Wyjść na poszukiwanie Boga
Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki podniebne zagnieździły się na jego gałęziach». (Łk 13, 18-20)
Królestwo Boże nie imponuje swoją wielkością. Ono imponuje swoją mocą. Jest małe, ale niesamowicie silne. Tak silne, że poradzi sobie z każdym złem. Ono ma moc nawet największego grzesznika doprowadzić do Nieba. To Niebo jest owym "wielkim drzewem", dającym schronienie "ptakom powietrznym". Owa moc królestwa Bożego zasadza się na wierze, nadziei i miłości. A te są ze swej natury wszechmocne...
Dlatego warto postawić sobie dziś pytanie: Czy przystępując do medytacji czynię to z wiarą, nadzieją i miłością? To ważne pytanie, gdyż tylko wiara, nadzieja i miłość, na których zasadza się medytacja sprawiają, że praktyka medytacji będzie nas przemieniała.
Medytacja jest drogą. A w tę nie ma sensu wyruszać bez wiary, nadziei i miłości. Śmiem powiedzieć, że bez wiary, nadziei i świadomości tego, że jesteśmy kochani przez Boga nie odważylibyśmy się wyruszyć w tę nieznaną drogę (tak jak nie odważyłby się w nią wyruszyć Abraham, Mojżesz z Narodem Wybranym i całe pokolenia po nich). „A bez wyruszenia w drogę nie spotkalibyśmy Boga” – jak napisze Merton.
Na potwierdzenie tych słów pozwolę sobie przytoczyć słowa żydowskiego teologa, filozofa i poety Abrahama Heschela: „Jedno jest pewne chcąc wyjść na poszukiwanie Boga trzeba porzucić swoje pewniki, własne schronienie, wygodę. Nie można rozpocząć szukania, jeśli nie jest się przygotowanym, żeby opuścić coś lub kogoś. I nie będzie się poszukiwaczem, jeśli nie pragnie się smaku przygody i ryzyka związanego z wiarą. Dlatego poszukiwanie Boga wymaga pasji, zgody na nieprzewidziane i najbardziej nieoczekiwane odkrycia. (…) W duszy człowieka są szlaki, którymi człowiek wędruje samotnie, nierzadko w ciemności. Doświadczenie wiary nie jest złożone tylko z Ziemi Obiecanej, ale też z gór marzeń, podziemi cierpienia, wież zgryzoty”.
Sądzę, że to piękny opis doświadczenia medytacyjnego, które z jednej strony prowadzi nas utartymi ścieżkami, które przed nami przeszło wielu innych, ale wymaga od nas ryzyka wydeptywania swoich własnych, bardzo osobistych szlaków, tak jak bardzo osobista jest relacja z Bogiem każdej i każdego z nas. Podobnie z medytacją – jest autentyczna właśnie dlatego, że jest bardzo osobistym doświadczeniem.
Z drugiej strony słowa dzisiejszej Ewangelii tchną wielka nadzieją. Jezus daje nam swoje słowo, aby już teraz rozradować nas prawdami, którymi chce nas nasycać przez całą wieczność. Używa prostych obrazów, aby przybliżyć nam prawdę o królestwie Bożym.
Ta prawda, która może czynić mnie i ciebie szczęśliwym, mówi, że królestwo Boże już tu jest (Łk 13, 18). Jezus, jest obecny w moim życiu: w słowie, w Eucharystii, w swojej łasce...
Królestwo Boże jest jak maleńkie ziarno, które – choć niewidoczne – kryje w sobie ogromny potencjał życia. Dlatego tak ważnym jest, byśmy pielęgnowali w sobie tę duchową rzeczywistość zapewniając jej wzrost.
Tym maleńkim ziarnem, które Jezus zasiewa w moim i twoim życiu jest między innymi proste wezwanie, powtarzane w rytmie oddechu, które towarzyszy nam w medytacyjnej wędrówce. Jeśli będziemy uważni i będziemy pielęgnowali je w swoim wewnętrznym „ogrodzie” rozrośnie się ogarniając i przenikając całe nasze życie. Stanie się przestrzenią wiary, w której zawsze będziemy mogli znaleźć schronienie.
Komentarze
Prześlij komentarz