Cisza, jako droga do ubóstwa i obecności




Językiem, jakim posługuje się Medytacja Chrześcijańska jest cisza. Mantra jest dyscypliną bezinteresownej uwagi, której zadaniem jest sprowadzenie skoncentrowanej na sobie myśli do poziomu ciszy. To jest cisza, która jest miłością i która jest otwarta. Otwarta na innych jak i na bezgraniczne Inne, na Boga, który zamieszkuje w nas w jakiś paradoksalny i tajemniczy sposób. Bóg jest Miłością, naucza św. Jan. Niedługo przed swą śmiercią św. Teresa z Lisieux leżała w klasztornym lazarecie nie mogąc spać. Jej siostra Celina spojrzała na nią i zapytała, co robi.
Modlę się”- odpowiedziała Teresa.
A o co mówisz Bogu?” - zapytała Celina
Nic nie mówię. Kocham Go.”

Medytacja Chrześcijańska jest kochaniem Boga.

Każda modlitwa jest rozmową z Bogiem, niekoniecznie jednak musi ona odbywać się za pomocą słów. W Medytacji Chrześcijańskiej językiem obu rozmawiających stron jest cisza. Według św. Jana od Krzyża  po Bożej stronie dialogu Jego słowo to udzielanie łaski: „Językiem Boga są Jego owoce, jakie rodzą się w naszych sercach”.

Te owoce to udział w życiu Boga, zwany komunią.  Owa komunia, to wzajemne przebywanie w sobie, odbywa się w ciszy. Im więcej ciszy, tym lepiej. Jest czas mówienia do Boga, ale to nie jest czas Medytacji Chrześcijańskiej.  Św. Jan od Krzyża stawia prymat ciszy w bardzo zdecydowanych słowach: „ Język, którego Bóg słucha najchętniej, jest milcząca miłość”. Mistrz Eckhart ujął to podobnie: „ Nic Bogu nie sprawia większej przyjemności, niż cisza”.

Mantra wypowiadana jest w milczeniu, wewnętrznie, by od początku do końca Medytacji wspierać wewnętrzną ciszę. Ustaje dopiero wtedy, gdy modlący sprowadzony jest do miejsca absolutnego spokoju i nie jest już w stanie artykułować frazy. W tym punkcie nasz umysł jest w jedności z Bogiem. „Ponowne podejmujemy powtarzanie mantry, gdy zauważamy, że nasze własne myśli  przerwały ciszę” (John Main). Mantra wymawiana jest z  „bezinteresowna uwagą”. To jest coś więcej, niż połowiczna czujność zwykłej dyskursywnej świadomości. Jest to niedyskursywna, skupiona w jednym punkcie uważność z wykluczeniem wszystkiego innego. Cała energia duszy i umysłu modlącego skoncentrowane są na mantrze, jako ścieżce do Boga. W  miarę, jak nasza świadomość oswaja się jej z dźwiękiem, mantra coraz bardziej zakorzenia się w nas. I tak przechodzimy od  jej wymawiania do wybrzmiewania, wsłuchiwania się w nią z coraz to większym skupieniem. Gdy w końcu zanika, wtedy sama świadomość zatraca się w ciszy Boga.


Ja sam mam nadzieję odkryć tę ciszę. Właśnie rozpocząłem moją podróż po Skandynawii. Czy będzie także duchową podróżą? Mam nadzieję... Zapewne będzie testem wytrzymałości, bo mam zamiar przebyć siedem tysięcy kilometrów przez dwa tygodnie i to bynajmniej nie samochodem. 
Zatem w jakimś sensie jadę szukać ciszy...
Zapewne nie trudno ją tam znaleźć, bo na przestrzeni większej niż powierzchnia Polski mieszka dziesięciokrotnie mniej ludzi, zatem cisza, zwłaszcza na bardziej wysuniętych na północ terenach wydaje się narzucać.
Ostatecznie, gdzieś za kołem podbiegunowym poszukiwanie ciszy może się przerodzić także w poszukiwanie człowieka...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca