Odejmowanie, otwartość i kontemplacja
Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadując po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale.
Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach. (Kol 3,1-5)
Czy istnieje jakaś Boska recepta na „zadanie śmierci temu, co przyziemne w nas”? Żyjemy w czasie niebywałego postępu technologicznego, który sprawił, że zaczęliśmy bardziej ufać nieograniczonym możliwościom, jakie wydaje się dawać nauka i technika. Można powiedzieć, że to, co eschatologiczne, cały ten cudowny wymiar życia wewnętrznego zostaje skutecznie zakrzyczany przez to, co zewnętrzne, na czym tak często skupiamy nasza uwagę. To sprawia, że przeciętny współczesny człowiek a także przeciętny chrześcijanin staje się zagoniony, nerwowy, niecierpliwy i oderwany od swojego wnętrza, na wsłuchiwanie się w które nie ma już po prostu czasu.
Poczucie oddzielenia od Boga, na które skarży się wielu współczesnych ludzi, to po prostu wynik natłoku myśli i emocji, które nas atakują. Niemiecki teolog Karl Rahner już w XX wieku przewidując taka sytuację pisał, że jedynym antidotum na wyobcowanie człowieka epoki szybkiego rozwoju techniki jest kontemplacja. Bez tej praktyki człowiek współczesny nie poradzi sobie z wielością napięć, które się w nim pojawiają.
Jest takie piękne stwierdzenie znanego pisarza Marka Twain’a, który pod koniec swojego życia stwierdził ze smutkiem: „Jestem starym człowiekiem i miałem mnóstwo problemów. Większość z nich nigdy się nie wydarzyła”. Ileż to problemów, które sami stwarzamy w naszych głowach nigdy się nie realizuje, ale skutecznie odbiera nam życiową energię i generuje niepotrzebne lęki odbierając radość życia, której jako uczniowie Chrystusa powinniśmy być świadkami.
Czasy obecne wydają się stawiać przed nami – ludźmi wiary i modlitwy bardzo konkretne wyzwanie by wrócić do prostoty, do czystości serca i ubóstwa, które jest radykalnym odrzuceniem tego, co próbuje zająć w nas (naszym myśleniu i sercu) miejsce Boga. Kontemplatywny wymiar życia o czym pisał już w średniowieczu Mistrz Eckhart, to proces ogołacania i porzucania tego, co nieistotne dla naszego życia i zbawienia. „Szukajcie tego, co w górze nie tego, co na ziemi” – prosi dziś św. Paweł w Liście do Kolosan. Jezusowi w Ewangelii nigdy nie zależało na tym, żebyśmy więcej osiągnęli czy zdobyli, ale byśmy bardziej zaufali. Zaufać Bogu i zaufać życiu i tego, czego Bóg chce nas przez nie nauczyć. Ale to wymaga umiejętności odpuszczania.
W praktyce medytacji trzeba nam nieustannie wracać do obrazu Maryi. Jej postawa pokazuje, że to do czego Pan Bóg nas zaprasza to wytworzenie w sobie pewnego rodzaju pustki i otwartości na przyjęcie Jego Słowa (Jego woli). A potem na zaufaniu, że On doprowadzi w nas dobre dzieło, które rozpoczął z chwilą chrztu świętego, jeśli Mu na to oczywiście pozwolimy. Maryja uczy nas „zejścia” z głowy do serca najpierw w modlitwie a potem w życiu. Nasza głowa determinuje to czego naprawdę szukamy a nasze myślenie sprawia często, że zaufanie wydaje się niepotrzebne. Mając swoje własne odpowiedzi na pytania nie potrzebujemy Boga o ile On nie jest się w stanie dostosować do naszych planów, wyobrażeń i odpowiedzi. Potrzebujemy własnego umysłu, własnej pewności i samodzielnie wysuniętych wniosków. Obecnie wszystko – również religia – zyskuje prywatny charakter a zbytni indywidualizm prowadzi do ekscentryczności i arogancji. Tymczasem zaufanie, które jest domeną serca nie zaś racjonalnego umysłu przypomina nam, że nie potrafimy ułożyć swojego życia w taki sposób, abyśmy nie potrzebowali w nim Boga.
Przypomnijmy na koniec raz jeszcze przywoływane już słowa Mistrza Eckharta: „Prawdziwa duchowość ma więcej wspólnego z odejmowaniem niż z dodawaniem”. Tego właśnie uczy nas medytacja. Uczy, że powinniśmy oderwać się od przeszłości i przyszłości, od niepotrzebnego zamartwiania się, od lęków, które w sobie nosimy, od natłoku myśli, po to by być kimś tu i teraz i po to by nie przegapić tajemnicy chwili obecnej, w której jest obecny i przez którą działa Bóg.
Komentarze
Prześlij komentarz