Uczeń Chrystusa jest zawsze misjonarzem

W imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego [Łk 24, 57]

I tak oto Ewangelista Łukasz pod koniec swojej Ewangelii zabiera nas raz jeszcze do Jerozolimy – najważniejszego miasta nie tylko dal Żydów, gdyż właśnie stąd głoszenie Ewangelii ma wyruszyć, aby w ciągu następnych dwudziestu wieków nieprzerwanego jej przepowiadania objąć cały świat. Jerozolima z powodu świątyni (jedynej, jaką mieli wyznawcy Judaizmu) uchodziła za miasto święte, miasto Boże, choć paradoks polega na tym, że właśnie to miasto odrzuciło Boga, który przychodzi w osobie Mesjasza. Miasto, które chlubiło się największą liczbą największych znawców spraw Bożych, okazało się być miastem ślepców nierozpoznających czasu Bożego nawiedzenia. A jednak jak słyszymy Bóg nie jest zawzięty i skoro temu miastu ma być głoszone przebaczenie, to znaczy, że również wszystkie inne grzeszne zakątki świata mają szansę na zbawienie. Jezus poleca głosić Dobrą Nowinę „Począwszy od Jeruzalem” – można to odczytać także, jako „rozpoczynając od najbliższych”. Mamy być zatem świadkami Ewangelii, świadkami wiary i miłości w swoich własnych domach, w naszych rodzinach, na swojej ulicy, czy w miejscu pracy – a wiec tam, gdzie jest najtrudniej –  a dopiero potem wyruszyć dalej. Nikt z nas z tego obowiązku nie może się zwolnić!

Bycie uczniem Chrystusa oznacza zawsze bycie misjonarzem.

Owszem, Chrystus nigdzie nie obiecuje, że będzie łatwo, ale też przypomina, że nigdy na tej drodze dawania świadectwa nie będziemy sami. Od początku uczniom Jezusa towarzyszy Duch Święty, bo nie można być świadkiem Jezusa bez Ducha Świętego i bez otwartości na Jego prowadzenie. Jak często jednak w naszej codzienności o to prowadzenie i o światło Ducha Świętego prosimy?  Świadek to nie tylko ten, kto czyni cuda, ale nade wszystko ten, kto wlewa w serca innych nadzieję, której źródłem jest Boże Słowo i Boża miłość. Nie możemy jednak innym nieść tej Bożej nadziei, miłości i Bożego Słowa, jeśli sami, na co dzień się na nie otwieramy i nimi nie żyjemy.

Święty Łukasz odnotowuje, że Jezus, wstępując do nieba, błogosławi uczniów. To Jego ostatni gest. Ale nie jest to gest jednorazowy. To błogosławieństwo spoczywa na nas nieustannie, ono nas chroni, rozciąga się nad nami jak płaszcz, jest gwarancją zwycięstwa w naszych duchowych walkach z pokusami, grzechem, z zakusami szatana. Wniebowstąpienie oznacza, że Jezus, zasiadając po prawicy Ojca, wstawia się nieustannie za nami u Niego. To ostateczne zwycięstwo Chrystusa, w które zwłaszcza nam, Jego wyznawcom nigdy nie wolno zwątpić nawet, gdyby różne okoliczności, czy chociażby ponad miarę panoszące się zło zdawały się temu zaprzeczać.

Warto dostrzec jeszcze jedną ważną wzmiankę w tej dzisiejszej Ewangelii: Uczniowie wracają do Jerozolimy z Góry Oliwnej, skąd mają rozpocząć swoją misję i jak czytamy: „są pełni wielkiej radości”. Jest to radość ludzi zbawionych. Jest to radość ludzi, którzy mają świadomość, że zostali zaproszeni do współpracy w najbardziej doniosłym dziele przez samego Boga. To dlatego nawet w chwilach cierpienia i prześladowań potrafili śpiewać pieśni ku chwale Zbawiciela?

Nie da się w tym kontekście nie postawić sobie dzisiaj pytania: Gdzie jest moja radość? Jakie jest jej źródło? Czy znajduję radość w tym, że od chwili mojego chrztu a potem bierzmowania zostałem zaproszony po imieniu, aby być współpracownikiem Boga w dawaniu świadectwa Ewangelii?

Chrześcijanin bowiem to nie tylko świadek wiary i miłości, ale także radości, po której ma być rozpoznawalny przez innych.

I tej radości, pomimo różnorodnych trudności, które trzeba nam znosić dla Królestwa Bożego Wam Kochani moi i sobie życzę. Amen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji