On tam jest

 

Z Ewangelii według Świętego Jana

Jezus tak wołał: «Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał.

Ja przyszedłem na świat jako światłość, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś słyszy słowa moje, ale ich nie zachowuje, to Ja go nie potępię. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat potępić, ale by świat zbawić.

Kto Mną gardzi i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które wygłosiłem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ojciec, który Mnie posłał, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział». (J 12, 44-50)

W 1987 roku został porwany jako zakładnik przez terrorystów islamskich Amerykanin, wykładowca Uniwersytetu w Bejrucie. Zamknięto go w ciemnym pomieszczeniu, bez okien, z niewielką szczeliną przez którą dobiegało słońce, bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynym kontaktem z ludźmi był skromny posiłek podawany mu bez słowa, raz dziennie przez pilnującego go strażnika. Ani książki, ani ołówka, ani papieru, ani pracy, ani rozrywki. Jedynie siennik, na którym mógł się położyć. W samotności tej myślał, że zwariuje podczas niekończących się dni i nocy.

Po jakimś czasie jednak odkrył obecność na dnie swego serca… W głodzie ciała i ducha odnalazł modlitwę – prostą, opartą na wersecie psalmu zapamiętanego z dzieciństwa, które powtarzał każdego ranka, na rozpoczęcie dnia z ojcem: Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pospiesz ku ratunkowi memu. Każdego dnia odnajdywał ich więcej i powoli je powtarzał na nowo. Przedłużał te chwile łaski. Nie był już sam i w ten sposób nie tylko “przetrzymał” 4 lata niewoli, ale także pogłębił swoją wiarę. Kiedy odzyskał wolność był innym człowiekiem, bardziej wrażliwym na obecność Boga… wszędzie

Przyszliśmy na świat i żyjemy tak, jak tylko potrafimy najlepiej. Czasami udaje nam się w dążeniu do doskonałości i świętości, czasami jednak upadamy i grzeszymy. Wtedy daleko nam od ewangelicznego naśladowania Jezusa.

Stajemy się dalecy i nieobecni w spotkaniu z Kimś, kto powinien być dla nas Mistrzem w poruszaniu się po drogach życia…, Kimś w obecność kogo czulibyśmy się nieustannie zanurzeni. Jak o tym przypomina św. Paweł: „W Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. [Dz 17,28]

Taka świadomość zanurzenia w miłość Ojca towarzyszyła Jezusowi nieustannie – można powiedzieć, że była Jego nieustanną modlitwą – dialogiem miłości z Ojcem w Duchu Świętym. O ileż łatwiejsze byłoby nasze życie, gdyby taka świadomość zanurzenia w Boża obecność i wszechogarniająca miłość towarzyszyła także nam.

Jezus przychodzi do nas każdego dnia na tyle różnych sposobów. W dużej jednak mierze to od nas zależy, czy będziemy potrafili dostrzec tę Jego obecność i czy damy możliwość, aby Jezus działał w naszym życiu i przez nas w życiu innych.

Poruszają mnie słowa jednego ze współczesnych wokalistów, który śpiewa wyznając swoja wiarę we wszechogarniającą  obecność Boga: „Podnoszę kamień a On tam jest, przytulam drzewo a On tam jest, szumi rzeka a On tam jest, patrzę na człowieka a On tam jest... „ [Paprodziad]

Bo jak pisał Merton w „Nowym posiewie kontemplacji”: „Naprawdę warto pamiętać o tym podstawowym kryterium prawdy o Bogu: im uważniej, z im większą miłością będziemy się wpatrywać i wsłuchiwać w Jezusa Chrystusa, tym więcej będziemy wiedzieli, kim jest Bóg; że jest On miłością, w której jesteśmy zanurzeni zawsze i wszędzie”.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji