Dopuścić Boga do głosu

 

W ostatnim, najbardziej uroczystym dniu święta Jezus zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije!  Jak rzekło Pismo: Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza». [J 7, 37-38]

Powoli dobiegają końca wakacje. Dla wielu to czas podróży, wyjazdów, urlopów. Żyjemy w świecie, który kolekcjonuje wrażenia. Dowodem na to są tysiące zdjęć, które wstawiamy na portale internetowe, opisy miejsc, które odwiedziliśmy, kulinariów, których zasmakowaliśmy. W dzieleniu się tymi wrażeniami często zaskakuje fakt, że wiele osób nie potrafi uwierzyć, że przygoda duchowa potrafi być o wiele ciekawsza niż ta zewnętrzna. Jak to  streścił niedawno jeden ze znanych rekolekcjonistów: „Jeśli nie ma życia wewnętrznego, to musi się coś dziać na zewnątrz, co daje człowiekowi poczucie dobrego wykorzystania swojego życia”. [ks. A. Muszala]

Mało dziś jesteśmy wyczuleni na to, co niedotykalne, niewidzialne. Lubimy statystyki, które mierzą nasze życiowe osiągnięcia. Również w życiu duchowym szukamy mierników, które pozwoliłyby nam określić na jakim etapie się znajdujemy… Stąd wielość rekolekcji, konferencji, których słuchamy i które dają nam poczucie działania i pewnej aktywności w życiu duchowym. Nie-działanie nie kojarzy nam się dobrze!

Być może dlatego przeciętny chrześcijanin rzadko decyduje się, by codziennie spotykać się z Bogiem w ciszy.

Tymczasem cisza jest najstarszą formą modlitwy. Celem modlitwy ciszy jest napełnienie się Bogiem i Jego laską, Jego obecnością i tak umocnionym powrót do codziennego życia. Kiedy ktoś wraca z doświadczenia ciszy, potrafi często zobaczyć i usłyszeć więcej. Nie byłoby jednak takiego doświadczenia, gdyby nie kontrast między byciem w ciszy na modlitwie a byciem w hałasie, którym przepełniony jest dzisiejszy świat. Bo medytacja w ciszy uczy większej wrażliwości i uczy też prawdy, że Bóg jest wszędzie! Nigdy nie przestajemy żyć w Jego obecności!

Jezus mówi: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie”. Jak często kojarzymy obecność przy Jezusie na modlitwie z odpoczynkiem? Nauczyliśmy się odpoczywać z pilotem w ręku, z książką przy muzyce a rzadziej przed Najświętszym Sakramentem czy w ciszy medytacji.

Trudno powiedzieć czy to skutek rozpędzonego pokolenia ADHD!?

Wbrew pozorom wszelkie badania pokazują, że jest to pokolenie, które jeszcze mocniej tęskni za ciszą, choć jednocześnie się jej boi. Takie autorytety współczesnej duchowości jak: Pierre Marie Delfieux, Daniel Ange czy Karol de Foucauld byli przed odnalezieniem ciszy pustelni aktywistami. Okazuje się – jak mówił kiedyś Pierre Marie Delfieux, założyciel Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich podczas jednego ze swoich pobytów w Warszawie – że ci, którzy są bardzo aktywni w życiu, bardziej nadają się do pustelni niż ci, którzy żyją sobie bezstresowo. Bo bardziej jej potrzebują! Święty Jan od Krzyża dodaje, że Bóg chce wszystkich doprowadzić do zjednoczenia ze sobą. Nikt nie jest tej łaski i tego wezwania pozbawiony!

Prostotę tej drogi do zjednoczenia opisuje św. Teresa z Avila pisząc do sióstr ze swojego zgromadzenia: „Nie żądam od was wielkich rozmyślań ani natężonej pracy rozumu. Żądam tylko, żebyście na Niego patrzyły”.

Na tym polega istota kontemplacji. Patrzenie na Boga z wiarą. Tego też uczy nas praktyka medytacji. Niestety, my bywamy w modlitwie bardzo interesowni. Chcemy coś usłyszeć, odczuć, poznać wolę Bożą. Nie myślimy często o Jezusie, lecz o sobie. To egoistyczne nastawienie uczy nas przemieniać medytacja monologiczna, w której przez skupienie się na imieniu Jezus pragniemy tego, by się Mu oddać całkowicie. Bez zastrzeżeń! Niestety paradoks naszej wiary polega na tym, że to czego wymaga ona od nas najbardziej,  tego też najbardziej się boimy.

Medytacja monologiczna uwalnia nas od zgubnych oczekiwań. Uświadamia nam, że nie powinniśmy szukać w modlitwie jakiegoś głosu czy czekać na objawienie. „Czasem – jak pisała św. Teresa z Lisieux w „Rękopisie B” –  modlący się pozostaje przez miesiące bez słów, obrazów i odczuć” i dodaje: „Zrozumcie, proszę, że aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, to im jesteśmy słabsi, bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, która nas pochłania i przemienia”.

Niestety w życiu codziennym dzieje się tak, że za wszelką cenę nie chcemy Pana Boga dopuścić do głosu. Medytacja monologiczna uczy nas zmieniać ten trend.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji