Doświadczenie bolesne...


Wczoraj już mocno zmęczony pomyślałem sobie, że może uda mi się położyć wcześniej spać, bo przez cały niemal dzień walczyłem z bólem oczu (spowodowanym pewnie zmęczeniem i niewyspaniem). I byłem już bliski zrealizowania swoich planów, ale Pan Bóg miał inne.
O pierwszej w nocy rozległ się bowiem dzwonek domofonu. Zerwałem się zatem i pomyślałem sobie, że albo ktoś sobie zażartował (bo i tak się zdarzało), albo przyszli do księdza prosić z posługą do chorego. A jest już tak, że domofon do mnie jest na samej górze, wiec statystycznie chcąc nie chcąc dzwonią najpierw do mnie.
Kiedy odebrałem, usłyszałem zrozpaczony głos kobiety mówiącej, że zmarło jej dziecko i chciałaby poprosić księdza o pomoc. Z początku myślałem, że chodzi o jakieś małe dziecko, a mając świadomość, że po śmierci nie udziela się już żadnych sakramentów (choć niektórzy nie wiedząc o tym przychodzą prosić np. o sakrament namaszczenia chorych już po śmierci), wiec zapytałem jakiej pomocy oczekują? I to co usłyszałem sprawiło, że całe moje zmęczenie opadło ze mnie w jednej chwili.
Wczoraj w naszej parafii było bierzmowanie. I właśnie do tego nawiązała  wiadomość, która mnie zmroziła a jaką usłyszałem od ludzi, którzy do mnie przyszli.
Okazało się bowiem, że dziecko, o którym wspomniano było dobrze znanym nam chłopcem (uczniem trzeciej klasy gimnazjum, bardzo inteligentnym i ambitnym), przez kilka lat będącym ministrantem, który jeszcze kilka godzin wcześniej przyjmował z radością sakrament bierzmowania a wieczorem tego samego dnia już nie żył.
Zrozpaczeni rodzice powiedzieli, że syn wyszedł wieczorem z kolegami na „Noc muzeów”. Stali zbyt długo w kolejce do Muzeum Powstania Warszawskiego i postanowili się rozerwać inaczej. Rozrywka polegała na tym, że będą się wspinali na słup, po to by wyryć na nim swoje nazwisko i wyznanie miłości dla dziewczyny (notabene obecnej przy tym wszystkim). Wybrali sobie słupy stojące przy torach kolejowych. Niestety jeden z nich - o którym tu mowa -  chcąc być ambitniejszym od innych i wyryć swój napis wyżej, może po to, by zaimponować dziewczynie, wszedł za wysoko i został porażony prądem, ginąc na miejscu.

Rodzice chłopca w odruchu swojej bezsilności i bólu przyszli w nocy do kościoła, żeby się pomodlić i przyjąć komunię w intencji tragicznie zmarłego syna. To jedno, co przyszło im wtedy do głowy.

Byłem wstrząśnięty, więc nie wyobrażam sobie nawet jak mogli się czuć oni. Jedyne, co mogłem zrobić to pójść z nimi do kościoła i się pomodlić a rano odprawić Mszę świętą za zmarłego tragicznie chłopca.

To doświadczenie, które po raz kolejny przypomina o kruchości ludzkiego życia.
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…

I pomyśleć, że jeszcze tego dnia rano cała rodzina razem (jako, że są głęboko wierzącymi ludźmi) cieszyła się sakramentem bierzmowania syna. Wieczorem, po sympatycznie spędzonym dniu on wyszedł z kolegami, by pójść do muzeum a rodzice pozwolili mu na to w dobrej wierze.  Kto mógł wtedy przypuszczać, że widzą tego miłego, uśmiechniętego i czasem może trochę zwariowanego szesnastolatka po raz ostatni…
Jeden dzień, jedna nierozważna decyzja, które potrafią zmienić raz na zawsze wszystko w życiu rodziny, zostawiając po sobie jedynie ból, smutek i bezsens.

Oczywiście o tym, że zasnę tej nocy nie było już mowy. Ale w tym wszystkim, mimo zmęczenia dane było mi doświadczyć czegoś niezwykłego – że choć w niewielkim stopniu, ale mogłem być z nimi w tym strasznym doświadczeniu, jakie stało się ich udziałem. Choć oczywiście wolałbym, żeby to była dobrze przespana noc i żeby to wszystko, co się wydarzyło w ciągu tych kliku godzin było tylko straszliwym snem. Ale niestety nie było…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca