Eucharystia - dotknięcie Chrystusa

Wzruszająca jest postać kobiety, której wystarczyło dotknąć Chrystusowego płaszcza (por. Mk 5,21-43). Przez dwanaście lat wiele wycierpiała i wiele się nauczyła. Nie pomogli jej ludzie ani cały majątek, nie umieli uzdrowić jej lekarze, chociaż umieli wyciągnąć od niej ostatnie pieniądze. Była już swego rodzaju ruiną człowieka: straciła zdrowie, straciła mienie, straciła nadzieję. A jednak okazała się bogatszą i mądrzejszą od całego ogromnego tłumu, który otaczał Jezusa. Gdyż ona jedna posiadała głęboką wiarę. Ta wiara kazała jej jedynie dotknąć płaszcza Chrystusa. Bardzo dyskretnie… Bowiem zgodnie z Prawem Mojżeszowym osoby chore na krwotok uznawano za osoby nieczyste, które nie mogły nikogo dotykać. To nieśmiałe dotknięcie zmieniło całe jej życie…

Dotknąć – to słowo, które częściej miewa ujemny wydźwięk. Mówimy: „dotknąć kogoś” to znaczy urazić, obrazić czy zranić. Niestety nie ulega wątpliwości, że człowiek może i potrafi w taki sposób dotykać. Możemy tak dotykać drugiego człowieka i wcale nie potrzeba wiele: jedno słowo, gest, obojętność… Wbrew pozorom człowiek może też w podobny sposób dotknąć Boga: raniąc Jego ojcowskie uczucia i Jego miłość przez obojętność, przez grzech. Krzyż jest tego najlepszym dowodem, że ja człowiek mogę zranić Boga.

Dzisiejsza Ewangelia zdaje się jednak zadawać nam inne, nie mniej ważne pytanie z perspektywy wiary: Czy umiemy dotykać Chrystusa z taką wiarą, ufnością i miłością, aby to dotknięcie uzdrawiało i umacniało naszą duszę? Jest dowiedzione, że nasz osobisty kontakt z inną – życzliwą i pełną empatii osobą może nas pokrzepić, pocieszyć, umocnić i zmobilizować do działania. Żyjemy w czasach gdy często reklamuje się uzdrowieńcze siły różnej maści bioenergoterapeutów, czy znachorów, których dotknięcie przekazuje nam jakieś ożywcze prądy. Z ich porad korzystają także nierzadko chrześcijanie. Powstaje pytanie: Czy nasze dotknięcie Chrystusa w Komunii Świętej nie jest dużo większym błogosławieństwem, który ma moc nas przemienić, uzdrowić i zmobilizować do lepszego życia? A jeśli nie działa na nas z taką mocą, to moglibyśmy zapytać: Dlaczego? Może dlatego, żeśmy tę praktykę zmechanizowali i zrutynizowali? Może to dobre zadanie, do którego wzywa nas dzisiaj postawa owej kobiety z Ewangelii, aby przed każdą Komunią świętą wzbudzić w swoim sercu na nowo wiarę i ufność, jak była w sercu tej kobiety.

Nasz Bóg jest Bogiem cudów. Potrzeba nam wiary, że to, co opisuje dzisiejsza Ewangelia, to nie tylko odległa historia, ale coś, co może zdarzyć się i dzisiaj.

Każdy z nas nosi w sobie jakąś chorobę czy słabość: jedni fizyczną, inni duchową… Nikt z nas nie jest wolny od grzechu, który zawsze jest chorobą duszy. Dlatego zawsze potrzebujemy uzdrowienia! Potrzebujemy dotknięcia Chrystusa!

Warto prosić o tę łaskę, ale też starać się przez swoje własne zaangażowanie i otwartość, aby każde nasze spotkanie z Chrystusem było tym, które nas przemienia i uzdrawia. Zwłaszcza to spotkanie w Liturgii Eucharystii, w której Ojcowie Kościoła widzieli synonim owej Chrystusowej szaty z dzisiejszej Ewangelii, która skrywa żywego i obecnego pośród nas Jezusa.

Najczęściej wierzymy w cud dopóty, dopóki wydaje się nam, że jest możliwy. Kiedy córka Jaira umarła, domownicy i przyjaciele stracili nadzieję. Mówili, że jest już za późno, po co trudzić Jezusa?

Tymczasem wierzyć naprawdę – to wierzyć w cud, który wydaje nam się po ludzku zupełnie niemożliwy. Ale nie u Boga. Bo u Boga nie ma rzeczy niemożliwych…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji