Medytacja demaskuje nasze oczekiwania

 

Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.

Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon.

Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz». (Łk 11, 29-32)

W pierwszym odruchu chciałem poszukać sobie innej, łatwiejszej Ewangelii do skomentowania. No bo jak tu mówić do medytujących: „Plemię przewrotne”, skoro tak bardzo się starają wsłuchiwać w Jezusa, że są już zupełnie wolni od oczekiwań.

Ale myślę sobie, że i nam nieraz przeszło przez myśl, że gdyby Pan Jezus dał nam taki to a taki znak, to już byśmy uwierzyli tak na 100%.

Pomyślałem sobie w kontekście dzisiejszej Ewangelii, że żyjemy w czasach, kiedy cud coraz częściej staje się dla nas pewnym abstrakcyjnym pojęciem. Dzisiaj nawet dla jawnych cudów szuka się za wszelką cenę innego, racjonalnego wyjaśnienia. Nie pamiętam już kiedy ktoś ostatni raz przyniósł jakieś wotum do kościoła jako symbol wdzięczności za otrzymana łaskę. A przecież kiedyś była to rzecz powszechna. Czytając zapiski z wędrówek średniowiecznych pielgrzymów do Compostelli może się wydawać, że droga ich była wręcz usłana cudami i raczej zdziwili by się, gdyby się cud nie dokonał niż wówczas, gdy był on udziałem pielgrzymów.

Czasem – podobnie jak tłum z dzisiejszej Ewangelii chcielibyśmy jakiegoś cudu, który by nas przekonał. A tak często i obojętnie przechodzimy obok cudu Eucharystii, podczas której za każdym razem obecność Chrystusa staje się wręcz namacalna dla tych, którzy wierzą.

Jesteśmy świadkami bratobójczej wojny w Ukrainie. Paradoksalnie w dniu wybuchu tej wojny Liturgia godzin przywołała tekst z Księgi Hioba: „Bojowaniem jest życie człowieka” [Hi7,1].

W tym kontekście przypominają mi się słowa zmarłego w początkach pandemii o. Włodzimierza Zatorskiego – benedyktyna, długoletniego opiekuna oblatów w Tyńcu, który w jednym ze swoich ostatnich w życiu kazań mówił: „W świecie trwa walka o wpływy i władzę; w ekonomii o pieniądze i posiadanie. Walka jednak toczy się o coś znacznie ważniejszego niż się na pozór zdaje. Człowiek jest w samym centrum kosmicznej walki pomiędzy dobrem i złem. Niestety, bardzo często zapominamy o tej najbardziej podstawowej walce. Walka ta toczy się w życiu każdej i każdego z nas jako walka o serce, o to, kto nim będzie rządził…”

Mogą nim rządzić rozmaite pokusy, namiętności, lęki, oczekiwania… A może nim rządzić wiara, nadzieja, miłość i nieustanna świadomość życia jako cudu podarowanego nam i podtrzymywanego przez Boga, o czym nam – medytującym przypomina każdy oddech towarzyszący naszej medytacji będący symbolem tchnienia życia, którego źródłem jest Bóg.

Jezus w dzisiejszej Ewangelii demaskuje przywiązanie do własnych oczekiwań, które mogą stanowić istotne zagrożenie na drodze naszej wiary zwłaszcza wówczas, gdy staną się dla nas ważniejsze niż słowo Jezusa i Jego wola a tym bardziej, gdy staną się sprzeczne z duchem Ewangelii.

Medytacja ucząc nas wrażliwości na to, co pojawia się w naszym sercu i w naszym myśleniu jest doskonałym narzędziem odkrywania tego wszystkiego, co najbardziej przeszkadza nam w spotkaniu z Jezusem i w budowaniu naszej relacji z Nim. Wsłuchując się w słowo, które towarzyszy tej modlitwie czynimy nasze serce także bardziej wrażliwym na Boże natchnienia, które pojawiają się w naszym życiu.

Jezus nieustannie daje nam znaki swojej obecności i swojej uwagi. Ilekroć wsłuchujemy się w słowo w medytacji, przyjmujemy je i pozwalamy, aby zakorzeniło się w naszych sercach, tylekroć możemy powiedzieć za Nim: „tu jest coś więcej...”. W tym sensie medytacja, to kolejny cud obecności i działania Boga, których owoców możemy doświadczyć w naszym życiu.

Pozwólcie, że na koniec raz jeszcze przywołam słowa o. Włodzimierza, które dziś wydają się tak bardzo aktualne: „Bardzo często dopiero doświadczenia jakiegoś braku, zagrożenia śmiercią, czy czyjaś śmierć prowokują myśl o własnej śmierci i refleksję nad pochodzeniem naszego życia i jego sensem. Zaczynamy rozumieć, że niczego cenniejszego nie mamy i niczego cenniejszego nie jesteśmy w stanie zdobyć sami. Odkrywamy prawdę, że życie jest darem niezasłużonym, a Ten, który nam go udzielił, jest Kimś najważniejszym dla nas”.

Wsłuchując się w rytmie oddechu słowo pozwólmy, aby medytacja stawała się dla nas afirmacją życia, pełnego niezwykłych znaków do Boga. Trzeba tylko otworzyć oczy i serce, aby je dostrzec.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji