Dotknięcie Zmartwychwstałego

Pierwszym ważnym aspektem dzisiejszego spotkania Apostołów ze Zmartwychwstałym jest możliwość dotknięcia Jego ran. Chrystus zarówno Apostołom, jak i nam pokazuje swoje ręce i bok. Rany Jezusa są Jego znakiem rozpoznawczym. Tomasz, niesłusznie nazywany niedowiarkiem, domagał się dotknięcia ran Pana. Można powiedzieć, że miał dobrą intuicję, że jego wątpliwości zaowocują doświadczeniem, które także dla nas – chrześcijan następnych wieków będzie ważne.

Nie chodzi o to, aby się zastanawiać, jak to możliwe, że w ciele Zmartwychwstałego pozostały rany. Trzeba umieć tutaj głębszy, duchowy sens. Chrystus ukrzyżowany jest jednocześnie tym, który zmartwychwstał. To jest ta sama Osoba i ta sama miłość do nas. Za nas umarł i dla nas zmartwychwstał. Bo nas kocha do szaleństwa. Do szaleństwa, czyli do pasji krzyża. Te rany pozostają na wieki symbolem miłosiernej miłości Bożej, gotowej na cierpienie, ból, śmierć. Bóg ukrzyżowany to najgłębsze wyznanie tej miłości. „Będą patrzeć na Tego, którego przebili”. Tym proroctwem ze Starego Testamentu św. Jan kończy swój opis męki. Jezus, pokazując mi swoje rany, mówi tym gestem: „Patrz, jak cię kocham! To, co ciebie rani, rani i Mnie. W moich ranach jest zdrój miłosierdzia dla ciebie i całego świata”. Do św. Faustyny powiedział: „Kiedy ci się zdaje, że cierpienie przechodzi siły twoje, patrz w rany Moje”.

Kolejnym ważnym doświadczeniem dzisiejszego spotkania z Chrystusem jest to, że Apostołowie otrzymują od Niego Ducha Świętego: „Tchnął na nich”. Bóg, stwarzając człowieka z prochu ziemi, tchnął w ducha życia. To był pierwszy pocałunek Boga Stwórcy. Jezus, Syn Boży, przez swoją śmierć i zmartwychwstanie dokonał odnowienia dzieła Stwórcy zniszczonego przez grzech. Można powiedzieć, że to tchnienie jest pocałunkiem Zbawcy. Kościół powstał z tchnienia Ducha Świętego. Duch daje mu życie i siły do działania. Każdy sakrament jest kolejnym pocałunkiem Zbawiciela. Jest zanurzeniem w Jego nieskończonym miłosierdziu, które nas oczyszcza, uzdrawia, leczy i umacnia świętymi.

Mając okazję uczestniczenia w dialogu międzyreligijnym często słyszę z ust przedstawicieli innych religii: jak bardzo wam zazdrościmy, że macie w Kościele dar odpuszczania grzechów. Owszem inni też wierzą, że Bóg przebacza, że jest miłosierny, ale czasem ten jeden element – doświadczenie przebaczenia, jakie jest nam dane w sakramencie jest tak ważny dla naszej duchowej i psychicznej kondycji. Konkretny znak, jakim jest sakrament daje już nie tylko wiarę, ale pewność, że moje grzechy są odpuszczone! „

W gruncie rzeczy nie ma innego celu istnienia Kościoła jak ten – leczyć świat przez przebaczanie, przez zwracanie ich na nowo ku Bogu. To jest władza większa niż wszelka polityczna czy militarna siła. Choć wygląda to z pozoru bardzo mizernie. Stary, niewygodny konfesjonał; ksiądz, który sam jest człowiekiem i grzesznikiem, czasem bolesne wyznanie grzechów, które także bywa niedoskonałe. Ale Bóg patrzy w serca. Wystarczy Mu odrobina naszej dobrej woli i zaufania w miłosierdzie. Każda spowiedź jest pocałunkiem miłosiernej miłości Boga. Każda mnie przemienia, choć czasem na pierwszy rzut oka tego nie widać.

I wreszcie pełne nadziei dla nas zakończenie dzisiejszego spotkania z Chrystusem: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Mowa jest o znakach, które zapisano, abyśmy wierzyli. Nie możemy zobaczyć i dotknąć jak Tomasz. Ale możemy otwierać Biblię i w niej spotykać się ze Zmartwychwstałym. Tym samym, którego spotykali Apostołowie. A słowo Boże jest wciąż żywe i skuteczne, bo obecna jest w nim moc samego Boga. Jesteśmy „błogosławieni”, gdy wierzymy w moc znaków, jakimi są sakramenty, w moc Bożego Słowa. Oczywiście mamy prawo jak Tomasz czasem wątpić, czasem kłócić się z Bogiem, czasem pytać. Byle z pokorą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji