Najświętsza noc
I tak oto z Bożą pomocą doczekaliśmy kolejnych świąt Narodzenia Pańskiego. Dobiegł końca czas adwentu i kończy się nasza kolejna duchowa podróż, w której kolejny raz towarzyszył nam Thomas Merton...
Żadne inne święta nie pokazują człowiekowi, jak bardzo jego myślenie różni się od Bożego. Bóg chciałby świętować w zupełnie inny sposób, niż my tego chcemy.
Boże Narodzenie to święta, na które nie tylko dzieci czekają cały rok. Święty Mikołaj, choinka, prezenty, kolędy... Czy zdajemy sobie jednak sprawę, jak cudowna rzeczywistość ukrywa się pod zasłoną tych kultywowanych od dawna obyczajów świątecznych? Niezwykłość tej rzeczywistości oddają słowa, które pochodzą może z innych świąt, bo z Wigilii Paschalnej, ale mocno podkreślają tę niezwykłą rzeczywistość Bożonarodzeniowej nocy: „O, zaiste błogosławiona noc, w której się łączy niebo z ziemią, sprawy Boskie ze sprawami ludzkimi”. To właśnie tej nocy te sprawy Boskie ze sprawami ludzkimi połączyły się w szczególny sposób, gdy Słowo stało się ciałem, gdy Bóg stał się Emmanuelem – Bogiem żyjącym wśród ludzi…
Jezus narodzony w Betlejemskiej Grocie zmienia całe nasze myślenie. Jakiś czas temu przyszło mi do głowy, że chyba jest coś nie tak z naszym przeżywaniem świąt. Myjemy okna, pieczemy ciasta, wydajemy mnóstwo pieniędzy na dekoracje i prezenty, a przecież pierwsze Boże Narodzenie odbyło się zupełnie inaczej. Gdyby przenieść je we współczesność, tak jak próbował to uczynić Ernest Bryll, to Jezusa nie znaleźlibyśmy bynajmniej w żadnym z dobrze zaopatrzonych na święta domów, tylko np. na warszawskim Dworcu Centralnym (teraz już odnowionym przed Euro 2012) lub w jakimś biednym zakątku Polski, na terenach popegeerowskich czy w domu ubogiej rodziny…
Miejsce i sposób, w jaki narodził się Zbawiciel, są tak dalekie od naszych standardowych wyobrażeń. Na swoje urodziny Jezus nie zaprosił nas do stołu, na przyjęcie, ale do stajni, gdzie tylko w naszym mniemaniu było czysto i porządnie. Nic nie mogło być zaplanowane, chociaż tak naprawdę było, tylko znowu inaczej, niż moglibyśmy się domyślać. Nawet najwyżsi dostojnicy żydowscy nie zostali zaproszeni na tę uroczystość. To, na co czekał cały Izrael, dokonało się zupełnie poza nimi.
Co to znaczy dla nas? Chyba ni mniej, ni więcej tylko fakt, że najpiękniejsze święta to niekoniecznie te przy obficie zastawionym stole, zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Bo święta mogą się odbyć także przy jednym wigilijnym daniu, może nawet bez choinki, w szpitalu, bądź samotnie, tylko z opłatkiem i z jednym gościem, Tym Niewidzialnym, bo bez Niego postawionego w centrum nie ma prawdziwego Bożego Narodzenia. Tymczasem tak łatwo Go zagubić w tym całym przedświątecznym zamieszaniu, ferworze przygotowań. I potem znowu powiemy: „święta, święta i po świętach…”. Nie da się przeżyć tak na serio i prawdziwie głęboko Bożego Narodzenia, gdy Jezusa nie postawimy na pierwszym miejscu, ponad zakupami, ponad atmosferą, prezentami, nawet ponad rodzinnym spotkaniem.
Wygląda to na szaleństwo, ale to Jezus pierwszy stał się szaleńcem z miłości do nas. „Nie zdołamy nigdy – pisała św. Teresa od Dzieciątka Jezus w liście do swojej rodzonej siostry Celiny – popełnić dla Niego takich szaleństw, jakie On popełnił dla nas…
Miłość zstąpiła na ziemię, wierząc, że oczaruje nas swoją maleńkością. Dlatego też pierwszymi zaproszonymi na noc świętowania byli – i są – ludzie podobni do niej: równie mali, prości i szczerzy w swojej miłości, ci, którzy stracili bliskich, zostali bez mieszkania czy bez środków do życia, których dopadły różne dolegliwości, zapomniani, zepchnięci na margines. „Naprawdę, Panie, Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela i Zbawco!” – śpiewamy w Liturgii Godzin (Iz 45, 15). Ta prawda objawia się wyjątkowo wyraźnie w świętą noc Bożego Narodzenia. Właściwie tej nocy odsłaniają się przed nami wszystkie najważniejsze prawdy naszej wiary, a jedną z nich jest fakt, który tak często podkreślała Matka Teresa z Kalkuty: „W tajemnicy Bożego Narodzenia Bóg odsłania nam swoje serce”.
No właśnie, ale jak w takim razie świętować, aby nie przegapić tajemnicy i mocy tych świąt?
Skoro Bóg stał się dzieckiem, które przychodzi po cichu, bardzo delikatnie, to chyba chce, żeby człowiek doświadczony w ten właśnie sposób nawiązał z Nim zupełnie nową relację. Bóg wchodzi w życie człowieka bo chce przeżywać swoją relację z człowiekiem sam na sam, bardzo osobiście, nieważne jak bardzo jest pokaleczone przez życie jego serce. Chrystus zapewnia, że zawsze jest ono zdolne do miłości i nawet, gdy wydawać się może, że człowiek sam z siebie nie potrafi wskrzesić w swoim sercu miłości, to Bóg sam pierwszy mu jej udziela, aby człowiek miał z czego czerpać i mógł odpowiedzieć na tę Bożą miłość. Ta miłość ma moc wnosić w serce i życie człowieka nowe życie. „Bo w Nim jest życie” – podkreśli św. Jan.
I taki jest właśnie nasz Bóg.
Bóg, który sam siebie ofiaruje w darze dla swojego stworzenia i przez swoje Słowo, które stało się ciałem wyznaje mu miłość. Miłość nie abstrakcyjną, ale wyrażającą się w konkretach: swoim w narodzeniu jako człowiek, w swojej obecności pośród swego ludu a wreszcie w swojej męce, śmierci i zmartwychwstaniu będącymi szczytem wyrażenia tej miłości.
Jest jednak w tej wzruszającej scenerii Bożego narodzenia pewien dramatyzm, który św. Jan wyraża następująco: „Przyszło do swojej własności, ale swoi go nie przyjęli”. To zdanie to nie tylko aluzja do braku miejsca w betlejemskiej gospodzie. Tu chodzi o nas. Jesteśmy własnością Boga, ale nie chcemy tego uznać. W swojej pysze uważamy, że należymy tylko do samych siebie, że nasze życie jest nasza własnością a nie darem Boga i dlatego zamykamy się przed Nim.
Bóg jednak chcąc pokonać tę pychę przychodzi w postaci bezbronnego dziecka, chce obudzić w nas miłość, która ma moc zrobić miejsce w moim sercu dla Niego i dla innych. On bowiem dobrze wie, że tylko przez pryzmat miłości jesteśmy zdolni dostrzec blask Bożej prawdy, a także piękno i dobro w sobie i w innych i że gotowi jesteśmy się nimi dzielić w sposób bezinteresowny. I właśnie do tego otwarcia na miłość i dzielenia się nią na co dzień wzywa nas Boże Narodzenie.
W tym miejscu ogarniając modlitwą wszystkich wiernych czytelników tego skromnego bloga oraz Wasze rodziny i dziękując za to, że Pan Bóg postawił Was na drodze mojego życia pragnę z okazji tegorocznych Świąt życzyć Wam przede wszystkim jednego:
Abyśmy wszyscy mogli i chcieli zagubić się w miłości Boga, bo to nam pomoże wnieść jeszcze więcej miłości w świat, który jej tak bardzo potrzebuje.
Komentarze
Prześlij komentarz