Wziąć krzyż

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. [Mt 16,24]

Od początku chrześcijaństwa w ludziach wierzących rodziły się pytania: Dlaczego Jezus musiał tyle wycierpieć? Dlaczego chciał aż tyle wycierpieć? Dlaczego podjął drogę, o której wiedział, że jej ziemskim celem będzie krzyż? Dlaczego wreszcie mówi nam, żebyśmy zaparli się samych siebie, jeśli chcemy mieć udział w Jego Królestwie?

Kiedy człowiek ma wybór, wybiera zazwyczaj najkorzystniejszą i najwygodniejszą drogę osiągnięcia jakiegoś celu. Dlaczego zatem Chrystus wybrał tę najtrudniejszą? Nasuwa się tylko jedna rozsądna odpowiedź: widocznie była to jedyna droga do zbawienia! Bóg nie jest cierpiętnikiem i nie szuka jakichś specjalnych sposobów, żeby człowieka udręczyć cierpieniem. Jeśli każe przejść swojemu Synowi właśnie taką drogę, wiodąca od wcielenia przez krzyż do zmartwychwstania to znaczy, że nie było innego wyboru! Podobnie jak nie ma innego Mesjasza, oprócz Jezusa, tak, nie ma innej drogi zbawienia, tylko ta jedna. Gdyby była inna, lepsza droga, uwolnienia człowieka z tragicznej konsekwencji grzechu z pewnością Bóg by ją wybrał.

Prawie wszystkie religie poza chrześcijaństwem – pisał wielki współczesny teolog Hans Urs von Balthasar – jako centralne stawiają sobie pytanie: w jaki sposób człowiek może uniknąć cierpienia? Próbują tego dokonać przez postawę stoicką, przez wyrwanie się z zaklętego kręgu kolejnych wcieleń, przez pogrążenie się w medytacjach. Chrystus przeciwnie – stał się Człowiekiem, po to, by cierpieć.

Cierpienie jest wpisane w naszą codzienność. Tak jak grzech, który leży u podstaw każdego cierpienia. Ale Chrystus poprzez Krzyż, ukazał światu, że cierpienie wcale nie musi być bezsensowne.

Ale ważne jest tutaj ostrzeżenie jednego z Ojców Kościoła, abyśmy z samego cierpienia nie zrobili bożka: Abyśmy nie myśleli, że samo cierpienie może człowieka zbawić! „Chrystus wskazuje, że ważna jest również przyczyna, dla której człowiek przyjmuje cierpienie: w oczach Bożych wartość ma tylko to cierpienie, które jest naśladowaniem Chrystusa, które jest przeżywane w zjednoczeniu z Nim” (św. Jan Złotousty).

Oczywiście krzyż do niesienia którego zachęca nas Chrystus może przybierać różne wymiary.

Nie trzeba daleko szukać: każda miłość jest tak naprawdę wymiarem krzyża, w który wpisana jest zgoda na zranienia i ofiarę, na umieranie nas samych, dla naszego ego.

Wymiarem krzyża może być zgoda na własne życie (nie w sensie traktowania go jako dopust Bożego), ale jako akceptacja tego, co niesie życie, zarówno jego jasnych, radosnych stron jak i ciemnych. Tymczasem wielu z nas potrafi raczej narzekać na swoje życie, na los, spoglądając za to z zazdrością na życie innych, którym w naszym mniemaniu wiedzie się lepiej.

Krzyżem w jakimś sensie będzie też troska o to, aby iść za Chrystusem, poprzez wierność zasadom Ewangelii. Tak, aby nie popełniać błędu św. Piotra z dzisiejszej Ewangelii, który ulega pokusie wyjścia przed Chrystusa i przekonanie, że wie lepiej, jaki powinien być los Jego Mistrza.

Krzyżem może być też zgoda na to, że wszyscy w jakimś sensie umieramy z godziny na godzinę, choć współczesny świat próbuje prawdę o ludzkim umieraniu zagłuszyć. Umieramy zarówno w wymiarze fizycznym, gdy z czasem tracimy siły, jak i w wymiarze społecznym czy rodzinnym poświęcamy się dla innych. Możemy umierać dla grzechu, albo pozwalać, żeby to grzech zabijał w nas życie łaski. Chcąc jednak zabić w sobie grzech, musimy sięgnąć po jedyną skuteczną broń w tej duchowej walce, po krzyż! Oczywiście nikt z nas nie musi. Chrystus nikogo nie zmusza do pójścia drogą Ewangelii, drogą prawdy, w którą w jakimś wymiarze zawsze wpisany jest krzyż. Zawsze mówi: „Jeśli chcesz”…

Oczywiście zawsze byli i będą tacy, którzy wolą zabić Boga w sobie czy w wymiarze publicznym, będą woleli zagłuszyć prawdę niż zabić w sobie grzech. Będą odtrącali krzyż, ratując kłamstwo o swej bezgrzeszności i przekonaniu, że mają monopol na decydowanie o tym co to jest prawda.

Bóg nie chce, abyśmy cierpieli, ale nie chce też, abyśmy za cenę lichego luksusu tu na świecie i za cenę relatywizowania prawdy rezygnowali ze szczęścia wiecznego, dlatego gdy przychodzi nam cierpieć, dla ocalenia ważniejszych wartości takich jak miłość, prawda, życie człowieka czy szczęście wieczne – mówi nam: nie wahajcie się wziąć krzyża, z zaufaniem, że to właśnie w nim odniesiecie ostateczne zwycięstwo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji