Przyjmować Słowo Boże

Na początku było Słowo. Gdy nadeszła pełnia czasu, Słowo stało się dzieckiem i zamieszkało między nami. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo troszczyli się o Nie Jego rodzice: Maryja i Józef. Wystarczy przypomnieć sobie szczęście na twarzach małżonków, zwyczajnych ludzi, którym rodzi się wyczekiwane, pierwsze dziecko.
Lubię czasem obserwować młodych rodziców, którzy cieszą się obecnością nowo narodzonego maleństwa. Pochylają się nad nim, obserwują je, mówią do niego, starają się wychwycić najdrobniejsze sygnały, które do nich wysyła. Poświęcają mu bardzo dużo czasu i uwagi. Nowonarodzone dziecko dokonuje swoistego przewrotu w życiu rodziny. Dotychczasowe zwyczaje stają na głowie. Ci, którzy prowadzili życie bardzo towarzyskie i niepoddane żadnym rygorom, którzy kierowali się do tej pory własnym widzimisię, teraz zaczynają żyć pod dyktatem potrzeb swojego dziecka. To ono wyznacza rytm dnia i nocy, decyduje, nawet czy rodzice danej nocy sobie pośpią, czy nie. Co ciekawe, nic nie mówi. Samą swoją obecnością przemienia rodziców, powiedziałbym nawet, że stwarza ich na nowo. Rezygnacja z własnych przyjemności nie jest dyskutowana; zaniechanie swoich planów przyjmowane jest przez rodziców jako oczywistość; a niemiłe obowiązki - gdy dziecko wymaga nieprzespanych nocy - podejmowane zazwyczaj bez narzekań. Nawet ci, którzy dotąd nikogo nie pytali o zdanie, teraz czytają książki i poradniki, liczą się z opinią bardziej doświadczonych rodziców, a czasem udają się po radę do specjalisty.
Dlaczego o tym mówię? Myślę, że postawy takich rodziców są dla nas przez analogię dobrym wzorem w przyjęciu Słowa Bożego, które stało się ciałem. Przyjmując  słowo Boże, musimy starać się zatem naśladować rodziców niemowlaka. Musimy dać Słowu swój czas, by miało szansę z nami zamieszkać; musimy wsłuchiwać się w Nie z uwagą, abyśmy mogli zrozumieć i przyjąć jego mądrość;  warto także pytać o Nie mądrzejszych i bardziej doświadczonych, którzy wsłuchują się w Słowo Boże od lat, którzy żyją nim a na pewno na tym skorzystamy; wreszcie starajmy się być Mu posłuszni, by mogło stworzyć z nas nowego człowieka.
Św. Jan Apostoł poświęcając Prolog swojej Ewangelii wcielonemu Słowu i przekonując nas do przyjęcia Go i otwarcia się na nie chce w ten sposób przekonać nas, abyśmy się nie bali tego Słowa. Chce nas zapewnić, że Ono nam nie zagraża. Słowo Boże jest bezradne jak dziecko, zwłaszcza wtedy, gdy zamkniemy przed nim drzwi naszego serca. Ono ma bowiem tylko taki wpływ na nasze życie na jaki  Mu pozwolimy. Jeśli się nie zgodzimy, jeżeli nie znajdziemy miejsca dla Niego, zostanie „sierotą”. Choć to najbardziej smutne, gdy w życiu chrześcijanina, człowieka, którego wiara ma swoje źródło właśnie w tym wcielonym Słowie Boga, to Słowo nie znajduje miejsca w jego codziennym życiu i z czasem staje się obce. Czy można w ogóle mówić o chrześcijaństwie bez wsłuchiwania się w Słowo Boże? Czy nie będzie ono puste, kiedy nie ma w nim tego, co najbardziej istotne, dla dobrego przezywania naszego chrześcijaństwa?
Zobaczmy, że Prolog Ewangelii świętego Jana nie jest malowany słodkimi barwami bezpiecznego dzieciństwa Słowa. Święty Jan nie unika w swojej Ewangelii pewnego wymiaru dramatyzmu: mówi, że możliwe jest osierocenie Słowa. Możliwe jest odrzucenie Słowa, które przecież przyniosło człowiekowi zbawienie.  
I oczywiście często mówi się (relacjonując różne dramatyczne wydarzenia, o których donoszą nam media) jakie skutki dla dzieci ma zaniedbanie go ze strony matki i ojca. Znacznie rzadziej mówi się o konsekwencjach dotykających rodziców, którzy nie potrafią kochać i przyjąć swego dziecka. Podobnie dzieje się, gdy ktoś odstawia Biblię na półkę i pozwala, żeby na jej grzbiecie gromadził się kurz, albo gdy po niedzielnej mszy świętej już na progu kościoła nie pamięta, jaka była treść czytań. Słowo znika z niego jak nowe życie, które chciało ono wnieść w nasze wnętrze, ale które ostatecznie przez zaniedbanie wsłuchiwania się w Słowo Boże zostaje uśmiercone. A wtedy zostaje w naszych sercach pustka, którą trzeba czymś wypełnić…
Do obcowania ze Słowem Bożym zachęca nas także apostoł Paweł, który życzy nam dzisiaj, „aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał nam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da nam światłe oczy serca tak, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych".
Niech te życzenia św. Pawła nie zostaną dla nas tylko pobożnymi życzeniami, ale nich przez codzienne otwarcie na Boże Słowo będą mogły stać się naszym osobistym doświadczeniem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca