Arcydzieło

Dane mi było dzisiaj brać udział w seansie filmu SAMSARA. To obraz twórców innego filmu zrealizowanego w tym samym stylu p. t. Baraka. Kto go widział, temu nie muszę zachwalać autorów. A jednak uczynię to bardziej po to, aby podzielić się wrażeniami, gdyż współcześnie trudno znaleźć obraz, który wnosi tyle piękna i emocji. Podkreślam słowo obraz, gdyż film zgodnie ze stylem twórców(Ron Fricke i Mark Magidson, gdzie pierwszy jest zarówno reżyserem jak i operatorem kamery)  jest zbudowany z dziesiątek zdjęć, których tło stanowi jedynie muzyka. W filmie nie pada ani jedno słowo a pomimo to ogląda się go przez blisko dwie godziny nie mogąc się oderwać od ekranu.





Nie będę się rozwodził nad zdjęciami, które są wprost olśniewające ukazujący kunszt autora. Czym innym jest nakręcić film nawet, jeśli składa się on z dziesiątek obrazów a czym innym jest ułożyć te obrazy tak, aby bez komentarza przynosiły zaplanowany przez autora efekt. To już bez wątpienia artyzm wysokich lotów.

Ron Fricke kazał nam długo czekać na swe kolejne arcydzieło, bo pond dwadzieścia lat. Tym razem jego obraz to poetycki film będący zapisem niezwykłej podróży przez 25 krajów, tradycji, kultur. To film, którego obraz porusza nie tylko zmysły ale także a może i przede wszystkim serce, bo i z sercem był kręcony zresztą za pomocą taśmy 70 mm (wiele to mówi komuś obeznanemu w tworzeniu obrazów), co dodatkowo podkreśla jego wartość estetyczną czyniąc z widza niemal bezpośredniego obserwatora niezwykłych miejsc i ludzi. 
Film był kręcony przez pięć lat, gdyż tyle zajęło autorom podróżowanie po różnych mniej lub bardziej znanych zakątkach świata i przyglądanie się życiu bez jego upiększania, ale tez bez oceniania. Ocenę widz wyrobić musi sobie sam, a przyznać trzeba, że w wielu wypadkach będzie niełatwa.
Na odrębną uwagę zasługuje muzyka do filmu, o której powiedzieć porywająca to zbyt mało. W niektórych wypadkach stanowiąc tło oglądanego obrazu jest więcej niż komentarzem. Tutaj także wielki ukłon należy się niezwykłej Lisie Gerrard (to także autorka muzyki do Gladiatora). 

Tytuł filmu wywodzi się z sanskryckiego określenia nieustannego przepływu i powtarzającego się cyklu narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Można powiedzieć, że to blisko dwugodzinna duchowa i estetyczna podróż. Może stać się także okazją do medytacji poprzez obraz nad ważnymi egzystencjalnymi problemami.

Samsara zabiera widza w miejsca piękne i niekiedy nieznane (a nawet jeśli niektóre są znane, to często z zupełnie innej perspektywy), zestawiając ze sobą potęgę i urok natury, z wytworami cywilizacji i jej wpływem na przyrodę i życie człowieka. Ukazuje także diametralnie różne życie ludzi z różnych zakątków świata, kultur i religii, ale rodzi też pytania. Jeśli ktoś ma odwagę uniknąć płytkich i jałowych odpowiedzi na nie, musi się zgodzić na to, że wiele z tych rodzących się w sercu i w umyśle pytań pozostanie bez odpowiedzi...

Jedno jest pewne: wychodząc z kina spogląda się na świat zupełnie inaczej. Przynajmniej przez chwilę...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji