Jan...
W dniach smutku po śmierci o. Jana pozwalam sobie zamieścić wywiad przeprowadzony przez Magdalenę Menzel, który ukazał się na portalu „Dobry pasterz”.
Ojciec Jan Bereza, mgr filozofii i teologii, przeor klasztoru benedyktynów w Lubiniu w latach 1999 -2002. Od 15 lat doradca Europejskiej Benedyktyńskiej Komisji ds. Dialogu Międzyreligijnego na Płaszczyźnie Monastycznej (Monastic Interreligious Dialogue), od 10 lat członek Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi. W 1988 roku stworzył w Klasztorze Benedyktynów w Lubiniu Ośrodek Medytacji i Dialogu Międzyreligijnego, w którym gościł min Rosi Kwonga (2000 r)
,
Magdalena M:enzel: Co to jest medytacja?
o. Jan Bereza: To jest pojęcie bardzo szerokie, dzisiaj bardzo popularne. Papież Benedykt XVI jeszcze jako kardynał w dokumencie "O niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej" nazwał medytację rodzajem modlitwy, która w ostatnich latach budzi coraz większe zainteresowanie, a jednocześnie zwracał uwagę, że współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie głębokiego pragnienia ciszy rozmyślania i medytacji. W naszej benedyktyńskiej tradycji, mówi się o lectio, meditatio, i contemplatio. Medytacja często jest utożsamiana z rozważaniem, a z drugiej z dogłębnym studiowaniem tekstu czy słowa. Jednym ze znaczeń greckiego słowa meletan, od którego pochodzi łacińskie meditare i polskie medytować jest powtarzanie. Medytacja jest więc wewnętrznym powtarzaniem danego słowa czy myśli. Chociaż trzeba dodać, że samo powtarzanie nie jest celem samo w sobie, pomaga ono odwrócić skupienie umysłu na nas samych, a skierować ku Bogu.
M.M.: Czy kontemplacja jest tym samym co medytacja?
J.B.: Kontemplacja to jakby stopień wyżej: gdy już przestajemy powtarzać słowa czy myśli, a cała nasza świadomość jest pochłonięta Bogiem. Wtedy nie my już mówimy lecz mówi Bóg. Jesteśmy zasłuchani, zatopieni w Bogu. Jeden z największych mistyków chrześcijańskich, Św. Jan od Krzyża pisze, że w kontemplacji człowiek zapomina o wszystkim i jest całkowicie zajęty Bogiem. Dla niego jest to tajemnicze i miłosne poznanie Boga. W tym stanie nawet rozmyślanie o sprawach duchowych staje się przeszkodą naruszająca słodycz i pokój miłosnego poznania.
M.M.: Kontemplacja zawsze zaczyna się od tekstu, czytania?
J.B.: Od początku chrześcijaństwa, a właściwie już w tradycji judaistycznej znano praktykę powtarzania słowa. Słowo w tradycji biblijnej ma inny sens niż w językach europejskich. W naszym potocznym rozumieniu słowa "oznaczają", w Biblii "przywołują" i "uobecniają". Zapewne w tym tkwi problem niechęci czy niezrozumienia sensu medytacji.
W praktyce powtarzanie może być jakby przedłużeniem lectio divina (czytania duchowego), ale może też być odrębną praktyką. Jan Kasjan, mistrz św. Benedykta, szukając nauczycieli modlitwy dotarł do Egiptu (gdzie w IV, V wieku istniało głębokie życie monastyczne). Tam też Kasjan spotkał ojca Izaaka, który nauczył go medytować. Zalecił mu powtarzanie formuły: "Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie pospiesz ku ratunkowi memu". Zalecał by powtarzał ją kiedy będzie mu ciężko w życiu, kiedy będzie chory, kiedy będą nękały go pokusy i wielu innych sytuacjach codziennego życia. Podobna forma modlitwy istnieje do dziś jako modlitwa Jezusowa, gdzie powtarza się wezwanie: "Panie Jezu Chryste zmiłuj się nade mną grzesznikiem".
W XII w. pojawił się w Kościele zachodnim różaniec, na którym zaczęto odmawiać "Zdrowaś Mario"; jego korzenie są jednak na Wschodzie. W książce: "Różaniec - modlitwa Jezusowa Zachodu" autor ukazuje genezę różańca; przy czym podaje, że jeśli chodzi o metodę to jest ona jeszcze starsza i wywodzi się z buddyzmu i hinduizmu, a przez islam trafiła do chrześcijaństwa. Można więc powiedzieć, że różaniec jest modlitwą ekumeniczną, a nawet międzyreligijną. Św. Ignacy Loyola zalecał medytację polegającą na czytaniu Pisma Świętego i wyobrażaniu sobie tego, o czym się czyta, włącznie ze smakami, zapachami, by móc doświadczyć głębiej czytanego tekstu i rzeczywistości, której dotyczy. Zalecał także i tę formę medytacji, podobną do tej, o której wcześniej mówiliśmy - powtarzanie imienia Jezus w rytm oddechu.
M.M.: Kto może więc medytować? Trzeba być wierzącym, mieć specjalne predyspozycje?
J.B.: Medytować mogą również osoby niewierzące, powtarzając słowa niezwiązane tylko z religią, np. : "miłość". Dziś stosuje się medytację w psychoterapii jako środek wyciszający. Ale dla człowieka wierzącego medytacja jest formą modlitwy; zaczynamy modlić się słowami, potem wystarcza jedno słowa, ale dochodzimy także do tego, że słowa stają się niepotrzebne. Zapytano pewnego starca, co on robi w sam w kościele. "Czasami siedzę i myślę, a czasami tylko siedzę" - odpowiedział. "Tylko siedzenie" można już nazwać kontemplacją (tak jak zakochani, którym wystarcza obecność drugiego).
M.M.: Jak Ojciec nauczył się medytować?
J.B.: Z medytacją jest podobnie jak sztuce Moliera "Mieszczanin szlachcicem". Kiedy nauczyciel wyjaśniał bohaterowi, że mówi prozą, ten nie mógł się tym nadziwić. Medytacja jest czymś bardzo naturalnym i niektórzy chyba nie muszą się tego w sposób szczególny uczyć. Czasami widzę starszych ludzi przychodzących do kościoła pół godziny wcześniej przed mszą, siedzą i wydaje mi się, że medytują. Jest to jakby naturalny etap w rozwoju duchowym. Ale oczywiście dla wielu z nas potrzebna jest nauka. Moje przygotowanie rozpoczęło się na w czasie studiów, trzydzieści lat temu. Od tamtego czasu zmieniała się jej forma. Dziś chyba najbardziej przypomina formę modlitwy Jezusowej. Studiowałem też filozofię indyjską i poznałem jogę klasyczną; przerabiałem oryginalne teksty sanskryckie.
M.M.: Jak medytacja chrześcijańska ma się do medytacji Wchodu, do jogi?
J.B.: Joga jest bardzo szerokim pojęciem. Przede wszystkim odnosi się do jednego z najstarszych i największych systemów filozoficzno-mistycznych. Jego pochodzenie jest przedaryjskie; w późniejszym okresie został zaadoptowany przez hinduizm i najczęściej poprzez hinduizm jest poznawany w Europie. W Indiach słowo joga odnosi się potocznie do wielu form ascetycznych.
Jest wiele ścieżek jogi i w niektórych z nich medytacja odgrywa ważną rolę. Od strony technicznej medytacja chrześcijańska może nie różnić się od medytacji w innych religiach, różne religie mogą posługiwać się podobnymi metodami. Różnią się w kwestii odniesienia do Boga; joga klasyczna odwołuje się do "Iśwary". Iśwara jest pojęciem filozoficznym, określeniem Boga osobowego (nie jest to imię Boga). Medytacja chrześcijańska prowadzi do zjednoczenia z Bogiem w Trójcyjedynym objawiającym się nam w Chrystusie. Ojciec J.M. Dechanet, benedyktyn z naszego klasztoru w Belgii napisał książkę "Joga chrześcijańska w dziesięciu lekcjach". Ukazała się ona jeszcze w latach sześćdziesiątych wraz z imprimatur ojca Opata i miejscowego biskupa. Gdy ukazała się w Polsce, wzbudziła wiele kontrowersji.
M.M.: Medytacja jest jednym z elementów jogi. Czym zatem jeszcze jest joga?
J.B.: Definicja mówi, że "joga jest powściągnięciem zjawisk świadomościowych". Chodzi o dotarcie do prawdziwego "ja", czyli o dotarcie do prawdziwego podmiotu, żeby odkryć także prawdziwy przedmiot. Thomas Merton wyraził to tak: "Bóg to moje drugie i prawdziwe ja", to znaczy, że docierając do swojej istoty, jednocześnie odkrywamy obecność Boga. Wyrażając tę myśl bardziej teologicznie można powiedzieć, że odkrywamy obraz i podobieństwo Boże, na które zostaliśmy stworzeni.
Joga klasyczna nie jest związana z żadnym systemem religijnym, posługuje się językiem filozoficzno-mistycznym. Do celu jaki sobie wyznacza, dotarcia do prawdziwego "ja" ukazuje wiele ścieżek. W Polsce to, co nazywa się jogą to właściwie hatha joga, jedna ze ścieżek jogi, która akcentuje rolę ciała i ćwiczeń psychofizycznych. Ale trudno ograniczyć ją tylko do tych ćwiczeń. Joga najpierw mówi stosowaniu pewnych nakazów i zakazów moralnych, które trzeba wypełnić, aby móc rozpocząć wspomniane ćwiczenia. W nich znajduje się również iśvarapranidhana czyli oddaniu się w opiekę Bogu. Dopiero potem możemy ćwiczyć hatha jogę. Myślę, że to pewien problem dla ludzi na Zachodzie, którzy chcą praktykować jogę, a nie są do tego duchowo i moralnie przygotowani.
M.M.: Dlaczego niektórym joga źle się kojarzy?
J.B.: Podstawowym problemem jest brak elementarnej wiedzy na jej temat. To, co czytamy w popularnych pismach niewiele ma wspólnego z jogą. Nawet w Indiach organizuje się komercyjne kilkutygodniowe kursy jogi i rozdaje po ich ukończeniu dyplomy. Niektórzy po tych kilku tygodniach nauki próbują uczyć innych. Jednak, aby opanować niektóre ćwiczenia z hatha jogi potrzeba wielu lat.
Z drugiej strony, jeśli ktoś praktykuje jogę, a nie jest do tego duchowo i moralnie przygotowany może zrobić z jogi zły użytek albo joga może mu "zaszkodzić". Zdarza się też, że jogę próbuje się wykorzystać do złych rzeczy, np. do osiągnięcia nadnaturalnych mocy i panowania nad innymi (przed czym joga wyraźnie przestrzega). Jeśli pacjent bierze lekarstwo niezgodnie z zaleceniami lekarza, to nie powinien mieć pretensji, że zastosowano złe leczenie; przykład jest tym bardziej trafny, że klasyczny traktat jogi ułożony jest na wzór traktatu medycznego. Dlatego zaleca się, by ćwiczenia jogi przebiegały pod okiem nauczyciela, do którego mamy całkowite zaufanie i który potrafi dostosować rodzaj praktyki do naszej wiary, naszych duchowych możliwości i predyspozycji. Joga to nie jest tylko gimnastyka, choć wiele z asanów z jogi znamy z ćwiczeń wychowania fizycznego. Często pod przykrywką nauki jogi czy medytacji działają sekty, które w ten sposób chcą przyciągnąć do siebie ludzi. Znam przypadki organizowania kursów jogi dla werbowania osób ze zdolnościami parapsychicznymi do zadań policyjnych czy wywiadu.
Jeden z indyjskich nauczycieli powiedział: "Kiedy widzę jak ludzie na Zachodzie podchodzą do medytacji to mam ochotę im doradzić, aby się tym nie zajmowali". Często też o jodze piszą ludzie, którzy zrażeni trudnościami zawrócili w połowie drogi; przyczyny mogą być różne, ale nie są to wiarogodni świadkowie jogi.
M.M.: Zajmuje się Ojciec dialogiem międzyreligijnym. Czy joga, jako element wspólny dla wielu religii, sprawia, że posuwa się on naprzód?
J.B.: Benedyktyni byli zachęcani zaraz po Soborze Watykańskim II do podjęcia dialogu z mnichami innych religii. Istniało już wówczas głębokie przeświadczenie, że na poziomie kontemplacji (a więc poza słowami) łatwiej będzie nawiązać między sobą kontakt. Znajduje to potwierdzenie również w fakcie, że monastycyzm jest jakby z natury pomostem między religiami. Pisał o tym do benedyktynów jeszcze w 1974 roku Kardynał Sergio Pinedolli, Przewodniczący ówczesnego Sekretariatu dla niechrześcijan, przekształconego później w Papieską Radę do Dialogu Między Religiami. Życie w klasztorach wszędzie bowiem opiera się na tych samych zasadach: na modlitwach, pracy, ascezie, życiu w prostocie, ubóstwie itp. Można mówić też o dialogu życia, dialogu dzieł, kiedy przedstawiciele różnych religii działają wspólnie dla dobra innych ludzi. W dokumencie Vademecum Dialogu Międzyreligijnego praktyka jogi uznana jest za jeden ze sposobów prowadzenia międzyreligijnego dialogu. Jeszcze w 1993 roku w ramach naszej Federacji Benedyktyńskiej wydano dokument "Kontemplacja i Dialog Międzyreligijny", był on konsultowany z Papieską Radą do Dialogu Międzyreligijnego i stanowi wielką pomoc dla tych, którzy pragną dzielić się duchowym doświadczeniem z przedstawicielami innych religii. Musimy jednak pamiętać, że spotkanie religii jakie obserwujemy nie ma swego odpowiednika w historii chrześcijaństwa, ale z drugiej strony dopiero się rozpoczyna, dlatego narażeni jesteśmy na trudności i nieporozumienia.
Dobrze jest wtedy pamiętać o tym, co powiedział Jan Paweł II przy okazji Dnia Modlitw o Pokój w Asyżu w 1986 roku: "każda autentyczna modlitwa jest poruszana działaniem Ducha Świętego, który w tajemniczy sposób jest obecny w sercu każdego człowieka". To przekonanie usprawiedliwia więc fundamentalną ufność, że formy modlitwy wypracowane poza tradycją chrześcijańską nie są a priori zagrożeniem dla wiary chrześcijańskiej a autentyczna modlitwa chrześcijańska nie tyle zależy od metody, co od daru Duchem, który dany jest nam przez Jezusa Chrystusa.
Komentarze
Prześlij komentarz