztuki odpuszczania: medytacja uczy nas zgody na zaniechanie naszego działania na rzecz działania w nas mocy Bożego słowa.

Jak pisze Pablo d’Ors w książce p. t. „Biografia milczenia”: „Prawdziwa medytacja rodzi się z oddania i zawierzenia, nigdy z wysiłku”. Oczywiście pewien wysiłek zawsze jest obecny, ale w praktyce medytacji jest to raczej wysiłek skłaniający się ku nie-działaniu niż działaniu, do którego zwykle przywykliśmy. Aby móc doświadczyć prawdziwych owoców medytacji niedyskursywnej musimy „działać” dokładnie odwrotnie niż robimy to zazwyczaj: „nie biec a zatrzymać się; nie wysilać się, ale się zawierzyć; nie wyznaczać sobie celów a po prostu być tam gdzie się jest”.

Musimy przyjąć – co jest szczególnie trudne dla nas, ludzi kultury zachodniej – że to nie my piszemy scenariusz tej modlitwy. Tym który pisze scenariusz i jest reżyserem tej modlitwy jest Jezus, którego prowadzeniu się powierzamy przywołując Jego imię.

Przy okazji uroczystości Zwiastowania Pańskiego napisałem na naszym blogu, że „Maryja wypowiadając swoje „fiat” całkowicie zawierza swoje życie w Bogu, choć nie może wiedzieć, jakie konsekwencji przyniesie Jej ta zgoda wypowiedziana wobec Boga. Ale wie jednio, że na Bogu zawieść się nie można, więc nie ma obiekcji co do zaufania. Maryja godzi się swoim „tak” na wejście w tajemnicę”. I podobnie jest z doświadczeniem medytacji Bóg zaprasza nas do zgody na tajemnicę, do zgody na pewnego rodzaju wejście w ciemność, gdzie jedynym światłem będzie to, które płynie z obecności Bożego Ducha i podążania za imieniem Jezus.

Używając języka św. Pawła apostoła, aby móc doświadczyć owoców medytacji potrzebne jest serce, które uwierzy i wyzna wiarę w JEZUSA. Wypowiadanie imienia jest wyznaniem wiary.

„Medytacja – jak pisze Pablo d’Ors we wspomnianej już książce – jest dyscypliną mającą wzmocnić nasze zaufanie. Człowiek siada i cóż takiego właściwie robi? Ufa. Medytacja jest praktyką czekania. A na cóż się tak usilnie czeka? Na nic i na wszystko. Jeśli oczekujesz czegoś konkretnego, takie czekanie nie będzie miało żadnej wartości, ponieważ napędza je pożądanie naszego fałszywego „ja”, które zawsze jest niezaspokojone. Ponieważ czekanie i zaufanie jest w swej naturze darmowe i bezinteresowne, staje się w konsekwencji istotową i duchową rzeczywistością”. Współcześnie żyjemy w bardzo dużym rozproszeniu, co w konsekwencji oznacza, że żyjemy poza sobą, poza tu i teraz, gdzie faktycznie realizuje się nasze życie. Medytacja jest praktyką scalania. Kształtując naszą uważność sprawia, że wracamy do siebie, do tu i teraz, uczy nas żyć naszym własnym życiem a nie iluzjami, które często wytwarzamy w naszym umyśle. Dlatego medytacja jest sztuką otwierania się na rzeczywistość taką jaka ona jest, bez osądzania jej, bez dzielenia na lepszą i gorszą nawet na sacrum i profanum, który to podział dla osoby medytującej jest sztuczny, jest właśnie jedną z projekcji wytworzonych przez nasz umysł. Medytacja uczy nas, że nie musimy niczego wymyślać a raczej uczyć się przyjmować z wdzięcznością to, co życie i Bóg, który jest dawcą życia wymyśliły dla nas.

Podejmując praktykę medytacji pamiętajmy, że jest ona nade wszystko trwaniem w zaufaniu. Ważne jest, aby trać w bezruchu, który przyczynia się do większego skupienia, można przymknąć delikatnie oczy i wsłuchać się w wypowiadane w ciszy naszego serca i w rytmie oddechu wezwanie, pozwalając by to Imię porwało nas z prądem łaski, jaką niesie. Pozwólmy sobie, aby medytacja była nie tyle wysiłkiem i zmaganiem, co odpoczynkiem w obecności Boga, w objęciach Jego miłości. Ona zaś zrobi resztę – poprowadzi nas do doświadczenia ciszy, Obecności i wewnętrznej wolności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji