Boże Narodzenie 2024

 Drodzy Medytujący,

zakładam że dzisiaj nikt nie nastawiał się na spotkanie medytacyjne i że raczej medytujecie przy rodzinnych i świątecznych stołach niż sali medytacyjnej. Choć przyznam, że medytacja w święta byłaby ciekawa odmianą dla przymusu siedzenia przy stole i spożywania kolejnej z dwunastu potraw (albo i więcej)...

Dwukrotnie w oktawie Bożego Narodzenia usłyszymy ten dzisiaj odczytany fragment Ewangelii…

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało.

W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości.

Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili.

A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy.

Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce.

Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa.

Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.  (J 1, 1-18)

O czym mówi ta dzisiejsza Ewangelia?

O Słowie? Z pewnością…

Ale mnie mówi ona także o darze i o umiejętności jego przyjmowania…

którzy Je przyjęli… 

Do kogo i po co przychodzimy na eucharystię, na modlitwę, na medytację? W jakim celu? Czy przychodzimy, żeby spotkać i przyjąć Boga? Żeby się na Niego otworzyć?

Czy przychodzimy raczej z przyzwyczajenia, bo zawsze tak robiliśmy? A może trochę z lęku, żeby nie obrazić Boga? Z lęku, że mogę nie zostać zbawiony?

A może - co daj Boże - przychodzimy bo szukamy umocnienia w wierze, nadziei, miłości?

Czy to spotkanie z Bogiem w Eucharystii, na modlitwie, na medytacji przekłada się na moje życie?  Czy przyjmując Boga uczę się przyjmować ludzi: bliskich, znajomych, tych, których spotykam jedynie przelotnie, ale nigdy przez przypadek?

I wreszcie czy te spotkania z Bogiem uczą mnie przyjmować siebie samego? Z akceptacją, z miłością, tak jak czyni to za każdym razem Bóg?

„Eucharystia, modlitwa są szkołą formowania serca” – mówiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Czy mogę powiedzieć, że moje serce po latach przyjmowania do tego serca Boga, komunii z Nim się zmienia; staje się bardziej przepełnione miłością zarówno do Boga, jak i do człowieka?

Z czasem, jaki spędzam przed Bogiem jest tak, jak z każdym prezentem (wczoraj ich pewnie otrzymaliśmy trochę). Można otrzymać prezent. Wziąć go do rąk, nawet otworzyć, ale nie przyjąć. Nie wykorzystać!

Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc… 

Bóg chce Cię napełniać nas swoją mocą. To nie jest magiczna siła. Moc to praca w czasie – taka jest definicja mocy. On chce w Tobie i we mnie pracować mocą swojej łaski. Ale potrzebuje w tej współpracy także naszego wysiłku i zaangażowania.

Bóg codziennie udziela nam swej mocy: łaski by przebaczać, by zaczynać od nowa, by widzieć dalej niż tylko to, co zewnętrzne, by nie oceniać innych, by doceniać to, co mamy, to kim jesteśmy.

dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi… 

By być dzieckiem potrzebujemy rodziców… By być dzieckiem Bożym potrzebujemy Boga… Bożej mocy. Sami z siebie tego nie możemy osiągnąć. To można tylko otrzymać w darze.

Tak, jak otrzymał miłość marnotrawny syn w ramionach ojca. Otrzymuje to, co próbował wcześniej kupić, aż wydał wszystko. To, na co próbuje zapracować starszy syn przebywając nieustannie na polu.

A Ty co robisz by zdobyć miłość? Kupujesz, zapracowujesz, zasługujesz, starasz się, chodzisz do kościoła by Bóg Ci błogosławił?

Jakie są Twoje sposoby na miłość? A może już wiesz, że nie ma żadnego sposobu na miłość. Że Miłość jest darem bezinteresownym. Innej nie ma! Miłość na którą muszę zasłużyć, zapracować… nie jest prawdziwą miłością. Miłość można ofiarować komuś za darmo lub nie; można ją przyjąć lub odrzucić.

Życzę Wam Kochani, aby te dni Bożego Narodzenia pozwoliły nam odnaleźć właśnie taką – bezinteresowną, bezbronną, delikatną MIŁOŚĆ BOGA, tak bardzo przekonującą o swojej prawdziwości i bezinteresowności, bo objawiająca się w maleńkim dziecku. Życzę aby każde spotkanie z Bogiem było dla was prawdziwym Prezentem, który robicie przede wszystkim sobie samym i który z wdzięcznością przyjmuje się do Boga.

Nie mówię, że to łatwe, Mówię, że to życiodajne, że bez miłości nie ma prawdziwego życia a zwłaszcza bez przyjęcia Bożej miłością nie da się żyć życiem chrześcijańskim, życiem Dziecka Bożego.

A ponieważ wraz z wczorajszą Wigilią rozpoczął się obchodzony w Kościele Katolickim Jubileusz Zwyczajny Roku Nadziei, to życzę Wam też, aby te niezwykłe Święta napełniły Wasze serca nadzieją płynącą z głębokiego przeświadczenia o miłości i obecności Boga w Waszym życiu, nadzieją, której nikt i nic nie zdoła Wam odebrać.

Z darem modlitwy.😇💗  ks. Marek

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa