Modlitwa jako relacja
Z Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów».
A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie». (Łk 11, 1-4)
Jezus w dzisiejszej Ewangelii odpowiada na pragnienie uczniów: „Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów”.
Intrygujące jest to, że uczniowie odwołują się do Jana a nie do modlitwy, której wzór widzą w przykładzie modlącego się Jezusa. Dla Jezusa modlitwa to… relacja. Można wnioskować, że uczniom jednak bardziej chodzi o formułę, Jezus właśnie jej uczy Apostołów. Być może uznaje, że skoro uczniowie jeszcze do tej pory nie pojęli, że modlitwa to nade wszystko relacja z Bogiem, to Jezus postanawia im pozostawić formułę wierząc, że ona pewnego dnia doprowadzi ich do… relacji.
Wiele osób zdradza potrzebę jakiejś formuły modlitewnej żeby móc się modlić. Szczególnie na Zachodzie mamy tendencję do „zagadaywania” Pana Boga. Zauważmy, że również zachodnia medytacja tzw. Medytacja ignacjańska pełna jest słów i obrazów.
Tymczasem jak mówi w książce – wywiadzie p. t. „Milczeć, ale życiem wołać” przeor krakowskich kamedułów o. Mateusz Kolbus: „Najważniejsza i niezbędna jest modlitwa trwająca na poziomie serca, najprostsza, ale i najgłębsza. Im zaś jest głębsza, tym większy jest głód Boga”
Na pewnym etapie szukając pogłębionej modlitwy, która przerodzi się w autentyczne spotkania z Jezusem zaczęto praktykować w Kościele modlitwę serca znaną często jako Modlitwę Jezusową. Polega ona na wypowiadaniu słów: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boga żywego zmiłuj się nade mną grzesznikiem”.
Prekursorzy tej modlitwy uczą, że za powtarzaniem tych słów w rytmie oddechu, a więc też rytmie serca kryje się głębokie przekonanie, że modlitwa to nie tylko szczera rozmowa z Bogiem, ale przede wszystkim pewna tajemnica.
„Wierzymy – pisze w swojej książce Szkoła Modlitwy prawosławny Abp. Londynu Anthony Bloom – że praktykując modlitwę Jezusową, Bóg staje się obecny i działa w naszym sercu przez moc swojego słowa i łaskę, która mu towarzyszy. Nie musimy tego czuć. Wystarczy, że w to wierzymy. Pozostaje nam czysta wiara. Pozostaje relacja, która oczyszcza nasze wnętrze, a jednocześnie przemienia nasze życie. Wybieramy to, w co wierzymy, nie to, co czujemy. To trudna droga wiary w przeciwieństwie do świata, który namawia, aby wybierać wyłącznie to, co się czuje.”
Jezus zaprasza nas do praktyki modlitwy jako relacji. Podkreśla to dzisiejsza Ewangelia, w której Mistrz na zakończenie mówi: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.
Tym samym stawia na pierwszym miejscu relację z Bogiem, która jest możliwa dzięki Duchowi Świętemu.
Na modlitwie nie liczy się więc tylko to, co my robimy. Liczy się przede wszystkim to, co Bóg czyni w nas. Trudno nam w to uwierzyć, gdy chcemy zachować kontrolę nad swoim życiem.
„Prawdziwa modlitwa przeżywana jako relacja winna nas jednak prowadzić do coraz większego powierzenia swojego życia Bogu, aż po bezgraniczne powierzenie się Jemu” – pisze Thomas Merton w książce p. t. Medytacja.
Oby praktyka medytacji monologicznej uczyła nas, poprzez formę tej modlitwy tracić swoje życie, które często koncentruje się na kontroli na rzecz życia, w którym będziemy coraz bardziej ufać Bogu, ufać Jego prowadzeniu, choć wcale nie musimy tego rozumieć.
Komentarze
Prześlij komentarz