Pytanie o posłuszeństwo

Niedawno podczas pewnych rekolekcji, którym się przysłuchiwałem usłyszałem pytanie, które nie wiem czy bardziej mnie zszokowało czy zmusiło do pewnej refleksji: Czy to, co w nas tkwi, to jeszcze wiara czy już odejście od wiary? Gdybyśmy tak dogłębnie się zastanowili nad treścią naszej własnej wiary, doszlibyśmy pewnie do wniosku, że tak naprawdę pokrywa się ona z tym, co słyszymy w Ewangelii w 30, może 40%, resztę zajmują w nas poglądy, stereotypy, przemyślenia nie zawsze z Ewangelią mające wiele wspólnego… Najlepszym dowodem na to, że tak jest, jest sposób w jaki reagujemy na wymagania stawiane nam przez Słowo Boże. Słuchając dzisiejszych czytań o poświęceniu Abrahama, mamy mieszane uczucia. Być posłusznym w naszych czasach, to bardzo trudna i niepopularna sprawa. Kiedy słyszymy, jak Bóg zażądał od Abrahama rzeczy niezwykłej – złożenia jedynego syna w ofierze – jesteśmy niemal oburzeni i słuchamy tej opowieści z niedowierzaniem. Dzisiaj w dobie promowania niezależności i asertywności takie słowa jak posłuszeństwo, pokora, uległość najchętniej wyrzucilibyśmy z naszych słowników. Dotyczy to także gotowości poddania się woli Bożej. Owszem gotowi jesteśmy się z nią zgodzić, ale dopóty, dopóki nie krzyżuje naszych planów.

Jak więc jest z tym poleceniem Boga Ojca, które słyszymy w Ewangelii: "To jest Syn mój Umiłowany, Jego słuchajcie"? Do czego jesteśmy zaproszeni przez to wezwanie? Co takiego Chrystus ma nam do powiedzenia, skoro sam Bóg poleca Go słuchać? Nie chodzi przecież o ślepe posłuszeństwo i o bezmyślne zawierzenie, bo Chrystus nie chce mieć w nas niewolników. Chrystus ma nam coś do powiedzenia o nas samych, o naszej kondycji człowieka, bo sam był CZŁOWIEKIEM, o naszym życiu, o jego ostatecznym przeznaczeniu i sensie. On ma nam do powiedzenia coś, o czym nie powiedzą nam żadne współczesne media i nie podpowiedzą żadne reklamy. Posłuszeństwo Chrystusowi, słuchanie Chrystusa to nie paraliż woli – jak chcą to widzieć niektórzy współcześni krytycy chrześcijaństwa; to nie pozbycie się odpowiedzialności, czy też wyraz słabości, jak sugerują egzystencjaliści. Wprost przeciwnie, to wzięcie odpowiedzialności w swoje ręce, to rozpoznanie swojego prawdziwego miejsca i roli w świecie, w rodzinie, w miejscu pracy, w Kościele; to wyraz siły i uznania wielkości człowieka, ale zarazem prawda do jego słabości i ułomności. Tak łatwo dajemy się kierować reklamom, tak łatwo słuchamy fałszywych współczesnych proroków i idoli, a tak trudno jest nam zawierzyć, zaufać Bogu. A przecież „słuchać Chrystusa, to odkryć prawdziwe znaczenie człowieczeństwa” – nauczał jeden z najlepszych współczesnych znawców filozofii i duchowej kondycji człowieka – św. Jan Paweł II.

Tylko, czy takie wymaganie to nie za dużo dla człowieka, który już nie chce słuchać nikogo poza samym sobą, a już na pewno nie kogoś, kto jest dla niego zbyt wymagający... Nawet gdyby tym kimś był Chrystus. A Chrystus jest wymagający, bo taka jest prawdziwa miłość! Miłość, która nie stawia wysokich wymagań będzie co najwyżej jakąś karykaturą miłości. Ktoś, kto proponuje nam filozofię z gruntu „róbta, co chceta” tak naprawdę pokazuje, że nie zależy mu ani na nas ani na naszym dobru. Kiedy Chrystus wzywa  do wejścia na szczyt, do przemiany, do walki o dobro, lub nawołuje nas do nawrócenia i zawierzenia Ewangelii, to nie jest to jakiś naiwny eufemizm, ale bardzo rzeczowe, konkretne i poważne wezwanie. On nie pieści ludzkich uszu tanimi sloganami i nie szuka poklasku, tylko dobra człowieka... czasami dobra trudnego...

Może dlatego, w tę II niedzielę Wielkiego Postu Chrystus proponuje nam wyjście na górę Tabor, abyśmy nie dali się przytłoczyć tylko doczesnością i doczesnym sposobem patrzenia. Przemiana do przeżycia której zaprasza nas Chrystus  zaczyna się od przemiany naszego sposobu myślenia. Góra Tabor, to góra Chrystusa. Góra, po przejściu której Apostołowie już nigdy nie będą patrzyli na sprawy tak jak patrzyli wcześniej. Tam nauczyli się spoglądać oczami Boga. Czy stać nas jeszcze na inne spojrzenie na nasze życie? Spojrzenie przemienione prawdziwym duchem Ewangelii? Czy już na stałe będziemy zanurzeni w codzienności i przyziemnych sprawach i tylko przez ich pryzmat będziemy spoglądać na rzeczywistość, nawet jeśli wiemy, że to bardzo ograniczony sposób patrzenia?


Św. Paweł mówi: „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8:31) No właśnie, Bóg na pewno jest ze mną, tylko że ja sam mogę być przeciwko sobie, jeśli nie odpowiem na Boże wołanie i nie nauczę się patrzeć na życie z perspektywy Chrystusa i Jego Ewangelii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa