Czynić miłość

 

Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego:

«Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»

Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o tę przypowieść. Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka, i zostaje wydalone na zewnątrz». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.

I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym». (Mk 7, 14-23)

Jezus używa dzisiaj dwóch terminów na określenie czystości - i ta różnica w terminologii niestety ginie w polskim tłumaczeniu. Jeden z tych terminów dotyczy pokarmów: z greckiego: katharos = czyste. Drugi z tych terminów dotyczy człowieka: z greckiego: koinos = nieczysty. Jezus dokonuje rozróżnienia między nieczystością człowieka, a czystością bądź nieczystością pokarmów rozumianych w wymiarze sakralnym.

I od razu zaznaczmy, że nie chodzi tutaj o czystość w rozumieniu higienicznym. Pierwszy z terminów (katharos) – dotyczący pokarmów oznacza coś czystego w znaczeniu pozbawionego wszelkich obcych domieszek. Jest tu tylko i wyłącznie dobro. I dlatego Jezus - jako Bóg-Stwórca - od początku widzi, że wszystko co uczynił jest DOBRE, a nawet BARDZO DOBRE. W tym, co stworzył Pan Bóg nie ma zła, bo wszystko to jest dziełem Miłości Boga i wszystko jest darem tej Miłości dla człowieka. Bóg - jak zaznacza w innym miejscu sam Jezus – daje swoim dzieciom  DOBRE dary. To dopiero człowiek skażony grzechem nauczył się, że z tych dobrych darów można czynić zły użytek. I to jest właśnie władza człowieka: władza korzystania, używania dobrych darów Boga. I niestety ta władza nasza została skrzywiona - nauczyliśmy się, że można czynić zło posługując się dobrymi darami.

Z kolei drugi termin (koinos) -  dotyczy czystości człowieka - i nie jest związany, jak zaznacza sam Jezus, z domieszkami i dodatkami pochodzącymi z zewnątrz. I znowu argument Jezusa jest ten sam: dary Boga nie są w stanie same z siebie - jako dobre - zanieczyścić człowieka, sprofanować go. Bo ten właśnie grecki termin - koinos - mówi dosłownie o sprofanowaniu człowieka, o jakimś zredukowaniu go, pozbawieniu czegoś, co go wyróżnia wśród innych stworzeń. To jest nieczystość, która nie jest związana z domieszką czegoś - ale z utratą. Utratą godności, świętości, wartości w wyniku na przykład sprofanowania. I tylko człowiek - zgodnie z dzisiejszą wypowiedzią Jezusa - może sprofanować sam siebie. Innymi słowy nikt i nic nie jest w stanie mnie sprofanować - jeśli to ja sam siebie w moim sercu nie sprofanuję. I to jest właśnie ten rodzaj nieczystości, który dotyczy życia duchowego i pociąga za sobą bardzo poważne konsekwencje. To jest nieczystość, którą człowiek nosi w sobie, w swoim sercu, które sam pozwolił, żeby zostało zanieczyszczone tymi wszystkimi brudami, które wylicza Jezus Ewangelii. Złymi myślami, nierządem, kradzieżami, zabójstwami, cudzołóstwem, chciwością, przewrotnością, podstępem, zazdrością, obelgami, pychą, głupotą człowiek profanuję siebie samego, czyniąc tak naprawdę zły użytek z daru wolności, jakim zostaliśmy obdarowani i jaki winien cechować nasze serca.

I właśnie tu jest cały problem na który wskazuje dzisiejsza Ewangelia: w sercu, we wnętrzu człowieka. Przyzwyczailiśmy się pilnować tego, co na zewnątrz: ubrania, wyglądu, porządku na biurku, w szafach, w domu… Pilnować diety i mycia samochodu itd. A tak często potrafimy odpuścić sobie porządek wewnętrzny: higienę tego co nosimy w myślach, we wspomnieniach, w sercu…

Jezus w dzisiejszej Ewangelii upomina się o serce. Podobnie jak medytacja, modlitwa serca upomina się o nasze serce. Staje się praktyką jego codziennej pielęgnacji, higieny wnętrza.

Jest takie fenomenalne porównanie, które czyni o. Raniero Cantalamessa - biblista komentując scenę rozmowy Ewy z wężem w Raju. „Wyobrażamy sobie często– pisze ojciec Cantalamessa – stojącą Ewę i węża owiniętego wokół drzewa – na zewnątrz Ewy. Tymczasem w sensie duchowym wszystko dokonuje się wewnątrz – w sercu Ewy, tak jak każdy dialog ze złem, z pokusą ma miejsce w sercu każdej i każdego z nas. Wszystko jest wewnątrz, w nas. To my nosimy w sobie świat duchowy. Drzewo Życia i drzewo poznania dobra i zła są w środku ogrodu - a centrum ogrodu jestem ja, człowiek. To wszystko odbywa się we mnie, w moim wnętrzu. Myśli, uczucia, pragnienia… To wszytko jest we mnie. I spożywam na oślep, na chybił-trafił, jak leci – co przyjdzie… Dlaczego? Bo oderwałem serce od Boga” [rekolekcje dla kurii rzymskiej 2009 r].

I właśnie o to upomina się Jezus: o serce. Serce złączone z Sercem Boga. Właśnie tak jest skonstruowany człowiek: na dnie jest serce, centrum człowieka, zdolne do relacji ze światem duchowym, z Bogiem. A potem jest psychika i ciało. I model idealny jest taki, że moje serce jest w relacji z Bogiem, pogrążone w dialogu z Bogiem, do którego zostałem stworzony. W tym dialogu nieustannie dowiaduję się jak jestem kochany - uczę się Miłości. I Miłość wtedy może przesiąkać przez moją psychikę i ciało - przejawiać się w moich działaniach zewnętrznych. Jestem święty - czyli inny niż cały świat. Jestem jak Bóg - zdolny kochać. Czynić dobry użytek ze wszystkiego, co biorę w swoje ręce - czyli czynić Miłość. Właśnie po to zostałem stworzony i po to dostałem wszystkie dary: by wyznawać Prawdę o Bogu, Prawdę o Miłości, czynić Miłość. Wszystko jest urządzone i stworzone idealnie do tego, by mi pomagać czynić Miłość Prawdziwą. Ale to wszystko funkcjonuje pod warunkiem, że moje serce jest zanurzone w Wielkim Dialogu Osób Trójcy, do którego to dialogu zostałem zaproszony. Prawdziwa bieda, moja desakralizacja i profanacja zaczyna się wtedy, gdy wyjdę sercem z tego dialogu. Gdy zdecyduję się na jakąkolwiek formę wewnętrznej dezercji od relacji z Bogiem. Ponieważ życie duchowe nie znosi pustki nie trzeba długo czekać aż pojawi się ktoś, kto za wszelką cenę będzie chciał nas wypełnić ciemnością, żalem, bólem, wątpliwościami, lękiem, czy pretensjami, które będąc w nas będą burzyły nasza relację z Bogiem - Miłością. Strategia złego ducha od czasów Edenu jest niezmienna.

Praktyka medytacji jest praktyką trwania w dialogu z Bogiem. Jest walką o serce człowieka o to, by skupiając się na słowie – wezwaniu przestać zajmować się tym, co często próbuje zaśmiecać ludzkie serce i zagłuszyć głos Boga, który w tym sercu wybrzmiewa. Medytacja to doświadczenie w którym Bóg-Stwórca, zakochany w nas do szaleństwa, wybiega nam naprzeciw – w swoim Słowie. A od nas oczekuje tylko jednego: abyśmy chcieli rzucić się całym sercem na oślep w ramiona Boga, który jest Miłością - i dali się kochać. Dali się kochać w sercu! Nie w emocjach, nie w uczuciach, nie w namiętnościach - ale w sercu. Tam, gdzie najgłębiej. Po to, abyśmy sami z tego doświadczenia zaczerpnęli umiejętność dojrzałego kochania. Abyśmy zdecydowali się kochać - tak, jak jesteśmy kochani. Praktyka medytacji pozwala nam po prostu ucinać to wszystko, co chce sprofanować nasze serce - przestać dyskutować i słuchać tego, co ciemność usłużnie podsuwa nam w sercach a skupić się na Tym, który te serca karmi, uzdrawia, odnawia i rozświetla.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji