Czy pamiętamy do czego jesteśmy wezwani?

Co sobie mogli pomyśleć Apostołowie, gdy usłyszeli z ust Jezusa, że są solą ziemi, albo że są światłem w ciemnościach? Normalny człowiek by powiedział, że to dotyczy kogo innego, a nie ich, zwyczajnych ludzi. Ale Apostołowie te słowa potraktowali bardzo poważnie a napisali je w Ewangelii już po zesłaniu Ducha Świętego, po doświadczeniu mocy Zmartwychwstałego, który działał w nich i przez nich. Wtedy już nie czuli się słabi.

Nie wiem czy ktoś miał okazję zobaczyć solne skały, które ciągną się przez 10 kilometrów zachodniego wybrzeża Morza Martwego. Robią one na pielgrzymach wielkie wrażenie. Znajdują się w okolicy miejsca, zwanego po arabsku „Gebel Usdum”, co znaczy „Góra Sodomy”. Ustawiono je na pamiątkę wydarzeń opisanych w 19. rozdziale Księgi Rodzaju. Nazwa jednej ze skał, „Żona Lota”, nawiązuje do biblijnego opowiadania, w którym żona Lota obejrzała się i stała się słupem soli.
Symbolika soli w języku Biblii i tradycji Wschodu jest bardzo bogata. Przede wszystkim jest to sól nadaje smak i konserwuje, ale też jest symbolem przyjaźni, przymierza, solidarności. Na starożytnym Wschodzie zawierano tzw. „pakt soli”, który oznaczał nierozerwalne przymierze. U Ewangelisty Marka przytoczone zostały słowa Jezusa, zapraszającego uczniów do przyprawienia życia braterskiego solą miłości: „Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak swój utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie…” – wzywa Chrystus swoich uczniów. (Mk 9,50).

Do czego więc jesteśmy wezwani?

Chrześcijanin ma być solą dla społeczności, w której żyje: ma zatem nadawać smak i zabezpieczać przed rozkładem, głupotą, zepsuciem (rozumianym w sensie moralnym). Ma to czynić siłą swojego wnętrza, stylem życia. Autentyczny chrześcijanin musi przede wszystkim chcieć, ale musi też mieć odwagę być innym niż ci, którzy nie znają Chrystusa i Jego Ewangelii. To przecież oznaczał chrzest: zrzucenie starego człowieka i przyobleczenie się w nowego. Dlatego tak bardzo trzeba nam troszczyć się o wrażliwość naszych sumień, bo istnieje realne niebezpieczeństwo zwietrzenia, zobojętnienia a przez to utraty własnej tożsamości a więc tego, co ma nas wyróżniać w świecie! Możemy zostać rozmyci! Czy może być coś gorszego w wymiarze duchowym niż nijakość!?

A wtedy pozostaje jedynie jakaś namiastka wiary: paciorek, tradycja, zwyczaj, wspomnienie, religijne gesty, które tak naprawdę do niczego nie przystają, gdy wnętrze jest puste. Gdy zanika życie z wiary człowiek przestaje być solą, traci smak! – to przed tym przestrzegał nas Chrystus? Co z tego, że wielu lubi się odwoływać do faktu, że 98% Polaków to ludzie ochrzczeni? Blisko 70% Europejczyków też! Czy to widać?  A postawa byle jakich chrześcijan staje się najlepszym usprawiedliwieniem dla tych, którzy do Chrystusa nie należą i którzy żyją tak, jakby Boga nie było!  Straszne jest zakończenie Chrystusa, który porównując nasze chrześcijaństwo do soli mówi, że jeśli jest rozmyte i zwietrzałe, „to na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”.

Podobnie jest z drugim poleceniem, jakie kieruje do nas Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: "Niech świeci wasze światło przed ludźmi". I wcale nie trzeba wiele, aby to światło świeciło.

Jesteśmy światłem, gdy w świecie przeżartym egoizmem potrafimy kierować się miłosierną miłością w zwykłych codziennych wyborach. Jesteśmy światłem również wtedy, gdy mówimy prawdę i walczymy o prawdę bez względu na to, ile nas to będzie kosztować. Jesteśmy światłem, kiedy dzielimy się z innymi radosnym pokojem i nadzieją, które czerpiemy z modlitwy i życia Słowem Bożym. Jestem światłem, kiedy podczas Mszy świętej walczę z rozproszeniami i bezmyślnym odmawianiem modlitw, starając się "być naprawdę obecnym" przed Bogiem.

Stajemy się światłem wówczas, gdy nasze codzienne życie przeniknięte jest wiarą do tego stopnia, że nasze wybory są wyborami samego Jezusa obecnego w nas. Jesteśmy światłem na tyle, na ile sami pozwalamy Jezusowi prowadzić się po drogach naszego życia i oświetlać je.

Wy jesteście solą dla ziemi. Wy jesteście światłem świata. – przypomina dziś Chrystus!

Pozostaje tylko jedno pytanie? Czy na pewno jesteśmy?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca