Podwyższenie Krzyża i wywyższenie człowieka

Jezus powiedział do Nikodema:

«Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego.

A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony». (J 3, 13-17)

Jeden z moich znajomych, który nurkuje na dużych głębokościach, opowiadał mi, że jednym z bardziej fascynujących doświadczeń jest nurkowanie nocą. Kiedy pod wodą wyłączy się światło, bardzo szybko przestaje się orientować, gdzie jest góra, a gdzie dół. Człowiek w ciemności, zanurzony w toni traci orientację. W świetle ją odzyskuje. Nasze życie czasem może przypominać takie dezorientujące nurkowanie, w którym gubią nam się kierunki i punkty odniesienia. Gdzie jest prawdziwe wywyższenie, a gdzie poniżenie.

Nasz świat pełen jest historii ludzi, którzy sporo wysiłku wkładają w to, żeby się wywyższyć ponad innych poprzez to, że więcej wiedzą, posiadają, znaczą… W ten sposób można budować poczucie swojej wartości i władzy. Często jest to okupione cierpieniem tych, którzy po drodze muszą być poniżeni, którym trzeba udowodnić, że są słabsi, gorsi, mniej zdolni. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy są konflikty, rosnąca dysproporcja i rozdarcie. Nikt jednak lepiej niż Bóg nie wie, że nie ma większego poniżenia w życiu człowieka niż grzech i trwanie w nim, a największe ubóstwo, jakie można sobie zgotować, to pycha. Dlatego dzisiejsze święto mówi o zupełnie odwrotnym ruchu ze strony Boga, który jest samą mocą, wszechwładzą i wszechwiedzą. Bóg w Jezusie Chrystusie w sposób całkowicie wolny uniżył samego siebie, przyjąwszy postać sługi po to, byśmy my, kąsani naszymi grzechami, poniżeni naszymi upadkami, mogli bez lęku zbliżyć się do Tego, który kocha bez pamięci.

Zdarza się, że idąc drogą wiary, szukając Boga, tracimy cierpliwość, bo nie jest tak gładko jak oczekiwaliśmy. Mierzymy się z tym, że droga do pełnej wolności dzieci Bożych nie jest tak prosta, że „stary człowiek” tak łatwo się nie poddaje. Wtedy możemy doświadczać palącego jadu wątpliwości i niewiary. Może się zdarzać tak, że wcale nie potrzebujemy zewnętrznych sędziów, bo sami siebie już dawno osądziliśmy i potępiliśmy. I po to właśnie Jezus dał się przybić do krzyża, żebyśmy widzieli, że ręce Boga są dla nas zawsze szeroko otwarte, aby przygarniać, a nie odpychać, usprawiedliwiać a nie potępiać. Prawo Miłości, która za nas stała się bezbronna i pozwoliła się przybić do Krzyża wyzwala nas spod prawa grzechu i śmierci.

Dlatego św. Paweł zadziwiony ogromem Bożej miłości napisze: Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej – zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? ( Rz, 8, 31-34)

Bóg uniża się po to, aby człowiek został wywyższony. Czy może być coś piękniejszego? Krzyż jest rzeczywistością, która poradziła sobie ze śmiercią – chociaż śmierć się na nim dokonała, to krzyż przestaje być przeklętym znakiem potwornej śmierci przestępców, a zaczyna być znakiem życia. Miejscem, gdzie możemy szukać odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Drogowskazem, który nie pozwoli nam nigdy zabłądzić w drodze do domu Ojca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa