Przypowieść jak lustro

Przeglądam się w lustrze

Twego słowa

 

Tyle pęknięć

na mojej twarzy

bolesnych odejść od Ciebie

 

oczyść moje wargi

i serce moje oczyść

 

Tyle poeta…

Gdy w tę kolejną już z rzędu niedzielę wsłuchujemy się w nauczanie Chrystusa zamknięte w obrazie przypowieści rodzi się w nas podobne pytanie, które w Ewangelii wyartykułowali także Apostołowie: „Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?”

Żeby zrozumieć to zaskoczenie uczniów warto uświadomić sobie że aż dotąd, czyli przez pierwszych 13 rozdziałów Ewangelii według św. Mateusza Jezus nie sięga do przypowieści, lecz naucza wprost. Dlaczego więc nagle zmienia swój sposób przepowiadania?

Jak uświadamia nam dzisiejsze pierwsze czytanie Słowo Boże, które Pan Bóg do nas kieruje ma swoją misję do spełnienia i nie wraca do Pana bezowocnie, dopóki nie wypełni swojego posłannictwa. Jakie to posłannictwo? Bez wątpienia jakąś podpowiedź znajdujemy w przytoczonym przed chwilą wierszu kapłana – poety. Słowo Boże jest niczym lustro, w którym przeglądając się mamy zobaczyć prawdę o nas samych. Bo bez uznania prawdy o sobie nie ma ani prawdziwej wolności, ani też prawdziwego nawrócenia.

Lecz zadziwiające jest uzasadnienie samego Chrystusa, który odpowiadając na wątpliwości uczniów mówi, że powodem nauczanie w przypowieściach jest zatwardziałość serc słuchaczy.

Jak często jest tak, że my sami nie potrafimy słuchać Bożego Słowa. Paradoks owocnego słuchania Słowa Bożego tkwi bowiem w tym, że nie wystarczy mieć uszy – jak mówi dziś Chrystus, by to słowo usłyszeć. Nie wystarczy nawet trochę rozumu, by to Słowo spróbować zrozumieć. Potrzeba jeszcze jednego: potrzeba otwartości serca, gdzie to Słowo może się zakorzenić i skąd dopiero ma szansę oddziaływać na nasze życie.

Często bowiem nasze serce jest jak droga – słuchamy, ale nie chcemy zrozumieć, tego, co Bóg do nas mówi w swoim Słowie. Przychodzi Zły i zabiera z naszej duszy, to, co Bóg w niej posiał.

Bywa, że nasze serce staje się miejscem skalistym – przyjmujemy Boże Słowo z radością, ale nie mamy w sobie korzenia. Gdy przychodzą smutek, ból, bezradność – zamiast wsłuchiwać się w Słowo Boże, które niesie nadzieję, zamykamy się w sobie.

Czasem nasze serce staje się miejscem między cierniami – słuchamy, ale to co jest na świecie zagłuszają w ans Boży głos, tak, że zostaje on bezowocny.

Jak rzadko jest tak, że nasze serce jest żyzną glebą – gdzie Boże słowo przyjęte z radością, zapuszcza korzenia i wydaje owoc.

Może więc warto prosić nieustannie o takie serce, które jest otwarte na Słowo, które potrafi je pokochać i przylgnąć do niego.

Przeglądam się w lustrze Twego słowa…

Prośmy, abyśmy przeglądając się w lustrze Bożego Słowa potrafili w nim dostrzec nie tylko prawdę o nas samych, ale nade wszystko pełne miłości oblicze Boga.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji