Radość z kochania
Dzisiejsza Ewangelia opowiada nam o radości kochania: „To wam
powiedziałem, aby radość moja w was była, i aby radość wasza była pełna”.
Często gdy słyszę te słowa, odczuwam swego rodzaju smutek. Tak trudno dzisiaj wśród chrześcijan dostrzec
związek między wysiłkiem kochania i radością. To tak jakby wymaganie miłości,
jakie stawia przed nami Jezus było niezwykle wielkim ciężarem. Tymczasem gdybyśmy potrafili przekonać siebie
i nauczyć młodsze pokolenia, że praktykując miłość bliźniego, zostaje się po
brzegi napełnionym radością, sądzę, że ani my ani ono nie musiałoby już szukać
radości gdzie indziej. Ale aby ten sekret szczęśliwego życia móc ukazać ludziom
młodym, musi on najpierw stać się naszym udziałem! I tu rodzi się pytanie: Czy
ja wierzę w to, że miłość ofiarowana innym może napełnić nas radością? Jezus
zaprasza nas byśmy otworzyli się na tę obietnicę.
„To wam powiedziałem, aby radość moja w was była”. Radość „moja”. Radość
Jezusa. Tak samo jak mówi: Daję wam „mój” pokój. Jeśli o tym nie będziemy
pamiętać, o tej radości szczególnej, na którą prosty przepis daje nam Jezus,
będziemy zmagać się ze sceptycyzmem wokół nas i być może również w nas pytając ciągle:
„Czy aby na pewno zrobienie wszystkiego, aby być dobrym, czyni człowieka
szczęśliwym? To takie trudne, czasem tak zniechęcające. A może jest inny
sposób, łatwiejszy!?
A kiedy zwątpimy w to, co proponuje nam Chrystus, wtedy
łatwo złapać się na lep różnych pseudo radości czy pokoju, które proponuje nam
świat. Lecz Chrystus przestrzega nas, że świat nigdy nie da nam takiego pokoju
i radości, jakie On nam daje.
Łatwo się zamknąć w naszych małych ogródkach egoizmu i ofiarowania innym
dobra tylko takiego, które się opłaca, czy miłości za którą dostanę coś w
zamian. Jezus jednak chce wyrywać nas z takich uprzejmości, które są wykalkulowane,
nieszczere i przez to rzeczywiście nie przynoszące radości. On chce nas
poprowadzić do całkowitego szaleństwa. „Kochaj tak jak Ja”, a odkryjesz radość,
o jakiej nie miałeś pojęcia.
Można długo trwać wobec tego „tak jak Ja”, nie mając odwagi spojrzeć na
to, co Jezus nam proponuje i nie mając odwagi zaryzykować takiej miłości.
Ale
trzeba mocno podkreślić, że miłość do której nas wzywa Jezus nie jest miłością,
na którą możemy się zdobyć sami. Ta miłość jest darem! Jest owocem naszego
życia w głębokiej duchowej łączności z Bogiem.
Chodzi o to, abyśmy włączyli się w miłość, która łączy Jezusa i Ojca.
Tak jak tydzień temu Jezus prosił: „Trwajcie we mnie” – z tego trwania w
łączności z Nim czyniąc warunek naszego owocowania.
„Jak Ojciec Mnie miłuje i jak Ja Go miłuję, tak i Ja was umiłowałem; i
tak jak ja was umiłowałem, chciałbym, żebyście się wzajemnie miłowali. Wejdźcie
w tę miłość, trwajcie w mojej miłości, tak jak ja trwam w miłości Ojca”. To
życie duchem tej miłości, oddychanie nią i kontemplowanie jej poprzez modlitwę
i Słowo Boże stajemy się zdolni by kochać tak jak Jezus. Medytacja zdaje sie być doskonałym narzędziem zanurzania sie w to doświadczenie miłości Boga.
Słowa „tak jak” i „trwać” należałoby napisać dużymi literami. Będziemy
mogli kochać tak jak Jezus, jeśli będziemy trwać w Jego miłości, w miłości
samego Boga.
Niektórzy to „tak jak” rozpatrują w kategoriach marzycielskich,
jako pewnego rodzaju bajkę. Ale skoro uważamy, że Ewangelia jest naprawdę
tekstem natchnionym, a zatem do wierzenia i do zrealizowania, czemu nie
mielibyśmy wierzyć w to niezwykłe zaproszenie Jezusa: „Jeśli chcesz, możesz
kochać tak jak Ja”. I wielu świętych jest świadkami tego, że to możliwe. Że to
zaproszenie Jezusa do życia w miłości to nie utopia, nie bajka… Bóg jest
miłością i oto dane mi jest w tej miłości współuczestniczyć! W Jego radości
kochania. Czy to naprawdę zbyt piękne, żeby było prawdziwe?
To piękne, rzeczywiście, ale trzeba ocenić cały ciężar tego zaproszenia
do miłości. Po słowach: „Miłujcie się tak jak Ja was umiłowałem”, Jezus od razu
wypowiada zdanie, które budzi w nas lęk: „Nikt nie ma większej miłości od tej,
gdy ktoś życie swoje oddaje”. Radość kochania napełnia nas w sposób szalony i
niewyobrażalny, ale Jej cena także jest szalona. Zrozumiałe są nasze wahania,
oraz drwiny ludzi, którzy na nasze „kochajmy!” patrzą nieco jak na tych
żołnierzy operetkowych, którzy śpiewają „maszerujmy!”, ale nie ruszają się z
miejsca.
Trzeba tutaj, bardziej niż kiedykolwiek, wyjść poza słowa. Trzeba odwagi by ta miłośc stała się wyborem, aby nie była przez innych wyśmiana, wyszydzona.
Do dziś
rozbrzmiewa mi w uszach niewinne i nieubłagane pytanie jednego z uczniów, które padło
kiedyś na lekcji religii. Powiedziałem właśnie, że żyć Ewangelią, to znaczy
praktykować miłość braterską. Wtedy pewien młody człowiek zapytał: „Gdzie tak się
dzieje?”.
Chciałoby się powiedzieć – popatrz na mnie, na moje życie! Jednak czy
mogę tak powiedzieć o sobie, gdy ktoś mnie zapyta, gdzie znaleźć taką miłość?
Jeśli nie, to znaczy, że mamy jeszcze dużo do nadrobienia w przyjęciu prawdy
Ewangelii i życiu jej duchem. Bowiem dopiero gdy będę mógł powiedzieć osobie
pytającej o miłość: popatrz na moje życie a zobaczysz, będziemy mogli
doświadczyć tej obiecywanej przez Jezusa
pełni głębokiej Radości, której nikt i nic nie zdoła nam już odebrać.
Komentarze
Prześlij komentarz