Bądźcie dłużnikami miłości

 

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.

Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.

Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich». (Mt 18, 15-20)

Na blogu jednego ze znanych współczesnych pisarzy i filozofów znalazłem niedawno taki wpis:  „Jestem zmęczony warczeniem i szczekaniem. Nie mam na myśli odgłosów zza okna należących do naszych sympatycznych pupili i stróżów, czyli piesków. Myślę o jazgocie, który codziennie dobiega do mnie z mediów. Ludzie tracą umiar i zdrowy rozsądek, nie ważą słów, tylko walą nimi jak cepem. Wszędzie obnażone kły: odcinamy, zrywamy, wyrzucamy. I jeszcze zgraja złaknionych sensacji kibiców: kto kogo tym razem usunie z grona sojuszników? Byleby mocno i na odlew – będzie tytuł w gazecie, kolejny filmik w sieci, albo mem. Jeśli to wszystko jest pozą, to bardzo szkodliwą, bo zabija ona wrażliwość i oswaja z przemocą, nie tylko słowną. Jeśli zaś nie i ci ludzie naprawdę mają w głowach to, co wypowiadają na głos, to pora umierać”.

Ktoś jednak może podsunąć nam pod nos tekst dzisiejszej Ewangelii i zawołać triumfalnie, że nawet Pan Jezus każe usuwać ze wspólnoty tych, którzy grzeszą przeciwko nam, zwłaszcza jeśli nie chcą słuchać braterskich upomnień!

I niestety bywa nie rzadko tak, że jedni lub drudzy potrafią użyć również słowa Bożego dla usprawiedliwienia przemocy i wykluczenia. Jednak, jako uczniom Chrystusa nie wolno nam się na to zgadzać. Bo gdybyśmy uchwycili właściwy kontekst wypowiedzi Zbawiciela, dostrzeglibyśmy, że dzisiejsza perykopa kończy się słowami o mocy wspólnej, jednomyślnej modlitwy. Zaraz po słowach o wykluczeniu Chrystus przypomina słuchaczom, jak wielką wartość ma jedność, i że to ona, a nie wykluczenie jest naszym ideałem i celem.

Gdy zaś spojrzymy szerzej, sprawa staje się jeszcze bardziej oczywista: dzisiejszy fragment Ewangelii jest mianowicie bezpośrednio poprzedzony przypowieścią o szalonym pasterzu, który porzuca dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, by odnaleźć jedną zagubioną (Mt 18, 12-14), a tuż po nim następuje nauka o przebaczaniu bratu nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18, 21-22).

Jeśli zatem Ewangelia sugeruje kiedykolwiek wykluczenie, to zawsze jest to decyzja podjęta w ostateczności i ma na celu sprawiać winowajcy ból i zawstydzić ku jego  nawróceniu, nigdy złośliwej satysfakcji temu, kto wyklucza!

Jeszcze wyraźniej ten ewangeliczny warunek widać w świetle słów świętego Pawła z dzisiejszego drugiego czytania, aby nikomu nic nie być dłużnym, poza wzajemną miłością. Czytając ten tekst czujemy, że zestawienie obok siebie niczego i miłości jest dość nieadekwatne. Miłość to przecież wszystko, co mamy i czego pragniemy, to bezinteresowność, przywiązanie, szacunek, oddanie, czułość… Jeśli więc mamy być dłużni ludziom tylko miłość, to jednak całkiem sporo.

Czym jest miłość? Pamiętam, jak w jednym z przedstawień teatralnych aktor grający rolę księdza – kaznodziei weselnego – wyjaśniał młodej parze: Myślicie, że wiecie, co to jest miłość? Tak? Nic nie wiecie, bo przecież miłość to trud, cierpienie, ofiara, wierność, a nie tylko przyjemność. Prawda z pewnością leży gdzieś pośrodku, chociaż myślę, że często w Kościele akcentujemy tę trudniejszą stronę, nie unikając moralizowania.

Dzisiaj Paweł opisuje miłość realizującą/wypełniającą się poprzez przestrzeganie przykazań, także jako coś oczywistego i należnego od drugiego człowieka. Może to budzić nasz opór, bo przecież większość z nas wie, że to nie jest proste.

Wszyscy chcemy kochać i pragniemy, by ktoś kochał nas. Sami musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę te pragnienia oznaczają?

Chrystus nie chce nas przekonywać na siłę do jakiejkolwiek wizji miłości. Dzisiaj mówi tylko tyle: Żyj w prawdzie ze swoim bliźnim, zwłaszcza w prawdzie o tym, co trudne i bolesne między wami. Najpierw rozmawiaj i postaraj się wyjaśnić powód niezgody w cztery oczy. Jeśli to nie pomoże, szukaj wsparcia bliskich. Jeśli i to nie pomoże, odwołaj się do Kościoła.

Czasami bardzo trudno zrozumieć to, co się dzieje w naszym sercu, tę całą mieszaninę dobra i zła, która się w nim mieści. Wchodząc w dialog z drugim człowiekiem – z całą jego złożonością – może łatwiej nam będzie zrozumieć, że miłość wyrażająca się w przestrzeganiu przykazań, które Bóg zostawia nam jako zasadę życia i postepowania ma głęboki sens; że te wszystkie nakazy i zakazy nie są przeszkodą, czy ograniczeniem naszej wolności, lecz źródłem życia, i mogą pomóc przetrwać relacji osób, które się kochają, jak również nie zniszczyć jej tam, gdzie ta wzajemna miłość nie zawsze wychodzi…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji