Maryja i milczenie
Właściwie to miałem dzisiaj nic nie pisać, ot tak, żeby zachować konstruktywne milczenie jakiego uczy nas Maryja, ale jednak pod wpływem pewnego natchnienia, które przyszło przy okazji sprawowanej dzisiaj Mszy pomyślałem, że podzielę się pewną refleksją z nadzieją, że będzie ona dla pożytku innych a nie dla karmienia własnego ego. Ponieważ Kanaryjczycy nie obchodzą uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej, choć jak wspomniałem wcześniej są wielkimi czcicielami Maryi, która jest patronką większości wysp, udało nam się odprawić dzisiaj Mszę w sanktuarium maryjnym na wyspie Lanzarote. Sanktuarium poświęcone patronce wyspy nosi dźwięczną nazwę Santuario Virgen de Los Dolores.
Oczywiście w niczym nie przypomina naszych sanktuariów, no może poza okresami fiesty z okazji ważnych tutejszych uroczystości. Ot mały kościółek po środku opustoszałej o tej porze dnia wsi. Ale to tym lepiej dla nas. Mogliśmy w spokoju odprawić Mszę świętą dla garstki Polaków i spokojnie pomedytować w cichym, skromnym kościele. Dzięki temu czuliśmy duchowa łączność z Częstochową. Ale ad rem…
Właśnie modląc się w tym cichym małym kościółku pomyślałem sobie, że największe wrażenie i chyba największe owoce spotkania z Matką Bożą Częstochowską wyniosłem nie z wielu pielgrzymek, w których uczestniczyłem i w trakcie których po dziesięciu dniach pielgrzymowania miało się szansę jedynie na chwilę przyklęknąć i popatrzeć w oblicze Czarnej Madonny, bo już za chwilę porządkowi przepychali cię, gdyż w kolejce czekała kolejna grupa pielgrzymów (fakt faktem, po dziesięciu dniach pielgrzymowania ze stolicy do Częstochowy, po trudach pątniczej drogi czasem w skwarze, czasem w deszczu jedno spojrzenie Matki jest bezcenne i ma smak wielkiej nagrody), ale z nocnego czuwania, które trzykrotnie miałem okazję spędzić na Jasnej Górze. Późnym wieczorem, po Apelu Jasnogórskim drzwi do kaplicy zostają zamknięte i zostaje się sam na sam z Maryją. Nikt nie popędza, nikt nie spogląda na zegarek. Jest czas, aby w milczeniu zatrzymać się przy Tej, które jest mistrzynią milczenia.
I właśnie do tego milczenia, którego uczy nas Maryja chciałem dzisiaj się odnieść. Gdyż tak naprawdę, gdy sięgamy do kart Ewangelii obraz Maryi, jaki nam się z jej kart maluje, to obraz milczącej niewiasty. Ale to milczenie nie było bierne. Było to milczenie zasłuchania i zapatrzenia w Słowo Boże, które dzięki Jej pośrednictwu objawiło się w ciele Boga-Człowieka.
Thomas Merton w swoim dziele Życie w milczeniu pisze miedzy innymi tak: „ Świat ludzi zapomniał o radościach milczenia, pokoju, samotności, który w pewnym stopniu jest nieodzowny do osiągnięcia pełni życia. Człowiek nie może być szczęśliwy przez dłuższy czas, jeśli nie jest w kontakcie ze źródłem życia duchowego, które kryje się w głębinach jego własnej duszy. Jeśli człowiek jest nieustannie wypędzany ze swojego domu, odcięty od duchowej samotności, przestaje być prawdziwą osobą”. To niezwykłe, że Merton milczenie nazywa naszym domem.
Milczenie to miejsce, w którym najpełniej bodaj możemy się skonfrontować z samym sobą. Bez niego nie sposób nawiązać kontaktu ze swoim wewnętrznym źródłem. Tymczasem my tak łatwo dajemy się wyrzucać z naszych serc hałasowi, zarówno temu zewnętrznemu jak i temu wewnętrznemu. Dlatego Maryja jest dla mnie najlepszym wzorem i nauczycielką tego jak trwać w kontakcie ze swoim źródłem, ze swoim sercem, w którym mówi do mnie Bóg. Uczy nas tego właśnie przez swoje milczenie. Ona uczy tak naprawdę tego, że milczenie jest nie tyle dyscyplinowaniem języka, co dyscyplinowaniem ucha. Maryja zachowuje milczenie nie po to, aby nie mówić, ale żeby móc lepiej się wsłuchać w Tego, który jest Słowem.
Komentarze
Prześlij komentarz