Duchowośc pod obserwacją psychologa...

Współczesna psychologia stara się odpowiedzieć na wiele pytań, także natury duchowej. Dzięki czemu możemy z niej dobrze korzystać na płaszczyźnie pracy wewnętrznej.
Niektórzy pytają czy przypadkiem psychologia nie jest zbyt narzucającą się dyscypliną i uwierzyliśmy dziś w to, że bez niej nie możemy się obejść, choć wcześniej (przez wieki chrześcijaństwa) się dało.
Co ma do powiedzenia psycholog w dziedzinie duchowości? Jakimi kompetencjami może się wykazać? Jakie znaczenie ma jego interwencja? Czy może pogłębić spojrzenie na tematy, które na pozór wykraczają poza jego dziedzinę?
Kiedy psycholog spotyka się z doświadczeniami, postawami i zachowaniami uważanymi za duchowe, inaczej mówiąc, kiedy spotyka się z życiem duchowym (lub uważanym za takie) i z różnymi jego przejawami (z modlitwą, rytualnymi gestami, wyborami etycznymi, itd.), nie zajmuje (przynajmniej początkowo) pozycji filozofa, teologa ani tym bardziej duszpasterza, lecz staje na stanowisku obserwatora, który przede wszystkim usiłuje zrozumieć. Ponieważ sytuuję tę analizę w chrześcijańskiej perspektywie, gdy jest mowa o życiu duchowym, mam na myśli życie, które jest wynikiem tchnienia Ducha, życie ukierunkowane przez Ducha — oczywiście Ducha Bożego, Ducha Chrystusa, Ducha Świętego.
Psycholog (i można by to samo powiedzieć o socjologu i antropologu) obserwuje ludzkie reakcje na obecność i na działanie Ducha.
Życie duchowe jest rzeczywistością przeżywaną i wyrażaną w ludzkich zachowaniach, postawach, sposobach myślenia i działania. Wszystkie one są dostępne dla obserwacji człowieka nauki (z pewnością otwartej i życzliwej, ale równocześnie trzeźwej i krytycznej - to ważne cechy obiektywnej obserwacji).
Dobrze kwestię tę opisuje jakiś czas temu wydana książka, której autorem jest francuski psycholog Jean-François Catalan, znany też z innej pozycji p. t. "Depresja a życie duchowe" wydanej także przez wyd. eSPe.


Religię można badać, patrząc na nią z różnych punktów widzenia. Filozof poszukuje jej fundamentu, jej znaczenia dla ludzkiej egzystencji, wpływu na los człowieka itd. Teolog stosuje metodę systematycznej refleksji o objawieniu i próbuje rozwinąć wszystkie jej implikacje. Natomiast psycholog interesuje się szczególnie tym, co człowiek przeżywa. Jego refleksja nie jest jedynie teoretycznym rozważaniem czy naukową spekulacją, lecz dotyczy tego, czego podmiot ludzki rzeczywiście doświadcza, co przeżywa, odczuwa. Zdaje on sobie sprawę, że przeżycia te są wielorakie (świadome lub nieświadome) i bywają dalekie od tego, co wyrażają oficjalne deklaracje danej religii. Niekiedy dystans między tym, co człowiek rzeczywiście przeżywa i myśli a tym, co mniema o swoim życiu i o swoich myślach bywa ogromny. Credo odmawiane w niedzielę nie zawsze wyraża adekwatnie to, w co „wierni” faktycznie wierzą (lub nie wierzą)!
Dotyczy to nawet wypowiedzi dogmatyków, zawierających (często bez wiedzy tych, którzy je głoszą) obrazy i wyobrażenia, w których poważna analiza wykazałaby łatwo dwuznaczności. Najbardziej racjonalne wyrażenia dogmatu chrześcijańskiego w wielu przypadkach odsyłają do wyobrażeń (obrazów, symboli) o archaicznym rodowodzie i wyobrażenia te (w większości nieświadome) wymagają wnikliwej analizy.
Psycholog nie jest zresztą jedynym obserwatorem zachowań religijnych. W tej dziedzinie wszystkie nauki humanistyczne mają swój wkład: historia (często tak instruktywna), socjologia, etnologia, a nawet lingwistyka, ponieważ język, którego używamy do opisu tych zjawisk, nie pozostaje neutralny! Psycholog nie może lekceważyć żadnego z tych źródeł informacji i w każdym przypadku powinien szanować specyficzny charakter obserwowanych zjawisk, wykonywanych gestów, używanych terminów religijnych, ale powinien też rozumieć, w jaki sposób świadome lub nieświadome pragnienie człowieka wyraża się w danym zjawisku, przemienia je i wykracza poza nie, by otworzyć się na inną rzeczywistość, na wezwanie Innego, który prowadzi człowieka poza samego siebie i poza dotykalną rzeczywistość.



Idąc tym tropem dzisiaj chciałbym się jeszcze przez chwile zatrzymać nad psychologicznym spojrzeniem na kwestię pokusy. Czasem bowiem nieco inne spojrzenie niż tylko duchowe na jakiś mechanizm czy zachowanie bywają bardzo pomocna w zmaganiu się z nim. Niejednokrotnie doświadczyłem już tego podczas pracy w konfesjonale.
Otóż specjaliści z dziedziny psychologii wskazują na dwa mechanizmy ulegania pokusom: jeden dotyczy zapamiętywania atrakcyjności przyjemnych i nieprzyjemnych wydarzeń, drugi preferencji (upodobania) czasu teraźniejszego. 
Pierwszy  z wyżej wspomnianych mechanizmów polega na tym, że ludzka pamięci (umysł) potrafi skutecznie utrwalić atrakcyjność zarówno przyjemnych jak i nieprzyjemnych epizodów (sami możemy to zauważyć, odkrywając jak często nasza pamięć do takich przeżyć wraca). Zdaniem psychologów dwa parametry wydają się w tym doświadczeniu najbardziej istotne: intensywność najbardziej mocnego doznania (miłego albo przykrego) oraz natężenie wrażenia końcowego. Psycholog i teolog może zadać pytanie: „Co z tego wynika dla zrozumienia mechanizmu pokusy?”. Otóż to na przykład, że narkotyk dający intensywne przeżycie przyjemności, silniejsze niż następujące potem dłuższe nieprzyjemne doznania, w rezultacie może być zapamiętany jako raczej coś pozytywnego, a nie negatywnego. Tego typu przykładów można by mnożyć. 
Drugi mechanizm, to tzw. preferencja czasu teraźniejszego – ukazuje znaną skłonność ludzi polegającą na tym, że gdy mają do wyboru nagrodę mniejszą, ale natychmiastową, i większą, lecz oddaloną w czasie, najczęściej wybierają ostatecznie tę pierwszą. Owo upodobanie można uznać za zjawisko powszechne, co pokazują liczne badania zarówno dzieci jak i dorosłych. Wprawdzie „preferowanie czasu teraźniejszego” wraz z wiekiem nieco słabnie, ale nadal jest zjawiskiem często obserwowanym. Innym ciekawym zjawiskiem towarzyszącym upodobaniu czasu teraźniejszego jest zawyżanie wartości natychmiastowej nagrody. Zawyżanie to staje się tym silniejsze, im bliższy jest moment otrzymania nagrody. I znów możemy zadać pytanie: „Co to ma wspólnego z mechanizmem?”. Pokusa zdecydowanie częściej odwołuje się do „teraz” niż do „później”; jej siłą jest przedstawienie zła jako dobra, które właśnie teraz jawi się jako dobro. Można dodać, że kategoria „później”, czyli dotycząca prawdziwych skutków ulegania pokusie, jest zaciemniana, a nawet wykreślana czy to przez kuszącego, czy kuszonego. Szatańska pokusa wprost bazuje na mechanizmie upodobania czasu teraźniejszego. Warto więc poznawać i uwzględniać te mechanizmy, aby znać swoje słabe strony. Jest to wiedza przydatna dla każdego, kto jest doświadczany pokusami. Niestety my musimy uczyć się takich zależności, aby móc skutecznie się przed nimi bronić, bo ten, który kusi jest dobrym psychologiem i znawcą naszej natury.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca