Droga modlitwy, droga medytacji

Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście». (…) Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca. (J 14, 6-7)

Medytacja jest drogą do prawdy i życia, bo wsłuchujemy się w niej w słowo, które jest prawdą i otwieramy się na łaskę, która niesie życie.

Bycie w drodze bywa uciążliwe. Wiąże się często z mniejszymi lub większymi niewygodami, destabilizacją a czasem i brakiem pewności czy wszystko się uda, czy dotrzemy do celu… Wyruszenie w drogę wymaga motywacji. A jeszcze większej motywacji trzeba, by nie zawrócić, gdy napotkamy trudności.

Bycie w drodze wymaga też pewnej czujności i elastyczności, gotowości na zmiany, gdy spadają na nas nieoczekiwane wydarzenia.

Mówimy często, że modlitwa jest drogą. Jeśli chcemy aby się rozwijała, sprawiając,  że i my sami przez to dojrzewamy w życiu modlitwy, zmusza nas do porzucania bezpiecznych przyzwyczajeń i schematów i zaprasza do „wypłynięcia na głębię”, do doświadczenia nieznanego.

Kolejną rzeczą, konieczną w drodze, jest pamięć o celu, do którego zmierzamy. Gdy znika z pola widzenia cel wędrówki, łatwo zejść na manowce.

Jezus w mowie pożegnalnej, która towarzyszy nam od kilku dni w Ewangelii wskazuje uczniom drogę i obiecuje, że będzie czekał na nich u kresu wędrówki, w domu Ojca. Celem chrześcijanina jest bycie w drodze do domu, naszego prawdziwego domu. Tam, gdzie mamy swoje miejsce, gotowe od stworzenia świata. Bóg je przygotował, specjalnie dla nas. Święty Paweł opisuje ten cel: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Nie tylko miejsce jest dla nas przygotowane. Zostaliśmy tak stworzeni, że my sami jesteśmy przygotowani do nieba. Jesteśmy „Bogu na własność przeznaczeni”. [1 P 2, 9]

Ale jednocześnie Jezus nie zostawia nas samych na tej drodze. „Nie zostawię was sierotami”. Obiecuje też stałą opiekę Ojca i obecność Ducha Świętego. Aż dwukrotnie w czytanym w tym tygodniu fragmencie Ewangelii z czternastego rozdziału św. Jana usłyszymy wezwania Jezusa: „Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka” [J 14, 1;  J 14,27]. Po czym Jezus dodaje: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję”. [J 14, 27]

Pytamy czasem: Gdzie znaleźć ten pokój? Co jest jego źródłem?

Jest nim Ojciec! Prawdziwy pokój Boży płynie od Ojca. To Bóg jest jego źródłem. Dlatego Jezus przestrzega byśmy nie szukali pokoju w świecie, który nie może nam go dać, bo pokój nie jest atrybutem świata, choć świat często będzie nas próbował mamić jakimiś namiastkami pokoju opartymi na władzy, na samowystarczalności na kontroli. Jednak doświadczenie pokazuje, że koniec końców rodzą one więcej niepokoju niż pokoju.

To paradoks, że Jezus swoje słowo: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka”. Kieruje do swoich uczniów właśnie w chwili, gdy przyjdzie im się zmierzyć z sytuacjami, które po ludzku zazwyczaj odbierają pokój. Jakby chciał powiedzieć, że prawdziwy, wewnętrzny pokój serca nie jest zależny od okoliczności zewnętrznych.

Czy nasze życie nie przypomina czasem sytuacji apostołów uczniów? Czy nie zdarza nam się doświadczać pozornej nieobecności Jezusa w czasie naszych strapień? Wydaje nam się, że Jezus ginie nam z oczu, że odchodzi, że może nawet nie chce być z nami z powodu naszego grzechu.

Ile razy mieliśmy poczucie, że Jezus zostawił nas samych sobie, gdy wszystko wydawało się walić, gdy byliśmy przygnieceni życiowymi trudnościami, czy naszą ludzką słabością?

A jednak Jezus zapewnia nas, że właśnie pośród tych ciemnych dni, które nas bardzo bolą możemy paradoksalnie odnaleźć pokój serca. Prowadzi do niego wiara w to, że mamy Ojca, który jest większy od naszego grzechu, naszej słabości, naszego pogubienia, naszego złego myślenia o sobie, naszego zwątpienia i poczucia bezsensu. Jezus dziś mówi: „Uwierz, że masz Ojca, który jest większy od tego wszystkiego, co cię przygniata i próbuje odebrać ci pokój".

Pozwólcie, że przytoczę w tym miejscu opowiadanie Bruno Ferrero:

Pewien wieśniak codziennie dostarczał do wioski wodę ze źródła w dwóch pękatych amforach, przytroczonych do grzbietu osła, kroczącego u jego boku. Z jednej z amfor, starej i pełnej pęknięć, podczas wędrówki wyciekała woda.

Druga, nowa i bez skazy, utrzymywała cała zawartość co do kropli. Stara, spękana amfora czuła się biedna i nieużyteczna, tym bardziej, że nowa nie przepuściła żadnej okazji, by podkreślać swoją doskonałość.

- „Ja nie tracę nawet kropeleczki wody!" - mówiła nowa amfora.

Pewnego ranka stara amfora zwierzyła się właścicielowi:

- Wiesz, jestem świadoma moich ograniczeń. Przeze mnie tracisz czas, trud i pieniądze. Kiedy dochodzimy do wioski, jestem w połowie pusta. Wybacz mi moją niedoskonałość i moje rany.

Następnego dnia, podczas wędrówki, właściciel zwrócił się do spękanej amfory, mówiąc:

- Popatrz na pobocze drogi.

- Jest przepiękne, pełne kwiatów.

- To dzięki tobie - odpowiedział właściciel.

- Jak to?! - zdziwiła się stara amfora.

- To ty każdego dnia podlewasz pobocze drogi. Kupiłem paczuszkę nasion kwiatów i posiałem je wzdłuż drogi, a ty, nie wiedząc o tym, niechcący podlewasz je każdego dnia!

Bóg jest jak stary wieśniak, który nie zważa na nasze słabości, ograniczenia i życiowe pęknięcia. Jest od nich większy! Dostrzega w nas przede wszystkim dobro. Medytacja uczy nas właśnie takiego spojrzenia na Boga, który zawsze patrząc i pochylając się nad nami z miłością pragnie przywracać nam radość i chęć życia oraz pokój serca. Pozwólmy Bogu, by uczył nas tak patrzeć na siebie i innych.

I jest jeszcze jeden aspekt, który przynosi medytacja w kwestii pokoju serca.

Św. Tomasz wymienia trzy różnice między pokojem pochodzącym od Chrystusa a pokojem tego świata. Pokój tego świata jest cały zamknięty w horyzoncie dóbr doczesnych i zazwyczaj nie jest do końca zgodny z Bożymi przykazaniami. Stąd nieraz jest to pokój udawany. W konsekwencji nie może to być pokój trwały. Nie może być przecież trwała taka budowla, w której fundamencie jest pomieszanie dobra ze złem.

Medytacja uczy nas odrywania naszego serca od przywiązania do tego, co doczesne, od porządku świata, by od strony wewnętrznej przywrócić nam prawdziwy porządek. To porządek Ducha – który przywołuje Merton w Nowym posiewie kontemplacji. Na czym polega ten porządek? Na tym, że wszystko jest na właściwym miejscu w życiu. Owocem takiego doświadczenia jest właśnie pokój Chrystusowy – jak nauczają Ojcowie Kościoła. [Filokalia]

A skąd mamy pewność, że wszystko w życiu jest na właściwym miejscu?

Tutaj znów odpowiedzi udzielają nam Ojcowie Kościoła. Przypomnijmy za św. Augustynem starą i znaną maksymę: „Jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na właściwym.”

Rzecz jasna, własnymi siłami takiego pokoju nie wypracujemy. Jego źródłem jest nasze pojednanie z Bogiem i stawianie Go na pierwszym miejscu. Takiej hierarchii uczy nas praktyka medytacji.

I tutaj przychodzi kolejna odpowiedź na pytanie dlaczego świat ani pan tego świata nie mogą nam dać prawdziwego pokoju, choćby go nie wiem jak obiecywali. Światu a przede wszystkim panu tego świata najbardziej zależy na tym, żeby zdetronizować w naszym życiu Boga i zająć Jego miejsce a co za tym idzie zburzyć ten porządek, który jest w nas źródłem prawdziwego pokoju.

Jeśli zatem doświadczasz dziś,  że brakuje ci pokoju serca warto zadać sobie pytanie: „Czy Bóg jest rzeczywiście w moim życiu na pierwszym miejscu?”

Owocnej medytacji, Kochani!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji