Rzeczywistość chrztu

Tydzień po Uroczystości Objawienia Pańskiego liturgia prowadzi nas nad Jordan, gdzie jesteśmy świadkami chrztu Jezusa z Nazaretu. Staje obok Jana Chrzciciela. Nikt Go nie zna. Na pierwszy rzut oka mógł być jednym z tych, którzy przychodzili do Jana, aby otrzymać chrzest pokuty. I na pierwszy rzut oka wszystko właśnie tak się odbywa, gdyby nie dwa ważne szczegóły tego wydarzenia. Pierwszym jest postawa Jana, który wie, kim jest ten nikomu jeszcze nieznany młody mężczyzna stojący na brzegu rzeki a drugim objawienie, które towarzyszy scenie chrztu. Jan przepowiadał i rozpoznał Mesjasza, lecz Go nie objawił. Objawił Go bowiem sam Ojciec, poprzez Ducha Świętego. Sam Bóg wskazuje na osobę Syna jako posłanego Zbawiciela człowieka. Objawia Go w sposób zadziwiający i jakże pełen delikatnej miłości! 



Jest jednak w tej scenie, coś jeszcze, choć na pierwszy rzut oka wydawać się może nieuchwytne. Jest to pytanie, które wisi w powietrzu. Pytanie, które przywołuje Ewangelista: „Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem…” Nie jest to tylko pytanie, które rodzi się jedynie w sercach tych, którzy znali Jana Chrzciciela, widzieli jego gorliwość we wzywaniu do przemiany życia. Jest to pytanie, na które przede wszystkim musi odpowiedzieć sobie Jan Chrzciciel: „Kim jestem?”, „Kim jestem wobec Tego, który stoi przy mnie?”.

Czy zadajemy sobie i my czasem to pytanie? Naprawdę warto! Bowiem odpowiedź Jana, jaką znajdujemy w Ewangelii, jest dowodem na to, że bardzo poważnie podszedł do tego pytania. Znamy tę odpowiedź: On jest mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów a w innym miejscu powie: Trzeba, aby On wzrastał a ja się umniejszał.

Może, gdybyśmy częściej zadawali sobie pytanie: Kim jestem przy Jezusie, który stoi obok mnie i traktowali je poważnie, próbując odpowiedzieć na nie z wiarą łatwiej byłoby nam jak Janowi ustąpić miejsca Jezusowi przy sterze naszego życia i mieli byśmy więcej szans, aby doświadczyć tego, że rzeczywiście to On jest mocniejszy od nas.

Jan odpowiedział sobie na to pytanie i pokazał to życiem. On nie przypisywał sobie nawet cząstki wielkości przynależnej Jezusowi. Chrzciciel dobrze zrozumiał, iż prawdziwa wielkość kryje się w małości. Dla Jana najważniejsze było to, by Jezus wzrastał, a on się umniejszał. A jak jest ze mną? Czy też tak potrafię?

Może przyznajemy, że Jezus jest Mesjaszem, że jest Panem, ale czy widać to także w naszym życiu? Czy godzimy się na to, aby zejść z tronu naszego życia, żeby się umniejszyć, po to, aby On i Jego rola w naszym życiu mogły wzrastać?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji