Wierność i wdzięczność

Zdarzyło się, że Jezus, zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei.

Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni.

Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin.

Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła». (Łk 17, 11-19)

„Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego”. Lubię to zdanie św. Pawła z dzisiejszego drugiego czytania. Święty Jan Paweł II, w jednej ze swoich środowych katechez mówił, że zdanie to jest jedną z najlepszych definicji Bożego miłosierdzia, gdyż precyzyjnie oddaje sedno tej tajemnicy.

Jest w Bogu „coś” takiego, czego On nie może się tak po prostu zaprzeć, zanegować. Dlaczego? Bo musiałby zaprzeczyć samemu sobie, musiałby zrezygnować z bycia Bogiem-z-nami. Tym „czymś” są wierność i cierpliwość Boga, które nie kończą się wraz z konfrontacją z naszą niewiernością oraz skłonnością do upadków.

Ileż to razy składaliśmy obietnicę (Panu Bogu i sobie), że zrywamy z konkretnym grzechem, że to już po raz ostatni? Ludzkie przyzwyczajenia i namiętności okazywały się jednak silniejsze.

I czasem tak trudno nam uwierzyć, że we wszystkich tych doświadczeniach Bóg JEST blisko nas, nie obraża się, nie wymawia nam naszej niesłowności i niewierności. Nie przestaje spoglądać na nas z miłością nawet wtedy, gdy jak dzieci przybici własną grzesznością i bezradnością mamy do Niego pretensję (niesłuszną zresztą), że nas zostawił, zwłaszcza wtedy gdy wszystko wydaje się walić i jest pozbawione jakiejkolwiek logiki. Zdumiewająca jest wierność naszego Boga. Zawsze wychodzi nam na spotkanie. Zawsze na nas mnie czeka, a kiedy zaczynamy się gubić – szuka. On zawsze jest tam, skąd wołam: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nade mną!”.

Bóg wiedział, gdzie postawić proroka Elizeusza, by wódz syryjski Naaman mógł doznać uzdrowienia. Jezus wiedział, którędy powinien pójść, aby spotkać tych dziesięciu trędowatych… Choć po ludzku może nas niejednokrotnie zaskakiwać sposób Jego działania. Jak często wydaje się nam, że świetnie wiemy, co Bóg powinien zrobić, jak zadziałać, żeby nam się w życiu polepszyło, żeby ten czy ów stał się lepszym człowiekiem, żebym  zostało uzdrowione coś, co domaga się uzdrowienia duchowego czy fizycznego. A Bóg przypomina nam, że Jego myśli nie są myślami naszymi i Jego sposób działania jest inny, niż ten jaki my chcielibyśmy widzieć. Owszem, zdarzają się spektakularne cuda, zamykające usta mądrych tego świata, ale zazwyczaj Bóg działa przez to, co zwykłe, codzienne, niepozorne i dobrze nam znane.

Trzeba pewnego zmysłu i spojrzenia wyrastającego z wiary, aby umieć dostrzec Bożą obecność i Boże działanie pod zasłoną zwykłych i codziennych spraw, bo jak mówił Mały Książę „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.”  

Ale dzisiejsza liturgia słowa poza przypomnieniem o wierności i trosce Boga o nas stawia też w centrum naszej uwagi postawę wdzięczności, która słusznie jest najpierw uświadomieniem sobie i uznaniem daru otrzymanego od Boga, a następnie osobistą odpowiedzią i zaangażowaniem, aby o Nim świadczyć wobec innych.

Wielu bowiem prosi Pana Boga o interwencję, ale niewielu pamięta później by okazać Mu wdzięczność, gdy zostaną wysłuchani. I zarzut ten dotyczy także ludzi wierzących. Do takich bez wątpienia zaliczali się trędowaci, którzy wołając: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!” – składają jednocześnie wyznanie wiary w Jezusa i Jego moc. Błagają o nowe życie, a gdy je otrzymują i dostrzegają łaskę oczyszczenia w drodze do kapłanów, jedynie Samarytanin powraca, chwaląc Boga donośnym głosem, aby podziękować Jezusowi.

Na kanwie tego doświadczenia Jezus stawia mocne pytanie: „Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?”.

Czy słowa dzisiejszej Ewangelii oznaczają, że Bóg domaga się od nas, byśmy Mu dziękowali za to, co On robi dla nas? Oczywiście, że nie! Bóg działa w naszym życiu bezinteresownie, bez oczekiwania na jakąkolwiek wdzięczność. To jednak nie zmienia faktu, że dziękując Bogu oddajemy Mu chwałę i wzmacniamy naszą ufność w Jego opiekę i działanie. Dziękczynienie jest także pokarmem dla naszego serca. Kto dużo dziękuje, ten staje się silny, dobry i pokorny. Wszystko jednak zależy od wewnętrznej postawy, a nie tylko od dostrzeżenia czy coś otrzymałem w darze. Jeśli uważam, że coś mi się należy, to na pewno nie przyjdę i nie podziękuję…

Im bardziej będziemy nosili w pamięci, to, co Bóg dla nas zrobił i będziemy wdzięczni za Jego dary a zwłaszcza za ten najważniejszy dar – Zbawienie, tym bardziej uda nam się uchronić nasze serca przed ciągle zagrażającą mu pychą, malkontenctwem i poczuciem samowystarczalności, którym karmi nas współczesny świat. Jakbyśmy tylko sobie mieli zawdzięczać to, że jesteśmy i kim jesteśmy...

A przecież wiemy, że tak nie jest!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji