Rybacy ludzi

 Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»

Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim.

Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim. (Mk 1, 14-20)

Co Jezus miał na myśli mówiąc, że „czas się wypełnił”?

Pięknie wyjaśnienie ukuł św. Antoni z Padwy: „Wypełnił się czas – to znaczy, że ta chwila jest pełna. Jest pełna Boga. Czas bez Boga jest pusty, nic nie warty, nie ma znaczenia. Jezus mówi nam zatem, że moment Jego przyjścia jest pełen Boga, pełen Jego królowania, Jego obecności, Jego łaski i miłości. Moment, gdy Zbawiciel świata jest wśród ludzi jest najważniejszym momentem w historii, jest wydarzeniem bezprecedensowym, jakiego już więcej nie będzie. Moment przyjścia Jezusa na świat jest momentem zbawienia! I Apostołowie to fantastycznie wyczuwają – że «teraz» się liczy, że teraz wstaną i pójdą, że to nie jest decyzja, którą można zostawić na pojutrze… Ta chwila już nigdy nie wróci.

Ewangelia jest pełna takich momentów, w których Jezus podkreśla «dzisiaj». Jutro nie należy do nas i nie wiadomo czy w ogóle będzie, tak samo jak wczoraj nie należy już do nas – przeszłość nie wróci. W życiu liczy się «teraz». To jest ogromnie ważne, jak przeżywamy chwilę obecną. Tylko ją mamy! A wiara ma nam przypominać, że chwila obecna jest pełna łaski, pełna Boga...

Jezus wiedział, że to nastał Jego czas, miał wypełnić wszystko, co wiązało się z przyjęciem człowieczeństwa. Potrzebował uczniów, ale nie szukał ich wśród jerozolimskich elit, nie wchodził w żadne układy. Potrzebował ludzi odważnych i dojrzałych, a zarazem gotowych do zawierzenia Mu i pójścia za Nim w nieznane. Rybacy znad Morza Galilejskiego to ludzie prości, ale nie prostacy. Byli wierni Bożemu prawu.

Dotąd Apostołowie czekali, wsłuchiwali się w głosy natchnionych proroków, niektórych z nich zaniepokoił, ale i porwał surowy Jan Chrzciciel, wzywając do nawrócenia. Jednak czas Jana się skończył, a dla uczniów Jana przyszedł moment decyzji. Czy pójść za Jezusem? Przecież to Jego wskazał Jan, jako Baranka Bożego.

Szymon, Andrzej, Jakub i Jan nawet nie wydają się zaskoczeni, jakby ten dzień był od dawna wyczekiwany. Żadnych wątpliwości, wahań, kalkulacji. Zostawili swoje sieci, łodzie i poszli za Rabbim z Nazaretu. Pójście za Jezusem, to duża zmiana i ryzyko, a jednak zaproszenie musiało być na tyle mocne i przekonujące, że odpowiedź była oczywista. Jezus wezwał ich do łowienia, a przecież na tym właśnie się znali. To ważne, by zobaczyć, że Bóg, powołując nas, pozwala rozszyfrować swoje życie, zrozumieć je na głębszym poziomie. Powołanie w tej perspektywie jest odczytaniem tęsknoty wpisanej w ludzkie serce, dopiero pójście za nią czyni nas naprawdę szczęśliwym.

Choć z pewnością nie jest łatwe, o czym przekonać się można, śledząc historię Jonasza.

Jonasz jest człowiekiem po przejściach. Tym, który zstąpił w odmęty wątpliwości i pytań, prób uratowania siebie przed Bogiem i Jego roszczeniem. Symbolicznie wyraża się to w obrazie połknięcia przez wielką rybę i przebywania w jej wnętrzu.

Ciemność, niemoc, uwięzienie to stan zmagania się ze sobą i z Bogiem. Dopiero po tej wewnętrznej walce Jonasz zdolny jest i gotowy usłyszeć Boże zaproszenie „Wstań, idź…”.

Podobnie było z autorem Listu do Koryntian. Zanim stał się apostołem Pawłem, musiał utracić wzrok, by na nowo nauczyć się widzieć, by rozszyfrować Boże wezwanie. Dzisiaj przypomina, że „przemija postać tego świata”, że czas jest krótki. Wzywa więc do pośpiechu, tak jakby chrześcijanie mieli już teraz jedną nogą być po stronie rzeczy nieprzemijających…

Powołanie to metafora – obraz, dzięki któremu nasze życie znajduje kierunek i sens. Jest wezwaniem do biegu na długi dystans. Choć równie cenne są i te małe, odszyfrowane w codzienności inspiracje. Swoją moc powołanie czerpie z obietnicy spełnienia, z przynależności do Boga i jego Królestwa. Dzięki niemu czuję, że jestem we właściwym miejscu i czasie. Ważną lekcją dzisiejszej liturgii jest i to, że do tego wezwania się dorasta, że jest też miejsce na wątpliwości i pytania.

Czas jest krótki, Bóg jednak czeka na odpowiedź człowieka wolnego, a nie niewolnika. Ostatecznie Boże wezwania i powołania to coś więcej niż metafora, to samo życie.

Dzisiejsze słowo odkrywa przed nami ważną prawdę:

wiara nie jest spokojnym płynięciem do portu, wiara to ryzyko życia dla Boga i z Bogiem, aby nieść ludziom nadzieję w postaci Dobrej Nowiny przyniesionej przez Chrystusa, bo rybacy ludzi nie są od łowienia i zbierania, ale od obdarzania, i to nie swoim dobrem, ale mocą i miłością, której źródłem jest Bóg obecny i działający w ich życiu i który pragnie uczynić także z nas – swoich współczesnych uczniów – pośredników swoich darów.

Zatem nie zatrzymujmy jedynie dla siebie i dzielmy się z radością tym, co na co dzień od Pana Boga otrzymujemy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji