Pan Bóg, Bóg mój i wszystko moje…

Z Ewangelii według świętego Jana

Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!».

Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę».

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!»

Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym».

Tomasz w odpowiedzi rzekł do Niego: «Pan mój i Bóg mój!»

Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli». (J 20, 24-29)

«Pan mój i Bóg mój!» To przykład pięknego wezwania, które może posłużyć w medytacji monologicznej za słowo przewdonie.

Św. Franciszek z Asyżu posługiwał się często innym wezwaniem: „Bóg mój i wszystko moje!” To wezwanie jest jak echo innych słów św. Augustyna: „Jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na właściwym”. Ten, kto spróbował tę zasadę wprowadzić w życie doskonale wie, że wcale nie trzeba – jak czyni to dzisiaj wielu także wierzących w Boga – życia duchowego spychać na dalsze miejsce w hierarchii wartości, jakim hołdujemy w naszym życiu. Ciągle wydaje nam się, że mamy tyle zadań do wypełnienia iż ostatecznie relację z Bogiem, modlitwę spychamy na plan dalszy a potem okazuje się, że jesteśmy zbyt zmęczeni by się pomodlić i… sytuacja się odwraca bo boleśnie doświadczamy w życiu tego, że tam, gdzie Bóg nie jest na pierwszym miejscu wszystko inne też nie jest na właściwym.

Spoglądamy dzisiaj na postać świętego Tomasza, który gotów był uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa tylko wtedy, gdy dotknie Jezusa i śladów Jego męki i śmierci. Innymi słowy żądał dowodu dla swojej wiary. Dzisiaj także wiele osób mówi, że uwierzyłoby łatwiej w Boga, gdyby dostało jakiś znak, dowód Jego istnienia.

Dlaczego Tomaszowi nie wystarczyło mu po prostu świadectwo innych Apostołów? Być może dlatego, że rozpoznał w Jezusie Boga dopiero w chwili Jego męki i śmierci? Może dopiero wtedy uświadomił sobie kim dla niego jest Jezus?

Bo przecież męka i śmierć to największe dowody miłości Jezusa do nas, to potwierdzenie Jego zwycięstwa. Co ciekawe Pan Jezus nie miał za złe Tomaszowi, że chciał dotknąć Jego ran. Dodał jedynie, że błogosławieni czyli szczęśliwi są ci, którzy takich dowodów nie potrzebują dla swojej wiary, którym wystarczy dotknięcie Jezusa nie palcem, lecz sercem.

Tak właśnie dotykamy Jezusa w medytacji. Sercem!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Przyjść do Jezusa