Cztery etapy drogi ku kontemplacji

Ewagriusz z Pontu określił cztery etapy rozwoju modlitwy. Pierwszy polega na oderwaniu od rzeczy zewnętrznych (miał na myśli to, że celem naszej modlitwy nie jest swego rodzaju interesowność, czyli chęć otrzymania czegoś od Pana Boga, o co często w modlitwie zabiegamy jak zdrowie, rozwiązanie życiowych problemów, sukces w pracy etc.

Drugi z etapów polega na odpieraniu złych myśli (logismos). Zwykle nauczyciele modlitwy widzą w tych myślach rozproszenia, które przeszkadzają w skupieniu się na istocie modlitwy, jako relacji z Bogiem.

Trzeci etap – o którym pisze Ewargiusz – polega na tym, że nasza modlitwa przestaje polegać nawet na dobrych myślach, a także na dobrych emocjach, które mogąc stać się oczekiwanym przez nas doświadczeniem towarzyszącym modlitwie mogą jednocześnie stać się również przeszkodą w drodze do prawdziwego zjednoczenia z Bogiem.

Wreszcie czwarty etap modlitwy Ewargiusz określa mianem kontemplacji. Lecz przestrzega jedocześnie, że jest ona bardziej darem łaski, która udzielona zostaje sercu, które jest na nią gotowe, niż naszego wysiłku.

Ewargiusz, który jako pierwszy próbował zdefiniować modlitwę, która została określona, jako „modlitwa serca” lub „modlitwa wewnętrzna” naucza, że na drodze do tej modlitwy czymś niezbywalnym jest przekroczenie progu naszego ego, które ulega pokusie oceniania jak powinna wyglądać nasza modlitwa, najczęściej opierając się na fałszywych wyobrażeniach o niej i uciekając przed tym, co na drodze modlitwy jest trudne, niewygodne, niezrozumiałe. Tymczasem modlitwa serca oznacza według niego powrót do siebie samego, do swego najgłębszego „ja”, będącego źródłem naszej prawdziwej tożsamości danej nam przez Boga. Ewargiuszowi chodzi o to, że zadaniem prawdziwej modlitwy jest odkrycie tajemnicy królestwa, które nosi w sobie człowiek, lub jak kto woli odnajdywanie skarbu ukrytego w głębi naszego serca.

To, co zdaniem Ewargiusza najbardziej przeszkadza w kontakcie z naszym sercem to namiętności, aktywny umysł podsuwający nami nieuporządkowane obrazy i myśli zakłócające duchową uwagę i skupienie. Wreszcie, jako istotną przeszkodę Ewargiusz wymienia brak wytrwałości, która nie pozwala nam nieprzerwanie trwać przy Bogu i życia w świadomości Jego nieustannej obecności. Bez pokonania tych przeszkód nasze serce nie będzie nigdy gotowe do kontemplacji, która Ewargiusz rozumie, jako modlitwę czystą.

Oczywiście z ludzkiego punktu widzenia nie możemy przewidzieć momentu, w którym łaska kontemplacji zostanie nam dana. Możemy natomiast poprzez praktykę modlitwy hezychatsycznej czy jak kto woli monologicznej przygotowywać nasze serca do udzielenia nam tej łaski przez Boga. Jaki jest cel takiej modlitwy? Otóż taki, że „rozmodlone serce rozmadla całego człowieka i pozwala mu trwać w stanie modlitwy nieustannie”. Jest to stan, który przygotowuje nasze wnętrze kształtując w nim zarówno możliwość, jak i przestrzeń do zagospodarowania jej przez Ducha Świętego. Jan Kasjan określa to mianem otwarcia i gotowości na wypełnienie naszego serca łaską. Zaś św. Makary Wielki nazywa ten stan bezpośrednią dyspozycją serca. Jest to stan, który otwiera nas na miłość Boga, która udzielając się naszemu sercu zanurza je w tę miłość czyniąc ją zarówno sensem jak i istotą modlitwy. Bowiem prawdziwie modlić się – jak mówi św. Makary – to nic innego jak kochać Boga i być kochanym przez Niego. [por. Filokalia, s. 259-267]. Wówczas już o nic nie prosimy, niczego nie oczekujemy, gdyż doświadczenie zanurzenia się w miłości Boga sprawia, że zostają spełnione wszystkie tęsknoty ludzkiego serca, zgodnie z tym, co powie św. Augustyn: „niespokojne jest nasze serce dopóki nie spocznie w Bogu” [Wyznania].

Modlitwa, która zanurza nas w kontemplację Bożej miłości udziela nam z kolei nowego sposobu poznania i widzenia zdolnego odnaleźć i doświadczyć Stwórcę wszędzie obecnego i przenikającego wszystko swoją obecnością. W ten sposób modlitwa kontemplacyjna przekształca nasze widzenie dając mu udział w widzeniu samego Stwórcy. Spełnia się wówczas w wymiarze doświadczalnym to, co mówi św. Paweł w Dziejach Apostolskich: „w Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” [Dz 17,28]. I w innym miejscu dodaje, że już nic nie może nas oderwać od doświadczenia tej Bożej miłości, ani ucisk, ani prześladowanie, ani nic innego [por. Rz 8,35]. „Jest to stan – jak napisze Merton, w którym nasze serce i nasz umysł znajdują spoczynek, będąc wolny od wszelkiego lęku i niepewności”. (Nowy posiew kontemplacji).

To jest właśnie cel i owoc modlitwy, do której prowadzi nas praktyka naszej medytacji. Nie możemy go wymusić ani przyśpieszyć, ale poprzez wytrwała praktykę modlitwy skupionej na prostym wezwaniu, które angażując nasz umysł i odrywając nas od niepotrzebnych myśli prowadzi nas do serca, po to, aby przygotować je na wypełnienie darem Bożej miłości.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji