Wstępując do nieba

Muszę przyznać, że z roku na rok, jak wracam do tego dzisiejszego fragmentu Ewangelii, opowiadającego o ostatnim spotkaniu Chrystusa z Apostołami przed wniebowstąpieniem, to Apostołowie wydają mi się bliżsi. To jest taki fragment po którym nie sposób nie polubić Apostołów za ich umiejętność stawania w prawdzie, za ich tak bardzo prawdziwie ludzkie oblicze, jakie nam ukazują w Ewangelii, bez wybielania siebie, bez robienia z siebie tytanów wiary…

Oni widzieli już wszystko, co się tylko dało. Widzieli wszystko, co pewnie każdy chrześcijanin chciałby zobaczyć. Widzieli wodę przemienioną w wino; widzieli pięć chlebów, które wystarczyły do nakarmienia pięciu tysięcy osób; widzieli ślepych, którzy otwierali oczy, widzieli trędowatych, którzy przestawali być trędowaci, widzieli umarłych, których Pan Jezus wskrzeszał. Mało tego, widzieli samego Chrystusa, który umarł  a potem zmartwychwstał. Dotykali po zmartwychwstaniu Jego ciała. I kiedy po tym wszystkim przychodzi do ostatniego spotkania, to Łukasz Ewangelista zaznacza: „Niektórzy z nich wątpili”. Wydaje się to niewiarygodne! Uczniowie, którzy maja wszelkie możliwe dowody, którzy nie tak jak my – opieramy się jedynie na przekazie historii ewangelicznej. Nie, oni spotkali Pana Jezusa twarzą w twarz, widzieli wszystkie cuda, dotykali Zmartwychwstałego, a kiedy Go widzą po tych czterdziestu dniach po zmartwychwstaniu, to napisano, że niektórzy wątpili. Niektórzy z nich ciągle jeszcze nie wierzą, że to jest On, że to wszystko jest możliwe, że to jest Bóg. Mimo, że to wszystko widzieli!

Jednak tacy właśnie Apostołowie wydają mi się bliscy, bo dzięki ich postawie zupełnie inaczej spoglądam na różnego rodzaju zwątpienia, jakie odnajduję we własnym życiu. I myślę, że każda i każdy z nas częściej bądź rzadziej takie zwątpienia w sobie ma!? Czy to wszystko ma  w ogóle jakiś sens!? Czy ta nasza wiara i wszystko, co naj jej podstawie robimy rzeczywiście dokądś prowadzi!? Skoro nawet Apostołowie wątpili po tym wszystkim czego doświadczyli, to może z nami jeszcze wcale nie jest tak źle. To święty Jan od Krzyża zwykł mawiać, że prawdziwa wiara nie usuwa wątpliwości. Ona je zakłada. Więc jeśli je mamy, nie mamy się czego wstydzić!

Ta dzisiejsza liturgia słowa przynosi nam dwie takie bardzo ważne porady, co zrobić z tym naszym niedowiarstwem; co zrobić z naszymi zwątpieniami, gdy nie bardzo wiadomo, jakie decyzje w życiu podejmować, kiedy nie wiemy komu zaufać; kiedy nie wiemy, którą droga pójść.

Pierwsza rada jest dosyć prosta. Zauważmy, że w chwili, kiedy Pan Jezus odchodzi do nieba, pojawia się – jak odnotowują Dzieje Apostolskie – dwóch aniołów. I Biblia pokazuje nam, że to jest taka stała praktyka Pana Boga. Jak się dzieje cos szczególnego, jak są ludzi, którzy znajdują się w bardzo trudnych momentach, to zjawiają się aniołowie. To widać nie tylko w całej historii Pana Jezusa, ale tez i w Starym Testamencie. Ale skupmy się na Nowym Testamencie. W chwili Zwiastowania, kiedy pojawia się po ludzku absurdalny pomysł, że kobieta z maleńkiej palestyńskiej wioski ma stać się Matką Boga – wówczas zjawia się anioł.

Innym razem, gdy Pan Jezus jest na pustyni  i ma zacząć realizować Boży plan zbawienia człowieka – to się pojawiają aniołowie. Jak Chrystus jest w Ogrodzie Oliwnym i ma zgodzić się z tym, że Jego męka i śmierć maja sens – zjawia się anioł. Takich historii w Piśmie Świętym jest więcej. Podobnie jest tutaj. Apostołowie zostają sami, nie bardzo wiedzą, co maja ze sobą zrobić – zjawiają się natychmiast aniołowie.

Nie mam wątpliwości, że ta historia powtarza się po dzień dzisiejszy! Jestem przekonany, że kiedy przychodzi nam podjąć w życiu trudną decyzję (nie chodzi mi o wybór tego, co zjeść na śniadanie, albo w co się dzisiaj ubrać, choć wiem, że dla wielu kobiet a może i nie tylko kobiet to często nie łatwa decyzja),  ale mam na myśli takie naprawdę trudne życiowe wybory, wówczas Pan Bóg posyła do nas anioła. On jest obok po to, aby nam pomagać! I nie chodzi o to, że mamy szukać jakichś widzeń.  Nie! Chodzi o to, aby umieć dostrzec, że obok nas jest ktoś, kogo Bóg posyła, żeby nam pomóc i nas wesprzeć. We wszystkich moich najtrudniejszych decyzjach zawsze obok zjawiał się ktoś, kto miał dobrą radę, kto posłużył swoją mądrością. Inna kwestia jest to, czy potrafimy kogoś takiego zauważyć, albo posłuchać!? Czy zdecydujemy się na to, aby uwierzyć, że ta czy ów jest posłany do nas przez Boga.

Jak kogoś takiego rozpoznać? Otóż anioł ma jedna cechę – jest przeźroczysty. Czyli go nie widać. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Jeśli zjawia się w naszym życiu taki człowiek, który nie ściąga uwagi na siebie, który nie mówi czegoś po to, żeby coś ugrać dla siebie, żeby być docenionym za swoja radę, tylko mamy wrażenie, że gdy z nim rozmawiamy to on mówi cos tylko dlatego, że szuka dobra i nie chce nic dla siebie, to to jest twój anioł. To jest ktoś, kto jest przeźroczysty, kto nie próbuje naszej uwagi skoncentrować na sobie. I jak chcemy rady przy podejmowaniu trudnych decyzji, szukajmy kogoś takiego. To może być osoba, która mało znasz, ale równie dobrze może być to ktoś bliski: często babcia jest kim takim, rzadziej teściowa, ale znam takie teściowe, które są prawdziwymi aniołami. Warto szukać takich ludzi wokół siebie, którzy nie koncentrują naszej uwagi na sobie, ale pragną nieść dobro. Pytajmy ich o radę! Bardzo często o to jest właśnie twój anioł, jakiego pan Bóg ci posyła w twoim strapieniu czy zwątpieniu. Choć my – racjonalni chrześcijanie XXI wieku coraz mniej zaczynamy wierzyć w tę pomoc aniołów. A szkoda…

Druga rada, która odnajdujemy w dzisiejszej liturgii słowa, związana jest z tym, co mówią aniołowie do Apostołów. W zasadzie oni zarzucają Apostołom tylko jedno: „Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” Innymi słowy: dlaczego sterczycie tutaj i patrzycie w niebo zamiast iść do Jerozolimy, tak jak wam polecił Chrystus, aby tam czekać na Ducha Świętego.

Czym jest to patrzenie w niebo? Otóż jest to pokusa zrozumienia wszystkiego. Bardzo niebezpieczna zresztą z duchowego punktu widzenia.   Nie chodzi o to, że nie wolno nam chcieć czegoś rozumieć. Wolno! Ale można tak chcieć wszystko pojąć, zrozumieć i ogarnąć, że już nie zostawiamy miejsca na tajemnicę Bożego działania w naszym życiu. I wówczas stoimy w miejscu. Jesteśmy tak przesiąknięci naszymi pomysłami na życie i chęcią zrozumienia i kontrolowania wszystkiego, że nas to skutecznie zamyka na działanie Pana Boga w naszym życiu, na Jego pomysły i plany. Apostołowie patrząc w niebo próbują zrozumieć jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Jak On tam poszedł?  Którędy On tam poszedł? W naszym życiu wiary zawsze będą takie rzeczy, których do końca nie zrozumiemy. Spotykam takie osoby, które mówią: jeśli zrozumiem, to uwierzę. To już chyba św. Augustyn mówił, że ten, kto chce zrozumieć w pełni logikę działania Pana Boga, co najwyżej straci zmysły!

Dlatego aniołowie mówią do Apostołów z takim naciskiem: przestańcie się gapić w niebo i idźcie do życia. Nie próbujcie tylko i wyłącznie wszystkich prawd wiary zrozumieć, tylko zacznijcie nimi żyć. A wówczas objawią się nam one w całej pełni.

I to jest główny wydźwięk dzisiejszej uroczystości. Jesteśmy współczesnymi uczniami Chrystusa, którzy poznali Jego naukę, którzy poznali prawdy wiary i teraz są zaproszeni, aby wcielić je w życie. To jedyny sposób, aby nauka Chrystusa mogła objawić się w nas w całej pełni. Nie ma innej metody na sprawdzenie prawdziwości nauki Chrystusa, niż zastosować je w życiu.   Z jednym wszakże zastrzeżeniem: Nie próbujmy wszystkiego planować i kontrolować sami. Aby w naszym życiu mogła objawić się w pełni moc Boża musimy naśladować Pana Jezusa a Jego domeną, jak i domena świętych było to, że zawsze nasłuchiwali w życiu tego, co chce im powiedzieć Bóg. I to jest właśnie to! Na tym polega życie człowieka wiary, który nie uważa że wie lepiej od Pana Boga, co jest dla niego dobre, który nie uważa, że jest najmądrzejszy. Dlatego słucha Boga!

Nam to nie zawsze pasuje, bo my chcemy sami wiedzieć, sami ogarniać wszystko, sami kontrolować. Tylko, że w życiu człowieka, który sam wszystko kontroluje nie ma już miejsca na działanie Pana Boga. Pan Bóg bowiem nigdy nie narzuca się na siłę, przychodzi tam, gdzie jest chciany. Bo Duch Święty przychodzi do pustego, przychodzi tam, gdzie może coś napełnić. A jeśli ja już zapełniłem moje serce pomysłami na życie a swoja głowę próbą zrozumienia wszystkiego, to może się okazać, że On już nie ma gdzie przyjść i czego napełnić swoja mocą.

My – podobnie jak Apostołowie – czekamy na Ducha Świętego a On przyjdzie i napełni nas na tyle na ile Mu pozwolimy, na ile zrobimy Mu przestrzeń w naszym życiu i w naszym sercu. I oby to miejsce dla siebie znalazł, gdy przyjdzie..

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji