Camino

 

Święto świętego Jakuba Apostoła od 15 lat kojarzy mi się z jednym…

z Camino de Santiago. Wtedy po raz pierwszy miałem szczęście i łaskę wyruszyć w tę drogę. Wtedy nie przygotowywałem się do niej zazbytnio. Chciałem pozwolić się Panu Bogu zaskoczyć. I rzeczywiście okazała się drogą niezwykłą…

 

Dopiero później zacząłem czytać książki i świadectwa innych osób, którzy przemierzyli ten szlak, oglądać filmy i reportaże upamiętniające doświadczenia z tej pielgrzymki. I uświadomiłem sobie, że każdy przeżywa ją na inny sposób. Warto przejść te kilometry, żeby zrozumieć coś wielkiego, znaleźć radość w zwykłych czynnościach, pobyć z Bogiem, przyjaciółmi, nieznajomymi z całego świata idących w jednym kierunku...

Piszę te słowa, bo w zeszłorocznych planach mieliśmy wraz ze znajomymi wyruszyć raz jeszcze w tę drogę, choć inną, bo portugalską trasą. Niestety pandemia pokrzyżowała te plany. Ufam jednak, że co się odwlecze, to uda się odkryć jako jeszcze większy dar od Boga.

Dla mnie pielgrzymka ta stała się ważnym symbolem. Bo jak pisze o tym znany podróżnik Marek Kamiński, który przeszedł Camino wyruszając z samego Kaliningradu, miasta Immanuela Kanta, „bieguna rozumu”, by po stu dniach marszu i przebyciu 4000 km zakończyć swoja wędrówkę w Santiago de Compostela, miejscu spoczynku Świętego Jakuba Większego, który określa „biegunem wiary”, droga ta symbolizuje drogę naszej wiary, będącej wędrówką od rozumu do serca…

Matka synów Zebedeusza podeszła do Jezusa ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła.

On ją zapytał: «Czego pragniesz?».

Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie, jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».

Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?».

Odpowiedzieli Mu: «Możemy».

On rzekł do nich: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował».

Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.

A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». (Mt 20, 20-28)

Można wierzyć, że Pan Jezus jest Synem Bożym i Zbawicielem, a jednocześnie nie przejmować się ani tajemnicą krzyża, ani obietnicą życia wiecznego.

Znamienny jest moment, w którym matka Jakuba i Jana prosi Pana Jezusa o specjalne przywileje dla swoich synów. Pan Jezus właśnie podejmuje swoją ostatnią drogę do Jerozolimy i zapowiada swoim uczniom, że będzie tam ukrzyżowany, ale uczniowie w ogóle tego nie słyszą. Albo szłyszą to, co chcą usłyszeć. Oni usłyszeli tylko tyle, że jest to najważniejsza podróż ich Mistrza do Jerozolimy i wreszcie zostanie ustanowione królestwo mesjańskie. Pan Jezus idzie do Jerozolimy, żeby umrzeć na krzyżu i wyraźnie im o tym mówi, a ich obchodzi głównie to, jakie miejsce im przypadnie w Jego Królestwie.

Z tej Ewangelii warto wyciągnąć ważną lekcję: wiara w Chrystusa, w której nie ma miejsca i zgody na krzyża, jest wiarą zdeformowaną. "Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?" - pyta Jezus synów Zebedeusza, amatorów zrobienia kariery w Jego Królestwie.

"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje". Nieść krzyż to znaczy kochać także wtedy, kiedy to trudne. Nieść krzyż to znaczy trzymać się mocno Pana Jezusa także wtedy, kiedy to niemodne. Nieść krzyż to być wiernym Bożym przykazaniom także wtedy, kiedy różni ludzie przekonują mnie, że to nie ma sensu, że lepiej pomyśleć o profitach. Nieść krzyż to chcieć raczej służyć, niż być obsługiwanym.

Jeśli ktoś tego wszystkiego nie rozumie, to prawdopodobnie nie słucha Ewangelii, albo słyszy w niej to, co chce usłyszeć.

Ewangelia nie boi prawdziwszego spojrzenia na człowieka. Apostołowie nie od razu stali się świętymi. Ewangelia odsłania ułomności uczniów, byśmy mogli zrozumieć, kim stali się dzięki łasce.

Na jakim etapie drogi do Boga byli apostołowie? Węgierski jezuita Franz Jalics SJ nazwałby ten etap duchowością, w której "wszystko musi grać". W takiej duchowości pozwalamy Bogu, aby czynił wszystko, to, co nam wydaje się dobre.

Rzeczywistość obumierania, cierpienia, krzyża wprowadza dysharmonię, niepokój. Nie pasuje do tego schematu. Myślimy, że Bóg powinien więc zapewnić wszystko, czego potrzebujemy: powodzenie, zdrowie, dobre imię. Wtedy warto wierzyć. Dopóki wszystko układa nam się dobrze, nawet tego nie zauważamy, bo sądzimy, że tak właśnie ma być.

W sumie nie ma w tym nic złego, bo Bóg rzeczywiście troszczy się o nas. Ale jest też inny rodzaj trudniejszych Bożych darów, które kłócą się z naszymi oczekiwaniami. Jeśli człowiek zatrzyma się na etapie "wszystko musi grać", nie pójdzie za Chrystusem do końca, bo On żąda straty, oddania życia. A to nie pasuje do tego typu duchowości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca