Nie pora na słowa
Medytacja jest modlitwą czuwania. Jedno z wezwań, jakie są przez wiele osób powtarzane w trakcie jej trwania, to wezwanie: „Marana –tha”. Przyjdź, Panie! Medytacja to oczekiwanie na przyjście Pana z Jego łaską, którą On pragnie nas wypełnić
„Modlitwa kontemplacja, to nie pora na słowa” – zwykł mawiać św. Jan od Krzyża. Oczywiście jest modlitwa, gdzie słowa są ważne i potrzebne. Ale kiedy wchodzimy w głęboką tajemnicę komunii z Bogiem, komunii, która przede wszystkim jest zanurzeniem się w miłości, bardziej odpowiednią postawą wydaje się cisza a słowa okazują się być nieadekwatne a bywa, że i bezużyteczne. Komunia, jaka realizuje się dzięki medytacji i w doświadczeniu medytacji jest komunią – zjednoczeniem ze Słowem Bożym zamieszkującym w nas. Aby jednak móc wejść w tę komunię konieczne jest coraz głębsze wyciszenie. „Gdyż to właśnie w głębokiej i twórczej ciszy spotykamy Boga” – pisze Thomas Merton w Nowym posiewie kontempacji. Lecz cisza ta nie jest pustką, gdyż właśnie dzięki obecnemu w niej i żywemu Słowu Boga staje się ona pełnią przekraczającą zdolności naszego intelektu i języka. Dlatego postawą człowieka wiary jest wsłuchiwanie się! Tylko wówczas jesteśmy w stanie usłyszeć głos Boga, który mocniej dociera do naszych serc niż do naszych uszu. Również bardziej sercem niż umysłem jesteśmy w stanie uczestniczyć w tym dialogu z Bogiem, który realizuje się w naszym wnętrzu. Wobec Tajemnicy Boga, która objawia się w nas jesteśmy bardziej zaproszeni by milczeć i słuchać niż myśleć i mówić…
Wszyscy mistrzowie życia duchowego są zgodni, co do tego, że cisza jest absolutnie konieczna dla ludzkiego ducha, jeśli ma on naprawdę rozkwitać i twórczo wpływać na całe nasze życie a nie tylko egzystować. W sposób szczególny cisza potrzebna jest współczesnemu człowiekowi żyjącemu w nieustannym zgiełku nie tylko zewnętrznym ale często i wewnętrznym. Cisza bowiem stwarza naszemu duchowi przestrzeń, w której może on swobodnie oddychać obecnością Boga. Co więcej modlitwa, jaką jest medytacja właśnie przez fakt, że rezygnujemy w niej ze zbędnych słów a pozwalamy sobie na wejście w ciszę prowadzi nas do radowania się prawdziwą wolnością ducha, gdzie nie musimy już grać żadnej roli, nikogo udawać, spełniać niczyich oczekiwań… Jesteśmy po prostu po to, aby być i kochać.
Przygotowując to rozważanie przypomniałem sobie słowa jednej z moich znajomych, z którymi od lat żegluję. Podczas jednego z takich rejsów zatrzymaliśmy się na kilka dni przy jednej z wysp Atlantyku, gdzie zwykliśmy rano i wieczorem medytować na jednej z plaż. ZA dnia na plaży było zwykle mnóstwo ludzi, ale o świcie i późnym wieczorem plaża wyludniała się prawie zupełnie. Było pusto i cicho. Czasem było widać jedynie w oddali kilka statków skrzących się światłami. Medytowaliśmy zapatrzeni w morze. Wówczas jedna z dziewczyn powiedziała: „Kiedy medytuję tu na plaży, powtarzając w sercu swoje wezwanie, to mam wrażenie, jakbym rzucała róże w morze a fale jakby niosły je dalej i dalej w darze da Boga”.
Pomyślałem wtedy, że to dobry obraz dla naszej medytacji. Nasze powtarzane w rytmie oddechu i z miłością modlitewne wezwanie jest jak taka róża, którą rzucamy w przestrzeń duchowego oceanu a Duch Święty niesie je dalej i dalej w darze dla samego Boga.
Komentarze
Prześlij komentarz