Kiedy nasze "JA" robi miejsce Boskiemu "TY"

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie». (Mt 5, 13-16)

Jedna z historii o mnichach egipskich z IV wieku opowiada o tym, że pewien brat w Sketis zgrzeszył. Zwołano więc zebranie i posłano także po abbę Mojżesza, ale nie chciał przyjść. Ponownie bracia skierowali do niego wezwanie: „Przyjdź, bo cały lud na ciebie czeka”. Wstał więc i poszedł, ale wziął dziurawy koszyk, napełnił go piaskiem i poniósł na plecach. Ci, którzy wyszli na jego spotkanie, zapytali go: „Ojcze, co to znaczy?” Starzec im odpowiedział: „Moje grzechy sypią mi się za plecami, ale ja ich nie widzę, a przychodzę dzisiaj sądzić cudze winy”. Kiedy to usłyszeli, nic już nie powiedzieli tamtemu bratu, ale mu przebaczyli.

Thomas Merton w jednej ze swoich konferencji do nowicjuszy w klasztorze w Gethsemani powiedział, że: „Droga do Światła zaczyna się tam, gdzie przestajemy osądzać innych a zaczynamy rozdawać miłosierdzie. Światło zaczyna jaśnieć tam, gdzie stajemy w prawdzie o swoim życiu i dobro w sobie nazywamy dobrem, a grzech grzechem”. Niby oczywiste, a jednak nie zawsze.

Wiele osób pytanych o to, dlaczego podejmuje praktykę medytacji odpowiada najczęściej: „Aby pogłębić swoje życie duchowe” lub „aby się nawracać”. Tak często wydaje nam się że nasze nawrócenie zaczyna się od przemiany naszego „JA”. Tymczasem to tylko połowa prawdy. Nasze nawrócenie zaczyna się od chwili, gdy nasze „JA” oddaje pierwsze miejsce w życiu Boskiemu „TY”. Reszta jest łaską! Ten prosty wniosek wyznacza nową jakość, nadaje nowy smak naszemu życiu. W byciu chrześcijaninem nie chodzi o kroczenie drogą duchowego postępu, zdobywania cnót ani o to, abyśmy więcej osiągnęli zasług. W życiu chrześcijanina chodzi o to, aby bardziej zacząć ufać i żeby najpierw doświadczyć, że moc w słabości się doskonali. I to jest właśnie doświadczenie, którego uczymy się w medytacji. Stawiamy na łaskę. Stawiamy na zaufanie słowu Bożemu i jego przemieniającej mocy a nie na nasze umiejętności. Stawiamy na to, co pozornie słabe, aby w naszej słabości objawiła się Boża moc.   

W byciu solą ziemi i światłem świata chodzi o to, abyśmy dawali świadectwo nie o naszych postępach na drodze życia duchowego, ale o owocach łaski, która w nas działa, zbawiając nas. Mamy być światłem świata, choć stanie się tak jedynie wówczas, gdy zgodzimy się z całą pokorą przyznać, że to nie my jesteśmy źródłem światła którym mamy świecić. Jedynie je odbijamy! Źródłem tego światła jest Bóg. Jesteśmy światłem świata, kiedy stajemy się bardziej ludzcy dla siebie i dla innych a przez to również bliżsi Bogu, bo kto nie kocha swego bliźniego, którego widzi nie może też wmawiać sobie, że kocha Boga, którego nie widzi – powie św. Jan. [por. 1 J 4,20]

Nasze światło nie ma być kolejnym neonem przydrożnej reklamy, które skupia uwagę na sobie. Ma być takim światłem, które innym nie pozwala stracić nadziei, kiedy wokół jest całkiem ciemno, bo prowadzi do tego, który nigdy naszych nadziei nie zawodzi [por. Rz 5,5].

Z kolei sól to bardzo specyficzna przyprawa, ponieważ nie tyle nadaje czemuś słony smak, ile wydobywa właściwy smak danej potrawy. Doświadczenie medytacji uczy, że to właśnie pewne i całkowite oparcie się na łasce potrafi wydobyć właściwe proporcje i nadać życiu najlepszy smak, a właściwie różne smaki którymi są miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność.

Jeśli chcemy odpowiedzieć naszym życiem na wezwanie, które kieruje do nas Chrystus byśmy byli solą ziemi i światłem dla innych, potrzebujemy codziennie w pokorze wołać: „Panie Jezu Chryste, ulituj się nade maną grzesznikiem”, tak długo dopóki to wołanie nie zaszczepi w nas pokory, z którą możemy iść na spotkanie z drugim człowiekiem, nie zapominając o swoim dziurawym koszyku na plecach i o tym, że wszystko w naszym życiu jest łaską. Tylko z tak przemienioną świadomością możemy stać się prawdziwymi świadkami Boga w świecie. Medytacja monologiczna jest tym, co powoli, ale skutecznie kształtuje w nas tę świadomość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji