Maryja wzorem zaangażowania

Święty Germanus z Konstantynopola wybitny teolog, będący jednym z ojców tzw. mariologii pisze, że piękno Maryi w sposób szczególny jawi się w jej czystości i świętości, które dla niego są synonimem wolności Maryi w jakiej przeżywa Ona swoje życie i z jaka odpowiada na Boże wezwanie do realizacji swojego powołania. Źródłem jednak tej wolności jest fakt, że jak pisze wspomniany teolog Jej wewnętrzne piękno czerpie z faktu, że Maryja cała jest mieszkaniem Boga. W swojej teologii stawia nam ono przed oczy Matkę Boga zjednoczoną najdoskonalej ze swoim Boskim Synem.

Chciałbym zatrzymać się dzisiaj nad tym określeniem „cała”, na które czytając tekst tego wielkiego teologa, do którego odwołuje się także dzisiejsza brewiarzowa Godzina Czytań często nie zwracamy szczególnej uwagi. Tymczasem w tym słowie „cała” kryje się tak bardzo istotne dla sposobu przeżywania naszego życia i jego jakości zaangażowanie Maryi. I tego jak sadzę powinniśmy się od Niej uczyć. Kiedy spoglądamy na Maryję, w różnych wydarzeniach ewangelicznych, które przywołują Jej obecność i działanie, to bardzo łatwo wychwycić to pełne zaangażowanie Maryi w to, co czyni. Kiedy odpowiada na zaproszenie Boga skierowane do Niej przez Archanioła, to czyni to cała sobą, całą swoja istotą. Owszem na początku przeżywa chwile niepewności, gdyż po ludzku trudno ogarnąć taka tajemnicę, która stała się Jej udziałem, ale kiedy już wypowiada swoje „fiat”, nie ma w niej żadnego rozdwojenia. Jest zupełna jedność woli, serca, miłości, zaangażowania. Podobnie, kiedy idzie do swojej krewnej Elżbiety, to także widzimy całe zaangażowanie Maryi, wynika ono nie tylko z treści Jej słów, które pokazując, że gdyby Maryja nie była zaangażowana całym sercem w tę sytuację nigdy nie mogła by wypowiedzieć w tak zwięzłych słowach prawdy o tajemnicy miłości Boga do człowieka i Jego działania. Kolejna sytuacja, to uzupełnienie Ewangelisty po odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni: „Maryja wiernie zachowywała te słowa w swoim sercu”. To niezwykle: nie rozumiała ich, jak podkreśla Ewangelia, ale wobec tajemnicy nie przechodzi obojętnie, czy nie zadaje pytań, na które wie, że nie otrzyma odpowiedzi. Ona w także wchodzi w to doświadczenie całym sercem, pozwalając by właśnie tam, to, co jeszcze dzisiaj niezrozumiałe dojrzewało, ale żeby nie zostało zagubione. Podobny obraz znajdujemy w opowieści o weselu w Kanie Galilejskiej. Gdyby Maryja nie była zaangażowana całą sobą w tamto wydarzenie z pewnością nie dostrzegłaby tak ważnego braku, jaki dotknął nowożeńców. Można by takie przykłady mnożyć aż po pełne zaangażowanie w doświadczenie krzyża Jej Syna. Jeśli dzisiaj przeżywamy uroczystość wniebowzięcia, która jest symbolem powołania do wiecznej chwały Maryi z ciałem i duszą, jak mówi teologia a więc znowu całej, to można powiedzieć, że to wydarzenie jest tylko konsekwencją tego jak żyła Maryja, konsekwencją z jednej strony Jej pełnego zjednoczenia z Bogiem a z drugiej jej pełnego, niepodzielonego zaangażowania w to, co robiła.

Do czego zmierzam. Otóż jak wspomniałem trzeba, abyśmy uczyli się od Maryi właśnie tego pełnego zaangażowania we wszystko, co robimy. Być cały w tym, co czynię. Cały, czyli nie podzielony, zaangażowany całym sercem, cala wolą, całym umysłem. Tak często nam dzisiaj takich umiejętności brakuje. Do wielu spraw podchodzimy właśnie wewnętrznie rozdarci lub podzieleni. Robimy jedną rzecz a myślimy już o dziesięciu innych, które na nas czekają. Angażujemy się w relacje, ale ciągle doświadczamy ambiwalencji naszych uczuć spowodowanych często jakimiś naszymi obawami, schematami myślowymi. Wchodzimy w jakąś sytuację i jednocześnie czujemy wewnętrzne rozdarcie. Tymczasem nasze życie toczy się tu i teraz. I od jakości przeżywania przez nas danej chwili, od jakości naszego zaangażowania zależy jak dobrze je przeżyjemy. I nie jest ważne jakiej sfery życia to dotyczy: modlitwy, pracy, gotowania, sprzątania, rozmowy z przyjacielem, relacji z druga osobą czy odpoczynku. Każda z tych sfer, aby mogła przynieść nam (ale także innym)jak najwięcej dobra (również w wymiarze praktycznym, ale w tym wypadku praxis łączy się zawsze z duchową stroną przeżywania danej chwili, z jej głębią) musi być przeżywana z całym naszym zaangażowaniem. Każdy z nas intuicyjnie czuje, że jeżeli cali nie zaangażujemy się nie tylko w modlitwę, ale także w codzienne czynności, nie mówiąc już o relacji miłości z druga osoba, to wcześniej czy później będzie to rodziło swoje bardzo wymierne konsekwencje. I będą one raczej mało pozytywne.

W tej konieczności zaangażowania się całym sobą w to, co mamy akurat do zrobienia słychać echo nie czego innego jak najważniejszego z przykazań: Będziesz miłował całym sercem, całą duszą i całym umysłem… Można zatem śmiało powiedzieć, że nasz stopień zaangażowania w to, co robimy jest sposobem realizowania przykazania miłości i odpowiedzią na zaproszenie, jakie otrzymaliśmy ze strony Miłości do zrealizowania konkretnych zadań w ramach naszego powołania. A przecież ta miłość składa się z drobiazgów, choć drobiazgiem nie jest. Nie ma więc sensu dzielić nasze życie na to, w co warto się angażować bardziej, bo np. się opłaca i to, w co można się zaangażować mniej. To bowiem jest myślenie wyrachowania a nie miłości. Ostatecznie nikt z nas nie wie, czym Pan Bóg może się posłużyć dla konkretnego dobra naszego i innych. Czasem bardziej może okazać się nim dobrze ugotowany obiad z miłości do męża czy żony lub wykonanie innej codziennej czynności niż modlitwa.

Ważne jednak, aby nie przeoczyć w tym wszystkim tego, o czym wspomniano na początku. Owo zaangażowanie Maryi cala sobą w to, co robiła wypływało bez wątpienia z Jej osobistego zjednoczenia z Bogiem. To dla Niej było zawsze pierwsze i najważniejsze zaangażowanie. Z niego wyrastały pozostałe. I to jest także prawda, na która trzeba nam zwracać baczna uwagę w naszym życiu. Pytanie brzmi: Czy moje zaangażowanie w relacje z Bogiem jest moją pierwszą i najważniejszą sferą zaangażowania? I czy rzeczywiście angażuje się w nią – jak chce pierwsze przykazanie – całym sercem, całą wolą, całym umysłem? Słowem całym sobą.  Myślę, że dobrze przyjrzeć się naszej medytacji i naszej modlitwie  jak ja przeżywamy? Wówczas otrzymamy odpowiedź. Bo jeśli moja medytacja pokazuje mi, że rzeczywiście jestem w nią zaangażowany całym sobą, niepodzielnie, to z tego pierwszego zaangażowania będą wyrastały także inne. Jeśli nie, to w nic nie będziemy zaangażowani tak jak potrzeba a w konsekwencji może będziemy przeżywali nasze życie na 60% czy 80%, ale nigdy w całej pełni, tak, jak Pan Bóg tego dla nas pragnie.

Pierwszy raz przeżywam dzisiejszą uroczystość po kanaryjsku. Słowem fiesta!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji