Medytacja jako sposób bycia

Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:

„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha”. (Mt 13,1-9)

Mija kolejny rok naszych medytacyjnych spotkań. Czasem spoglądając wstecz na minione dwanaście lat nie wiem kiedy to minęło... Tyle wspólnie spędzonych godzin na medytacji. Tyle osób, które przewinęły się przez naszą wspólnotę. Każdy, choćby krótko podążał z nami ścieżką medytacji wniósł w nią coś osobistego i niepowtarzalnego. Po ludzku trudno ogarnąć owoce tego doświadczenia.

Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem... Pisząc to wprowadzenie siedzę nad jeziorem, na łódce przycumowanej do brzegu i lekko kołyszącej się na wodzie. Na zegarze 5.30 rano. Wszystko do koła jeszcze śpi. No może poza dzikimi kaczkami, które są już gotowe by zasiąść do stołu, byleby ktoś chciał czymś ich poczęstować. Taki rześki poranek nad jeziorem to dobre tło dla pisania wprowadzeń do medytacji...

Każdy, kto ma za sobą jakieś doświadczenie w regularnej praktyce medytacji – zaznaczmy, że tylko taka z punktu widzenia rozwoju duchowego ma sens – może zaobserwować, że owoce medytacji są podobne do tego obrazu, jaki Jezus rysuje w dzisiejszej przypowieści.

Medytacja, to nic innego jak przygotowywanie gleby naszego serca po to, aby wydawało coraz lepsze owoce padającego na nie słowa Bożego.

Na początku zwykle jest chaos. Fale myśli, wyobrażeń i filmów przelewają się przez umysł, nie pozwalając się skupić. I rzeczywiście najczęściej bywa tak, że ziarno słowa Bożego, którego próbujemy się uchwycić zostaje przez nie pochłonięte i zagłuszone. Wraz z rozwojem praktyki medytacji dostrzegamy jednak, że ten sam umysł, który często płata nam figle potrafi być spokojny, jak ocean w bezwietrzny dzień. A wtedy doświadczamy, że nie tylko łatwiej nam skupić się na słowie, ale też, że ono przejmuje nad nami kontrolę i jeśli mu się zawierzymy, to sięgając do innej przypowieści Jezusa doświadczamy, że: Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy to ziarno słowa dojrzewa w nas a my sami nie wiemy jak [Mk 4, 26-27]

Medytacja sięga po najbardziej prozaiczne narzędzia, które nam nieustannie towarzyszą. Jednym z nich jest oddech, na którym próbujemy się skupić, po pierwsze dlatego, że fizyczne odczuwanie oddechu jest zawsze możliwe i możemy użyć go jako kotwicy w powracaniu do chwili obecnej, ale też dlatego, że jest w nim coś niezwykłego z punktu widzenia wiary. Oddech to życie! To konsekwencja tego tchnienia, jakie Bóg nam ofiarował stwarzając nas. Dlatego dla osoby wierzącej oddech zawsze będzie kojarzył się z darem życia podarowanego nam przez Boga. Można zatem śmiało powiedzieć, że medytacja jest afirmacją życia a medytujący są jego pasjonatami.

Żyjemy w świecie informacji, dlatego nie da się do końca usunąć krążących w naszej głowie myśli, emocji, dźwięków czy obrazów. Tym bardziej, że do medytacji siadamy zwykle albo rano przed dniem, który ma przed sobą wiele planów albo wieczorem, kiedy nasz umysł jest nafaszerowany echem różnych wydarzeń, które się dokonały. Przypomnijmy sobie raz jeszcze to, co było tu już niejednokrotnie mówione: Medytacja nie jest ucieczką od rzeczywistości. Wręcz przeciwnie! Medytacja prowadzi do rzeczywistości i osadza nas w tu i teraz i przez to prowadzi do samopoznania. W tym samopoznaniu wszystko to, co nosimy w sobie (a więc również myśli, emocje, pragnienia) jest częścią prawdy o nas samych. Oczywiście truizmem jest stwierdzenie, że medytacja prowadzi nas do pogłębionego kontaktu z Bogiem, ale czyni to nie inaczej niż przez pogłębiony kontakt z samym sobą i przez akceptację siebie.

Medytacja konfrontuje nas z codziennością i jej wymaganiami. Nie oddziela od problemów, ale sprawia, że zaczynamy spoglądać na nie z innej perspektywy. Regularna medytacja kształtuje w nas cierpliwość, dyscyplinę, koncentrację, uczy też dystansu do rzeczywistości, która próbuje nas przytłoczyć – a to są te konkretne cnoty i postawy, które służą procesowi przemian jaki dokonuje się w nas za sprawą medytacji i mogą dodać siły do ich urzeczywistnienia. Jako ludzie wiary wiemy bowiem, że poza naszym wysiłkiem i zaangażowaniem działa w nas łaska. Jej synonimem jest przywoływane niczym mantra słowo, które towarzyszy naszej praktyce. Mowa tu o szczególnym słowie odnoszącym się do imienia Jezus. Chrześcijańska medytacja przypomina nam, że to słowo jest fundamentem, na którym pragniemy i opierać nasze życie. Za tym słowem kryje się bowiem żywa OBECNOŚĆ, w którą medytacja pragnie nas świadomie zanurzać, gdyż Ona jest Tym, z czego czerpiemy nasze siły a nade wszystko łaskę potrzebną do wewnętrznej przemiany, na której osadza się także przemiana zewnętrznego życia. Oczywiście faktem jest, że jak mówi św. Łukasz w Dziejach Apostolskich: „W Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” [Dz 17,28] a zatem ta obecność jest nam dana jako dar, ale ludzki umysł skłonny do zapominania o rzeczach najważniejszych musi ciągle wracać do tej fundamentalnej dla nas – chrześcijan prawdy. To właśnie jest owa inna perspektywa, jakiej uczy nas medytacja. Nie umniejszając naszych zmagań, które nam towarzyszą medytacja uczy kierować nasze serce i umysł ku miłującej obecności przed Bogiem, w która nieustannie jesteśmy zanurzeni niezależnie od okoliczności; pomagając na znalezienie mocnego oparcia nie we własnych, często zawodnych siłach, ale w Bogu, dla którego nie ma nic niemożliwego.

Amerykański badacz John Kabat-Zinn w książce „Praktyka uważności” opisuje medytację jako “sposób bycia”, który pomaga mu wejść głębiej w doświadczenie, któremu na imię życie we wszystkich jego aspektach.  I to chyba jedno z najpiękniejszych określeń owoców medytacji. Praktykując regularnie pozwólmy zatem, aby medytacja – a raczej Ten, który przez nią działa – prowadziła nas coraz głębiej… Pozwólmy by uczyła porzucania tego, co nieistotne, uwalniała od zbytniego skupienia na samych sobie i uczyła kierować całe i niepodzielne serca a w ślad za nim umysłu ku Niestworzonemu. Ostatecznie właśnie to oznacza praktyczne urzeczywistnianie pierwszego przykazania miłości Boga.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca