Modlitwa codziennością
Dlatego też, najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa! Mówię jak do ludzi duchowych. Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje. Niech nikt nie szuka własnego dobra, lecz dobra bliźniego! Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim pod każdym względem nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni. [1 Kor 10, 14-15. 23-24. 31-33]
Czy modlitwa należy do naszej codzienność, czy też wyrywa nas z codzienności? – pyta Karl Rahner, niemiecki teolog, duchowny katolicki, będący jednym z najbardziej wpływowych teologów XX wieku, który znacząco wpłynął na II sobór watykański. W swojej książce „Modlitwy na całe życie” Rahner wprowadza rozróżnienie na modlitwę codzienności i modlitwę w codzienności.
Wedle najprostszej definicji modlitwa, to dialog człowieka z Bogiem. W jaki zatem sposób codzienność może stać się modlitwą? Otóż wtedy, gdy przez naszą codzienność będziemy mówić do Boga, gdy będziemy Go w niej odnajdywać, gdy będziemy Mu ją zawierzać, gdy będziemy samych siebie i nasze życie w całości oddawać Bogu bez warunków i bez zastrzeżeń, za to z całkowitą ufnością. To zgoda na to by wyrzec się bycia tym, który pisze scenariusz swojego życia na rzecz tego aby uczynić jego reżyserem i scenarzystą Boga. Jedni określą to jako naiwność i zrzekanie się swojej odpowiedzialności za życie, inni jako bezgraniczną ufność płynącą z głębokiej wiary. Jednak w takiej postawie nie zrzekamy się naszej odpowiedzialności. Podejmujemy powierzone nam zadania z całkowitym – stuprocentowym zaangażowaniem, gdyż dopiero wówczas możemy ofiarować Panu Bogu owoce naszej pracy, naszych relacji z innymi czy naszego odpoczynku jako dar. Nikt nie chce ofiarować Bogu wybrakowanych darów, bo wiemy, że jest On godny tego, co najlepsze w naszym życiu. A zatem ofiarowanie Bogu naszego życia będzie jeszcze większą motywacją do zagłębienia się w nie i jak najlepszego przeżywania naszej codzienności, z jednoczesnym odniesieniem naszego życia do Tego, który jest jego źródłem i dawcą. Chodzi zatem o to, aby całe nasze życie stawało się modlitwą bez słów… Jak naucza św. Paweł: „zatem czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie – wszystko czyńcie na chwałę Bożą” [1 Kor 10,31]. Chodzi o swoistą modlitwę nieustanną. Nauczycielką takiej postawy – modlitwy codziennością – jest dla nas medytacja monologiczna.
Medytacja w ciszy jest najbardziej podstawowym nazwaniem problemów naszego umysłu, dawaniem na nie odpowiedzi i zgodą na Tajemnicę działania Ducha Świętego obecnego w nas.
W medytacji niczego nie osiągamy, niczego nie pragniemy, zazwyczaj towarzyszy nam ciągłe doświadczenie naszej całkowitej niezdolności do modlitwy, bo ciągle potykamy się o nasz brak skupienia, atakujące nas myśli czy obrazy, trudność wytrwania w całkowitym bezruchu. Ostatecznie jednak wiemy, że Ktoś się w nas modli, a do nas należy tylko przyzwolić na to, jak przyzwalamy na oddech. To wyjaśnia, jak możemy wypełnić dwukrotnie powtórzone przez św. Pawła polecenie: nieustannie się módlcie (1 Tes 5,17; Ef 6,18).
Medytacja to także droga naszego nawrócenia, bo ono zaczyna się od serca, od centrum naszego jestestwa i stamtąd ogarnia całe nasze życie. W modlitwie poza słowami, których Jezus wyraźnie naucza, instruuje apostołów, aby się wycofali na miejsce odosobnione i modlili się do Ojca, który jest w ukryciu (Mt 6,5–8). Mamy się wznieść ponad przywiązanie, nasze teorie i przekonania czy obronę jakieś szczególnej formy modlitwy i powrócić do ubóstwa jednego słowa i prostoty każdego naszego oddechu.
Komentarze
Prześlij komentarz