Jeśli chcesz...

 Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy Przed Nim na twarz, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić ». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony.

Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».

Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. (Mk 1, 40-45)

Trąd w Biblii nie jest jedynie nieznośną chorobą. To „rytualna definicja” wynikająca z przekonania, że przyczyną tej strasznej choroby prowadzącej do rozkładu ludzkiego ciała za życia był grzech. Z tego powodu chorego wyłączano ze wspólnoty żywych. Można powiedzieć, że była to podwójna kara dla takiego nieszczęśnika.

Pierwsze czytanie przywołało prawo dotyczące osób trędowatych w Izraelu: Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, twarz zasłoniętą. Będzie wołał: "Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie mieszkał w odosobnieniu. (Kpł 13, 45-46).

Tak sobie myślę, że dzisiaj trochę łatwiej nam zrozumieć lęk przed trądem, który w czasach Chrystusa był zakaźną i śmiertelną chorobą, gdy wisi nad nami widmo koronawirusa, który także każe nam zasłaniać twarze a niektórych zmusza do odosobnienia na kwarantannie. Nie tak dawno jedne z moich znajomych ojców saletynów podzielił się swoim doświadczeniem sprzed kilku miesięcy. Trafił do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego a że był to już czas pandemii, pierwsze co zrobiono w szpitalu, to poddano go testom na Covid. Kiedy test okazał się pozytywny sanitariusze wieźli go na szpitalnym łóżku po korytarzach, krzycząc co chwila: "Pozytywne, pozytywny!" Mówi, że jadąc tak szpitalnymi korytarzami i widząc, jak lidzie rozstępują się przed nim poczuł się trochę jak ów trędowaty, o którym mówi dzisiejsza liturgia słowa.

Można powiedzieć bez przesady, że trędowaci byli "ludźmi marginesu", wyrzutkami odłączonymi od wspólnoty, których wszyscy unikali. Los takich ludzi był w czasach Jezusa okrutny. W momencie ukazania się objawów choroby tracili oni prawo do życia w społeczności. Człowiek dotknięty przez trąd umierał w męczarniach. Najpierw tracił imię – musi opuścić ludzi. Potem traci twarz zniekształconą zmianami chorobowymi. Można powiedzieć, ż trąd był śmiercią na raty. Sama myśl o tej chorobie u większości Żydów budziła odrazę.

W tym świetle opowieść św. Marka o uzdrowieniu trędowatego jest szczególnie poruszająca. Jezus nie waha się wyciągnąć ręki do nieczystego i dotknąć go, choć według Prawa dotknięcie trędowatego oznaczało dla Chrystusa, że On sam stanie się nieczysty.

Dziwi mnie jednak, że przychodząc do Jezusa, chory nie prosi Go wprost o oczyszczenie, o zdrowie. Tak byłoby przecież najprościej, lecz mówi: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”.

To wyznanie wiary w moc Jezusa. Trędowaty wyznaje wiarę i czeka na znak od Jezusa. Jest to obraz najtrudniejszej modlitwy na świecie — wyznać wiarę i oczekiwać. Nie prosić, nie skomleć, nie zatapiać się w słowach prośby. Mam ogromny szacunek dla człowieka, który w taki sposób się modli. Wierzy i czeka…

Słowa trędowatego z jednej strony podkreślają przekonanie o absolutnej wszechmocy Jezusa a z drugiej są pełne szacunku dla Jego absolutnej wolności.

Trędowaty wykazuje się wielką determinacją i odwagą. Wie, że nie ma prawa do niczego, dlatego prosi z pokorą: „Jeśli chcesz”. Przekonanie, że Jezus może wysłuchać, jeśli zechce, jest wyrazem pokornej i głębokiej wiary. Trędowaty prosi, ale wie, że uzdrowienie zależy od łaski Pana.  Tę wiarę, że Jezus jest kimś więcej niż tylko zwykłym człowiekiem potwierdza także postawa chorego, który podchodząc do Jezusa, pada na twarz. Był to właściwy sposób zbliżania się do Boga na modlitwie

Jego głęboka wiara podpowiada mu, że Bóg, który jest dobry nie może odpowiedzieć na Jego pełną wiary prośbę inaczej jak tylko miłosierdziem. I w odpowiedzi słyszy: „Chcę, bądź oczyszczony!”

Zauważmy jednak, że chwilę później nastrój radykalnie się zmienia.

Jezus mocą swego autorytetu daje trędowatemu polecenia: „Nikomu nic nie mów, pokaż się kapłanowi”. I co? I nic.

Trędowaty od razu zaczyna wiele mówić, wszystkim rozgłasza, co się stało, wszystkim pokazuje cud, którego doświadczył, wszystkim z wyjątkiem kapłana. I tak historia, która zaczyna się objawieniem wszechmocy Jezusa, kończy się opisem Jego niemocy. Jezus nie może jawnie wejść do miasta, musi przebywać w miejscach pustynnych.

Na pierwszy rzut oka jest to zaskakujące, ale jeśli się zastanowić, to schemat ten nieustannie się powtarza w Ewangelii. Od chwały do klęski.

Sprzeciw ludzkiej wolności wobec woli Bożej nie zawsze jest tak widowiskowy jak w raju czy na Golgocie. Czasem jest on zupełnie banalny, jak dziś w Ewangelii: trędowaty niekoniecznie świadomie sprzeciwił się Jezusowi. Po prostu po uzdrowieniu był zbyt zajęty sobą, żeby Jezus mógł się przebić do jego serca ze swoim poleceniem.

Ewangelia dzisiejsza chce nam uświadomić, że prawdziwa wiara jest zawsze pokorna! I że w doświadczeniu wiary zawsze ważniejsze jest posłuszeństwo Bogu niż nasza własna wizja tego, co wydaje się dla nas i dla innych dobre.

Uzdrowiony trędowaty uczy nas, że możemy Boga słuchać, ale Go nie usłyszeć, albo słyszeć Go tylko tam, gdzie jest to dla nas wygodne.

Nasza niezdolność usłyszenia woli Boga bierze zazwyczaj z jednej z trzech przyczyn, przed którymi przestrzegali już Ojcowie Pustyni: pierwszą z nich jest zarażenie się trądem grzechu, który skutecznie zamyka nas na Bożą łaskę i zgodę na realizowanie się woli Bożej w naszym życiu;

drugą przyczyną bywa hałas, który jest w nas i wokół nas i przez który delikatne słowo Boga nie może się przebić do naszego serca;

trzecią zaś zbytnie zajmowanie się sobą samym, która sprawia, że łatwo przekroczyć delikatną granicę między życiem i służeniem Panu Bogu – co według słów św. Pawła winno być marką dobrego chrześcijanina – a życiem i służeniem samemu siebie.

O ile z koronawirusa i z trądu potrafią nas dziś wyleczyć lekarze, to jest jeszcze inny rodzaj trądu, którego choć nie znajdziemy w almanachach medycznych, to jest równie groźny: tym rodzajem trądu jest grzech.

Aby zostać z niego uleczonym potrzebujemy dotyku Bożego miłosierdzia i uzdrowienia płynącego z Jego łaski. Jeśli więc spostrzeżemy w naszym życiu symptomy grzechu nie czekajmy aż się rozleje i skazi całe nasze życie, lecz przychodźmy z wiara do Jezusa i prośmy z pokorą: „Jeśli chcesz możesz mnie uzdrowić!” 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji