Moc modlitwy

Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.

W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie nachodziła mnie bez końca i nie zadręczała mnie”». I Pan dodał: «Słuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?» (Łk 18, 1-8)

Gdy słuchamy przypowieści o wdowie, która naprzykrzała się sędziemu, prosząc o obronę przed przeciwnikiem, od razu widzimy przeciwieństwa: Ona biedna, niemająca pieniędzy na adwokata, niepotrafiąca sama się obronić. On zadufany w sobie, niebojący się Boga i nieliczący się z ludźmi. Ona nieustępliwa w swoich prośbach. On ustępujący dla świętego spokoju. Wydawać się może, że te dwie, diametralnie różne postaci stoją na dwóch biegunach, że nic ich nie łączy.

Spróbujmy jednak spojrzeć na tę parę w świetle pierwszego czytania, które mówi o bitwie pod Refidim. Młody Jozue wraz z silnymi wojownikami toczy zażartą walkę z Amalekitami, a staruszek Mojżesz modli się na szczycie góry, unosząc ręce do nieba. „Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita” – komentuje sytuację Księga Wyjścia. Ostatecznie Izraelici wygrali. Nie sam Jozue pokonał wroga ani nie samą modlitwą dokonało się zwycięstwo. Stało się to dzięki wytrwałej modlitwie Mojżesza wspierającego męstwo żołnierzy.

Jezus w przypowieści o surowym sędzim, który z irytacji, a nie z miłosierdzia, bierze w obronę wdowę, zaprasza do wytrwałości w modlitwie.  "Zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać." (Łk 18, 1).

Obrazy biblijne często trafnie odzwierciedlają nasze ludzkie doświadczenie. Codzienne życie często przypomina pole bitwy. Rzadko mamy też do dyspozycji komfortowe warunki, aby się modlić. Dlatego uważam, że aby walczyć i nie przegrać życia, trzeba się modlić. Ale też, aby się modlić wytrwale, trzeba walczyć (i nie mam na myśli walki zbrojnej).

W życiu chodzi o równowagę między działaniem a modlitwą, czyli świadomym zwracaniem naszej uwagi ku Bogu. A to rzeczywiście wymaga wysiłku! Nic nie przychodzi tutaj łatwo. Jeśli tak popatrzymy na scenę walki z Amalekitami, to zauważymy, że modlitwa nie jest oddzielona od działania.

Innymi słowy tylko dzięki walce o czas na modlitwę, nasze działanie będzie rzeczywiście owocne i przemieniające świat. Błąd, na jaki jesteśmy narażeni, to właśnie próba oderwania modlitwy od życia codziennego.

Może w trosce o swoje zbawienie warto połączyć ciężki wysiłek pracy, błyskotliwej inteligencji i zaradnej przedsiębiorczości z codziennym, żmudnym, czasem może nieporadnym trwaniem przed Bogiem na modlitwie. To nie muszą być alternatywne sposoby działania, ale dwa oblicza tego samego życia.

Istnieje wiele przeszkód, które utrudniają modlitwę: zmęczenie, zagonienie, nadmiar obowiązków. Często usprawiedliwiamy się też brakiem czasu na modlitwę. A czasem są to po prostu złe przyzwyczajenia, niewłaściwy użytek telewizji czy Internetu, lub wreszcie w brak wewnętrznej motywacji i wiary, do których nie mamy odwagi się przyznać. Część z tych przeszkód można wyeliminować, a na niektóre nie mamy prawie żadnego wpływu. Ale nie sposób się modlić przechodząc nad tym wszystkim do porządku dziennego.

By modlić się wytrwale, myślę, że najpierw trzeba skonfrontować się uczciwie z rozmaitymi wymówkami, które aplikujemy sobie i innym. Bogu również. Należy zacząć od postawienia sobie prostych pytań: Czy aby nie za dużo w naszym życiu zagonienia? A może za mało walki o przestrzeń do modlitwy spowodowanej złym gospodarowaniem podarowanym nam przez Boga czasem? Truizmem jest starochrześcijańskie powiedzenie, że „jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu wszystko inne będzie na właściwym”. Bóg jest Panem harmonii i czasu. Jeśli zawalczymy o pierwszeństwo dla Niego w naszym życiu, On pomoże nam wprowadzić większy ład do naszej codzienności.

Jeśli modlitwa jest relacją z Bogiem, to decydujące jest ciągłe pogłębianie motywacji, a więc, czy mnie rzeczywiście (a nie deklaratywnie) zależy na pielęgnowaniu tej relacji. Jeśli chłopak twierdziłby, że jest zakochany w dziewczynie i zapewniałby ją o tym nieustannie (przez komórkę lub w mailu), a przez dłuższy czas nie znalazłby czasu, by się spotkać w realu, to de facto co innego jest dla niego ważne. Wszystko inne jest zwykłą wymówką.

Element walki o modlitwę widzę też w umiejętności rezygnacji. To chyba jest najtrudniejsze. Nie będzie wytrwałej modlitwy, jeśli każdy dzień będzie wypełniony mnóstwem zajęć, jeśli będzie panowała zbyt duża spontaniczność, jeśli nie będzie pewnej organizacji czasu. Modlitwy nie można "dodać" do całej reszty jako kolejnego obowiązku. Ona musi być czymś więcej…

W końcu nieodzowna jest korekta naszych fałszywych wyobrażeń o modlitwie. Wydaje nam się, że modlitwa powinna być zawsze idealnym czasem spędzonym przed Bogiem. Zniechęcamy się, jeśli tylko pojawią się rozproszenia. Tymczasem praktyka pokazuje, że jeśli będziemy wierni modlitwie, to i rozproszeń będzie coraz mniej. Wielcy mistrzowie modlitwy uczą, że nie jej jakość jest najważniejsza, ale właśnie trwanie przy niej pomimo oporów.

Papież Franciszek w wywiadzie dla "Civilta Cattolica" mówi o swojej modlitwie wieczornej przed Najświętszym Sakramentem. Powiada, że stara się być jej wierny przez godzinę, nawet jeśli przeszkadza mu natłok spraw mijającego dnia, zmęczenie, a nawet przyśnięcie: "To, co najbardziej lubię, to adoracja wieczorna, nawet kiedy mam rozproszenia i myślę o czymś innym, a nawet gdy modląc się usnę".

To bardzo budujące słowa w naszej walce o modlitwę i jakość codziennego działania.

Ostatecznie warto pamiętać o tym, że zarówno modlitwa jak i dobre działanie bierze początek od samego Boga. To On jest ich źródłem, a nie my, choć zwykliśmy sądzić, że jest inaczej.

Prośmy, abyśmy w naszych wysiłkach poszukiwania Boga i modlitwy pierwsze miejsce zawsze potrafili pozostawić dla Boga.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa