Przejdź do głównej zawartości

Nowe narodzenie

 

Jezus powiedział do Nikodema:

«Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha».

«Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu». (J 3, 7b. 16-21)

 

Rozmowę Jezusa z Nikodemem trzeba czytać w całości. To bardzo głęboka analiza tego, co winno się dokonać w życiu każdego chrześcijanina. Począwszy od sakramentu chrztu chrześcijanin, to ktoś, kto ma za zadanie zrodzić się do nowego życia, albo mówiąc to słowami o. Richarda Roora – pozwolić się zrodzić do nowego życia mocą Ducha Świętego. Owo zrodzenie, o którym mówi Jezus nie dokonuje się bowiem na mocy naszego wysiłku a na mocy działania Ducha Świętego w nas, o którym Nauczyciel mówi, że „wieje kędy chce i głos Jego słyszysz, ale nie wiesz skąd pochodzi i dokąd podąża”. Toteż owo zrodzenie jest bardziej przyzwoleniem na Jego działanie w naszym życiu niż owocem naszego działania samego w sobie.

Dla mnie pierwszym skojarzeniem, który narzuca się jako obraz przyzwolenia na działanie Ducha Świętego jest obraz medytacji. To właśnie tam uczę się nieustanie polegać na działaniu Ducha. Każdy, kto ma za sobą już pewne doświadczenie medytacji wie, że Ducha nie da się kontrolować. Bardziej możemy rozpoznać Jego działanie po skutkach, po owocach.

Jezus używa przykładu narodzenia, aby zobrazować nam doświadczenie duchowe. Biologiczne narodzenie polega na tym, że z matczynego łona, tego bardzo bezpiecznego, ciepłego i przytulnego miejsca, zostajemy w odpowiednim momencie przeniesieni do świata całkowicie innego, gdzie człowiek musi już funkcjonować samodzielnie. Małe dziecko wchodząc w ten świat zostaje oślepione światłem dnia lub lamp, musi samo chwycić w swoje płuca powietrze . W podobny sposób musimy się narodzić duchowo. To narodzenie także polega na przebiciu się przez jakąś powłokę, powłokę iluzji do głębi („wypłyń na głębię”); polega na wejściu w światło, którym jest światło łaski, światło Chrystusa, światło Prawdy a także na nabraniu Ducha w swoje piersi, by żyć wolnością dzieci Bożych. Oddech w praktyce medytacji uczy nas oddychania Duchem Świętym.  Chodzi zatem o narodzenie się do życia duchowego, do życia w duchu. To doświadczenie bywa nieraz bolesne, jak narodzenie biologiczne i w pierwszej chwili dezorientujące, bo osoba funkcjonująca zazwyczaj w wymiarze cielesnym zostaje nagle wrzucona w zupełnie inny wymiar. Pięknie to doświadczenie opisuje w swojej książce „Wprowadzenie w medytację” pierwszy z nauczycieli medytacji chrześcijańskiej z jakim zetknąłem się w mojej praktyce ponad trzydzieści lat temu, jezuita Johannes B. Lotz. Ukazując proces rodzenia się osoby medytującej do świata ducha, mówi, że im częściej – przez praktykę medytacji – przebijamy się przez tę powlokę iluzji do głębi doświadczenia duchowego, tym bardziej ten świat duchowy – początkowo obcy i zaskakujący – staje się dla nas środowiskiem przyjaznym, bliskim, środowiskiem naszego odpoczynku w Bogu, środowiskiem, za którym zaczynamy tęsknić do tego stopnia, że życie bez codziennego zanurzanie się w praktykę medytacji wydaje się niemożliwe.

Na marginesie warto dodać, że przy narodzeniu dziecka zawsze obecna jest matka a bywa, że i ojciec, podobnie dobrze byłoby, aby naszemu rodzeniu się do życia w Duchu towarzyszyła duchowa matka lub duchowy ojciec. Oczywiście – jak już kiedyś wspomniano – pierwszym i najlepszym przewodnikiem na drodze życia duchowego jest sam Duch Święty, bo w końcu, kto może lepiej poprowadzić dzieło narodzenia się z Ducha niż On sam, ale towarzyszenie duchowe człowieka jest niemniej ważne. Żeby nie być gołosłownym pozwólcie, że przytoczę tu pewną historię z życia św. Teresy z Avila. Święta Teresa w początkowym okresie swego życia zakonnego doświadczała wewnętrznego rozdarcia:

W 19. rozdziale Księgi życia opowiada, że po pierwszym gorliwym okresie zarzuciła praktykę modlitwy wewnętrznej na ponad rok. Aż do czasu, gdy - szczęśliwie dla nas - spotkała pewnego domini­kanina, który naprowadził ją na dobrą ścieżkę. Teresa żyła w tym czasie w klasztorze Wcielenia w Avila. Była pełna dobrej woli. Chciała oddać się Panu i praktykować modlitwę kontemplacyjną. Ale nie była jeszcze świętą, nic podobnego! Najtrudniej przycho­dziło jej zerwać z przyzwyczajeniem chodzenia do rozmównicy, choć czuła już, że Jezus tego od niej wymaga. Z natury wesoła, miła, ciekawa świata, znaj­dowała dużą przyjemność w kontaktach ze śmietanką towarzyską Avila, która zwyczajowo spotykała się w rozmównicy klasztoru. Teresa nie robiła nic złego, a jednak Jezus wzywał ją do czegoś innego. Modlitwa wewnętrzna stała się więc dla niej prawdziwą udręką. Stawała przed Panem świadoma swojej niewierności, a nie miała jeszcze sił wszystkiego dla Niego opuścić. I to strapienie, jak mówiliśmy, doprowadziło ją do zaprzestania modlitwy: „Jestem niegodna stawać przed Panem, a jednocześnie nie czuję się zdolna oddać Mu wszystkiego. To tak jakbym z Niego kpiła, lepiej przerwać modlitwę wewnętrzną..."

Teresa nazwała to pokusą „fałszywej pokory". Faktycznie porzuciła kontemplację, ale w samą porę przyjechał spowiednik, który wytłumaczył jej, że czyniąc tak, traci tym samym jakąkolwiek szansę poprawy w przyszłości. Należało - przeciwnie do tego, jak postąpiła - wytrwać, gdyż dzięki wytrwało­ści otrzyma, gdy nadejdzie odpowiednia chwila, łaskę całkowitego nawrócenia i pełnego daru z siebie.

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nigdy nas nie potępia! W naszych przeciwnościach spieszy nam z łaską umocnienia. Potrzebuje jednak wysiłku naszej woli, mobilizacji naszej wewnętrznej wolności, w której opowiadamy się po stronie życia, zmartwychwstania, po stronie cierpliwości i wytrwałości w dobrym, wytrwałości w modlitwie. Dla mnie taką mobilizacją jest codzienna wierna praktyka medytacji monologicznej. Każdy z nas musi przejść drogę prowadzącą przez stoczenie swoich wewnętrznych walk. Bez tego nie ma duchowego dojrzewania! Bez tego nie ma możliwości narodzenia się do nowego życia, o którym mówi Jezus w rozmowie z Nikodemem! Ważne jest to, abyśmy nie zdezerterowali z obawy przed czekającą nas walką wewnętrzną, której medytacja jest jednym z ważnych pól. Ostatecznie zwycięstwo i tak przychodzi od Ducha.

A skoro już grzeszę grzechem gadulstwa w dzisiejszym wprowadzeniu, to niech będzie mi wolno nawiązać do tak drogiego mojemu sercu Mistrza Eckharta, bo to w kontekście rozmowy Jezusa z Nikodemem, ale też i medytacji wydaje się ważne.  Dla Mistrza Eckharta narodzić się ponownie to znaczy konkretnie stać się dzieckiem. Duchowe narodzenie w chrześcijaństwie prowadzi do stania się dzieckiem Boga. A dziecko to ktoś charakteryzujący się prostotą, bezpośredniością, beztroską, całkowitym zaufaniem i powierzeniem się Bogu.

Mistrz Eckhart pisze: „Chcesz wiedzieć, czy twoje dziecko się narodziło do życia w duchu i czy jest ogołocone z wszystkiego, a zatem czy stałeś się dzieckiem Bożym? Dopóki się trapisz w sercu z jakiejś przyczyny, choćby nawet z powodu grzechu, twoje dziecko jeszcze się nie narodziło. (…) O doskonałym jego narodzeniu mówić możemy dopiero wtedy, kiedy człowiek nie trapi się już z żadnego powodu”.

Do Marty, siostry Łazarza Jezus mówił: „Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego” (Łk 10, 41-42). A w Kazaniu na górze dodaje: „Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33).

Tym także jest praktyka medytacji: staraniem się w pierwszym rzędzie o życie duchowe, o rozwój Królestwa Bożego w nas i nieustannie mnie przekonuje, że jeśli postawię Boga na pierwszym miejscu, On o wszystko inne się zatroszczy.

 

TCHNIENIE DUCHA

Duch Prawdy
Pocieszyciel…

Wiemy o Nim, że
jest jak wiatr
nieuchwytny

i tchnie kędy chce.

Ale dokąd podąża,
skąd przybywa…
nikt nie wie.

Jest jak wiatr nieuchwytny
przychodzi
w lekkim powiewie.

A przecież Bóg wszystko może…
cały świat Mu służy!
Lecz nie było Go w ogniu,
trzęsieniu ziemi, burzy…

Więc nie oczekuj dziwów
tylko
Bożej obecności
W zwyczajnych,
prostych znakach
ludzkiej codzienności.

Zatrzymaj się, posłuchaj…
spójrz i nakłoń ucha,
a w łagodnym powiewie
poczujesz

tchnienie Ducha.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji