Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:

«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.

Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.

Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. (Łk 6, 20-23)

Ewangelia dzisiejsza cytuje jeden z najbardziej zaskakujących i kluczowych fragmentów nauczania Jezusa: Błogosławieństwa, które swoim paradoksalnym językiem są nauczaniem o prawdziwym szczęściu, którego wszyscy ludzie szukają. Merton określił je jako „poemat Boskiej miłości” [Myśli w samotności. Chleb żywy]. Papież Franciszek w jednej ze swoich katechez środowych wyjaśniał: „Błogosławieństwa są portretem Jezusa, sposobem Jego życia; i są drogą do prawdziwego szczęścia, którą i my możemy iść dzięki łasce, którą Jezus nas obdarza”.

Błogosławieństwo ubóstwa mówi nam o pięknie wolności serca. „W życiu chrześcijanina – jak pisze ojciec Rohr ubóstwo nie jest opcjonalne: bez niego nie można być się ani uczniem, ani szczęśliwym. Wszyscy musimy żyć nim jak Mistrz”. I aby wcielić ubóstwo pośród świata, ojciec Rohr zaleca: „radzę ci, abyś w stosunku do siebie był oszczędny a wspaniałomyślny wobec drugich; unikaj zbytnich wydatków na luksus, na wygodę, próżność, zachcianki... nie stwarzaj w sobie sztucznych potrzeb. W obliczu ogólnego klimatu konsumpcjonizmu konieczne jest częste stawianie sobie pytania: czy nie jesteśmy zniewoleni przez rzeczy, których używamy. Bez ducha ubóstwa trudno nam będzie hojnie opiekować się innymi i nigdy na nikogo nie patrzeć z obojętnością, zwłaszcza na ubogich i potrzebujących”. [Spadać w górę]

Błogosławieństwo głodu. W nasyceniu nie ma miejsca dla Boga i innych – pisze Merton. Natomiast życie ze wstrzemięźliwością i umiarkowaniem sprawia, że uczymy się „być nasyceni” przez Boga. Chodzi o korzystanie z dóbr ziemskich z wdzięcznością, ale w taki sposób, że prowadzą nas one do pragnienia dóbr duchowych. To błogosławieństwo zaprasza nas również do pracy z ufnością w Bożą Opatrzność: gdy staramy się z prostotą zarabiać na niezbędne utrzymanie, zachowujemy spokój w obliczu możliwych trudności, ponieważ Bóg nigdy nie opuszcza swoich dzieci. [por. Szukanie Boga]

Błogosławieństwo płaczu. „Kiedy chrześcijanin usiłuje naśladować Mistrza, „przeżywa wewnętrzny związek Krzyża ze Zmartwychwstaniem” – jak wyjaśniał Benedykt XVI. Zjednoczeni z Chrystusem, nabieramy siły, aby przemienić cierpienie w odkupieńczą miłość. Polega ona na niesieniu nadziei i pociechy innym; ale też na odwadze współdzielenia cierpienia innych i nie uciekania od sytuacji bolesnych, tak bardzo popularnych w dzisiejszym świecie”. [Jezus z Nazaretu]

Jezus nazywa błogosławionymi tych, którzy cierpią prześladowanie lub odrzucenie z Jego powodu. Nasza spójność jako zwykłych chrześcijan może szokować lub denerwować innych. Ale musimy być odważni, aby poprzez nasze uczciwe postępowanie ukazać innym Boga, którego szukają świadomie lub miej świadomie wszyscy ludzie, bo jak mawiał św. Augustyn poza Bogiem ludzkie serce i tak nie odnajdzie prawdziwego pokoju.

Krótko mówiąc, wbrew pozorom, nasze szczęście nie leży w nieograniczonym posiadaniu dóbr. Nie polega też na uzyskaniu aprobaty innych za wszelką cenę. Szczęście chrześcijanina leży raczej w utożsamianiu się z Chrystusem, do czego zresztą prowadzi nas praktyka codziennej medytacji.

Przy okazji lektury tej Ewangelii przypomniało mi się to, o czym w „Szukaniu Boga” pisze Merton. Chodzi o trzy kwestie istotne zarówno w wymiarze duchowości indywidualnej, jak i w refleksji nad wspólną drogą nas - chrześcijan katolików w najbliższych latach, a nawet dekadach. Można to nazwać trzema etapami duchowej wędrówki w nieznane. Po pierwsze: doświadczyć zagubienia – aby je przekroczyć. Po drugie: doświadczyć niepewności – i ją zaakceptować. Po trzecie zaś: doświadczyć bliskości Boga – i zaufać Mu” – tego właśnie uczą nas ewangeliczne Błogosławieństwa.

Zakończę tę dzisiejszą medytacyjną refleksję jedną z dwóch ulubionych przeze mnie modlitw Mertona:

Panie, Boże, nie mam pojęcia, dokąd zmierzam.

Nie widzę drogi przed sobą.

Nie mogę wiedzieć na pewno, gdzie ona się kończy.

Ani też nie znam tak naprawdę samego siebie.

A fakt, że uważam, iż postępuję zgodnie z Twoją wolą, wcale nie oznacza, że tak rzeczywiście jest.

Ale wierzę, że pragnienie podobania się Tobie istotnie Ci się podoba.

I mam nadzieję, że pragnienie to obecne jest we wszystkim, co robię.

Mam też nadzieję, że nigdy nie zrobię czegoś, co by było niezgodne z tym pragnieniem.

Wiem również, że jeśli tak zrobię, Ty poprowadzisz mnie właściwą drogą, chociaż mogę nic o tym nie wiedzieć.

Dlatego zawsze będę Ci ufał, nawet choćby mi się wydawało, że jestem zagubiony i w cieniu śmierci.

Nie będę się bał, bo Ty zawsze jesteś ze mną i wśród niebezpieczeństw nigdy nie zostawisz mnie samego. Amen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji